Polakom umowy offsetowe nie kojarzą się najlepiej. Za zakup samolotów F-16 mieliśmy dostać od Amerykanów złote góry. Technologie, rynki zbytu, inwestycje. Tymczasem, symbolem ówczesnych umów kompensacyjnych stały się chlewnie, które w ramach zbrojeniowego offsetu powstały gdzieś na Pomorzu. Czy można się więc dziwić obawom związanym z kolejnym podejściem do tego typu zobowiązań? Tym razem w grę wchodzi prawie 5 miliardów dolarów wydanych na dwie baterie systemów antyrakietowych Patriot. Znów mówi się, że zakup uzbrojenia będzie kołem zamachowym dla gospodarki. Jednak od podpisania umów na dostawy F-16 minęła ponad dekada i wiele się w tym czasie nauczyliśmy. Przykładem jest program Wisła, przy realizacji którego polskie spółki korzystają i finansowo, i technologicznie. Niedawno bydgoski Teldat otrzymał od koncernu Raytheon nagrodę w kategorii najlepsi poddostawcy 2017 roku. Polska spółka otrzymała wyróżnienie za elementy systemu łączności, które od kilku lat dostarcza do wszystkich użytkowników najnowszej wersji systemu Patriot.
– Dziwię się, że masz taki pozytywny stosunek do Amerykanów. Przecież oni na uczelniach ekonomicznych uczą się na przykładzie waszego offsetu za F-16, w jaki sposób podpisać korzystną dla siebie umowę kompensacyjną. Wydaliście miliardy, a w zamian nie dostaliście praktycznie nic. Jeżeli tak traktuje cię sojusznik, to po co ci wróg? – zaczepił mnie jakiś czas temu dziennikarz z Litwy. Było to po jednym ze spotkań z przedstawicielami Pentagonu, jakie miałem okazję odbyć (razem z kilkunastoma innymi żurnalistami z całej Europy) w ramach zorganizowanego przez kwaterę główną NATO wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Z litewskim kolegą wdaliśmy się w krótką dyskusję na temat offsetu za F-16. Przyznam, że nawet nie starałem się wykazać, że aż tak źle na tym nie wyszliśmy. Bo naprawdę trzeba być niepoprawnym optymistą, by twierdzić inaczej. Za zakup samolotów F-16 mieliśmy dostać złote góry. Technologie, rynki zbytu, inwestycje. Tymczasem, symbolem ówczesnych umów kompensacyjnych stały się chlewnie. Dla jasności – nie chcę w tym miejscu rozprawiać, dlaczego kupując za kilka miliardów dolarów 48 wielozadaniowych samolotów, nie wycisnęliśmy, mówiąc kolokwialnie, z tej transakcji jak najwięcej. Na to pytanie niech odpowiedzą osoby, które prowadziły negocjacje i zgodziły się na niekorzystne dla Polski przeliczniki. Przypomnę, że przy niektórych zobowiązaniach offsetowych jeden dolar rozliczano nawet z pięciokrotnym mnożnikiem. Czyli – wydany milion traktowano jako inwestycję… pięciomilionową. To wyjątkowe dobrodziejstwo, zwłaszcza iż w postępowaniu na dostawę samolotów wielozadaniowych wyraźnie zaznaczono, że przetarg wygra ten, kto najwięcej „zwróci” w offsecie. Minimum minimorum to było 100 procent oddane w offsecie. Zakup za 3,5 mld dolarów miał więc przynieść 3,5 mld dolarów inwestycji offsetowych. Amerykanie wygrali przetarg na samoloty wielozadaniowe, bo zadeklarowali ponad 270 procent offsetowego zwrotu! 9,5 mld dolarów robiło wrażenie. Trzeba jednak dodać, że po naszej weryfikacji (przeliczeniu wartości amerykańskich inwestycji), suma offsetu zmniejszyła się z 270 procent na 170 procent, czyli do jakichś 6 mld dolarów. Na domiar złego godziliśmy się na dość dziwne inwestycje (na przykład chlewnie), przy których stosowano wspomniany pięciokrotny przelicznik. Amerykańskie firmy inwestowały też pieniądze w… swoje spółki i pyk, offset zaliczony… Ale to już inna historia i nie o niej chciałem napisać.
Dziś od rozliczeń sprzed 15 lat zdecydowanie ważniejsza jest przyszłość. A są nią Patrioty. Podpisana kilka tygodni temu umowa na dostawę dwóch baterii tego systemu, a w perspektywie kolejnych sześciu, to druga w XXI wieku szansa dla przemysłu obronnego, a wręcz dla całej narodowej gospodarki. Pieniędzy będzie więcej niż za F-16. W pierwszej fazie realizacji umowy to kilkanaście miliardów zł, a w perspektywie całej umowy – kilkadziesiąt miliardów złotych. Offset powinien być więc równie imponujący. Czy rzeczywiście tak będzie i polskie firmy, polski podatnik, skorzystają na tym gospodarczo?
I może jestem niepoprawnym optymistą, ale wierzę, że tak. Co skłania mnie do takiego optymizmu? Przede wszystkim to, iż naprawdę uważam, że polski biznes, z naciskiem na ten zbrojeniowy, dorósł już do tego, aby być dla zachodnich koncernów biznesowym partnerem. Przykłady można mnożyć, ale posłużę się jednym, w tym wypadku idealnym, bo dotyczącym polskiej firmy już dostarczającej komponenty dla systemu Patriot. Tak. Nie było potrzeba offsetu, aby nasza rodzima spółka dołączyła do kilku tysięcy podmiotów dostarczających przeróżne podzespoły (od metalowych skrzyń, aż po elementy elektroniczne) amerykańskich systemów rakietowych. Mowa o bydgoskim Teldacie, który od około 3 lat produkuje dla Raytheona routery, czyli kluczowe komponenty zmodernizowanego systemu łączności Patriotów. Co bardzo istotne, ów router to produkt wymyślony nad Wisłą. Amerykanom tak się spodobały jego możliwości, że zamówili do Patriotów jego zmodyfikowaną wersję. I są tak zadowoleni z Polaków i ich pracy, że uhonorowali Teldat nagrodą dla najlepszych poddostawców 2017 roku.
Uważam, że wszystkie spółki, które w jakiś sposób będą po naszej stronie uczestniczyć w programie Wisła, czy to jako poddostawca, czy też offsetobiorca, powinny dobrze przestudiować drogę, jaką musiała pokonać bydgoska firma, aby zostać globalnym poddostawcą Raytheona. Ile musiała przejść certyfikacji, prób, badań, testów, aby jej produkt trafił do systemów Patriot. Coś na temat amerykańskich wymagań może też powiedzieć PIT Radwar, który również walczy o to, aby zostać poddostawcą Raytheona, i od kilku lat buduje dla niego system IFF przeznaczony dla wyrzutni. Być może fakt, że jeszcze go nie dostarcza, wynika właśnie z tego, jak trudno jest spełnić warunki giganta zbrojeniowego? Ale można. I zdecydowanie warto. Bo to się po prostu opłaca.
Stany Zjednoczone to hegemon nie tylko pod względem wydatków obronnych, ale również w zakresie eksportu broni. Raytheon dostarcza obecnie system Patriot do 14 państw. Wkrótce to grono powiększą Rumunia, Polska i Szwecja. Jeśli spółka, tak jak Teldat, dołącza do globalnych dostawców, łatwo policzyć jak zwiększa się liczba państw, do których są eksportowane jej produkty. A każdy kontrakt to szansa na pokazanie się z własnymi produktami. Szansa na inne, równie, a może nawet bardziej wartościowe zlecenia.
komentarze