Pierwsze operacje powietrzne, sylwetki asów polskiego lotnictwa, a także konstrukcje statków powietrznych – to tylko niektóre zagadnienia, jakie omawiali uczestnicy konferencji „100 lat polskiego lotnictwa wojskowego”, która odbyła się dziś w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych. Tak rozpoczęły się obchody setnej rocznicy utworzenia sił powietrznych.
– Przez ostatnie sto lat dużo zmieniło się w lotnictwie. Zmieniły się uwarunkowania, sprzęt, sytuacja geopolityczna. Niezmienne pozostało jedno – miłość do lotnictwa – mówił gen. bryg. pil. dr Piotr Krawczyk, rektor- komendant Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych inaugurując konferencję. – Cieszę się, że spotykamy się właśnie tu, w Szkole Orląt, bo nie ma pilota wojskowego, który podczas swojej służby nie miał styczności z uczelnią – podkreślił.
Komendant przypomniał, że historia samej WSOSP sięga niemal stu lat. Uczelnia powstała 5 listopada 1925 roku w Grudziądzu, jako Oficerska Szkoła Lotnictwa. Generał przytoczył sylwetkę jednego z jej pierwszych absolwentów – płk. pil. Szczepana Ścibora, dowódcy 1 eskadry 305 Dywizjonu Bombowego, którego samolot w 1941 roku podczas nalotu został zestrzelony nad Belgią. Pilot przeżył, jednak został aresztowany przez gestapo i trafił do obozu jenieckiego Stalag Luft 3 Sagan. Wydostał się z niego dopiero w 1945 roku – po wyzwoleniu obozu przez wojska brytyjskie. Trafił do Wielkiej Brytanii, jednak ze względu na to, że w Polsce czekała na niego żona i dwie córki, zdecydował się wrócić do ojczyzny.
Trafił do 7 Samodzielnego Bombardująco-nurkowego Pułku Lotniczego. Już jako jego dowódca w 1946 roku miał największy nalot w jednostce – wylatał łącznie 2884 godziny. W tym samym roku został skierowany na stanowisko komendanta Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie. Jednak z uwagi na to, że utrzymywał kontakty z powracającymi do kraju żołnierzami Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie, oskarżono go o szpiegostwo. Został aresztowany 9 sierpnia 1951 roku, a po ośmiomiesięcznym śledztwie skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 7 sierpnia 1952 roku. Cztery lata później oficer został oczyszczony z zarzutów. – Ciała Ścibora jednak nigdy nie odnaleziono, a jego córki nadal reagują nerwowo, kiedy słyszą o Dęblinie – mówił.
Podczas konferencji głos zabrał także gen. broni Jarosław Mika. Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych zdradził, że kiedy jeszcze przymierzał się do założenia munduru, pomyślał najpierw o tym lotniczym. Mimo że został czołgistą, lotnictwo nadal jest mu bliskie. – Zmieniają się mundury, stanowiska, upodobania, ale pasja, która drzemie w człowieku jest niezmienna – mówił. – Dziś mówimy sobie sto lat. Sto lat, przepełnione chwilami radosnymi, jak i tragicznymi. Ale zawsze, mimo wszystko jednoczyła nas Rzeczpospolita – dodał.
Powrót do korzeni
Jednym z pierwszych tematów, jakie zostały poruszone podczas konferencji to operacje powietrzne wykonywane przez polskich lotników w latach dwudziestych. Prelegenci podkreślali, że walka powietrzna to rodzaj sztuki. – Tu nie chodzi o to, aby wystartować i wylądować, ale o to, co dzieje się w międzyczasie – mówił Krzysztof Mroczkowski z Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. – Aby można było ją skutecznie prowadzić, konieczne było zajęcie odpowiedniej pozycji, w odległości, która pozwoliłaby na zestrzelenie przeciwnika. Z czasem, gdy w powietrze wzbijało się coraz więcej statków powietrznych, także stworzenie odpowiedniej formacji – podkreślił. Wśród najbardziej spektakularnych ówczesnych operacji lotniczych prelegenci wymieniali między innymi operację „Jazda”, która podczas wojny polsko-ukraińskiej w 1919 roku miała być wstępem do generalnej ofensywy wojska polskiego. Dzięki niej udało się odciąć siły ukraińskie od Lwowa.
Dużo uwagi poświęcono także samym pilotom. Wśród asów lotnictwa wymieniano zarówno gen. bryg. Stanisława Skalskiego, który walczył między innymi podczas bitwy o Anglię, jak i ppor. Mieczysława Garstkę, który walczył na froncie zachodnim i w czasie I wojny zestrzelił pięć wojskowych samolotów. Ppor. Stefana Bastyra, który zasłużył się podczas walk o Lwów czy płk. pil. Jerzego Kosowskiego, weterana wojny polsko-bolszewickiej, uznawanego za ojca polskiego lotnictwa myśliwskiego.
Marcin Krzysztofik, dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie skoncentrował się na czasach powojennych, kiedy uznanie dla polskiego rządu na uchodźstwie zostało przez komunistyczne władze cofnięte. – Wówczas do kraju wróciło 100 tys. żołnierzy, z tego 3 tys. z sił powietrznych. Wszyscy przechodzili weryfikację, ale procedura dotycząca pilotów była wyjątkowo szczegółowa. Urzędy bezpieczeństwa prowadziły dokładną dokumentację, przechwytywali całą ich korespondencję, którą weryfikowali – mówił.
Konstrukcyjna potęga
Prelegenci przypomnieli także historię polskich konstrukcji lotniczych. Jak mówili, w latach trzydziestych najtrudniejsze okazało się pozyskanie silników do śmigłowców. Wyzwaniem stało się także kształcenie przyszłych pilotów. Jak się okazuje, to była wyjątkowo ambitna wówczas młodzież. Owszem, potrzebowała świetnie wyszkolonych instruktorów – kiedy do służby weszły samoloty Łoś czy Karaś – ale by rozpocząć szkolenie, musieli ukończyć przynajmniej dwa lata wyższych studiów inżynierskich.
Natomiast płk rez. prof. dr hab. inż. profesor Ryszard Szczepanik, który przez 46 lat pracował w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych mówił o konstrukcjach, które powstawały w czasach PRL-u. – Tylko wtedy w Polsce wyprodukowaliśmy, co prawda dzięki zagranicznym licencjom, prawie 50 tys. statków powietrznych – podkreślił. – Kiedy wchodziliśmy do NATO i mówiłem naszym sojusznikom, że w latach siedemdziesiątych fabryka w Świdniku produkowała 500 śmigłowców Mi-2, a w Mielcu powstało 500 dwupłatowców An-2, nie mogli uwierzyć – podkreślił.
Lotnicy na misjach
Podczas konferencji ppłk pil. Piotr Wyrębski z 23 Bazy Lotnictwa Taktycznego opowiadał także o zmaganiach polskich lotników podczas misji Baltic Air Policing, podczas której myśliwce MiG-29 patrolowały przestrzeń powietrzną nad państwami bałtyckimi. – Sam pobyt poza granicami kraju nie był dla nas wyzwaniem, stacjonowaliśmy bowiem na Litwie, a tam panuje podobny klimat – mówił. – Zadania też był zbieżne z tymi, które realizujemy w Polsce, no może z tą małą różnicą, że na misji operowaliśmy głównie nad wodą – dodał.
Natomiast kpt. Joanna Soyka z 33 Bazy Lotnictwa Transportowego opowiadała, jak wygląda służba lotników w Afganistanie. – Służyłam podczas VII i X zmiany PKW Afganistan, byłam pilotem śmigłowca, a moim zadaniem było wspieranie przede wszystkim wojsk lądowych – wspominała. A czy loty nad górami Hindukuszu różnią się od tych, które żołnierze wykonują w Polsce? – Podczas lotów w Afganistanie największym niebezpieczeństwem jest ostrzał śmigłowca z broni małokalibrowej i pocisków RPG, bo dopóki nie nastąpi ostrzał, trudno je wykryć. Poza tym na misji lataliśmy znacznie wyżej, musieliśmy też brać pod uwagę pył, który był w zasadzie wszędzie – podkreśla kapitan.
Konferencję zakończyła projekcja filmu „Polacy w bitwie o Anglię. To cóż, że spadła któraś z gwiazd”.
autor zdjęć: Magdalena Miernicka
komentarze