Na selekcję do Agatu zgłosili się maratończycy, miłośnicy ekstremalnych biegów górskich, zawodnicy sztuk walki. – Sport wymaga wyrzeczeń, kształtuje charakter i uczy pokory. Dokładnie jak selekcja do wojsk specjalnych – mówią kandydaci. Kilku z nich zapytaliśmy o ich pasje i zainteresowania.
Spośród 17 kandydatów, którzy zgłosili się na selekcję do jednostki WS Agat byli żołnierze, rezerwiści i przedstawiciele innych służb mundurowych. Wielu uczestników od lat zajmuje się sportem. Postanowiliśmy sprawdzić, czy sportsmenom łatwiej przejść selekcję.
– Jeśli nie poddawali się na treningach, mają w sobie determinację zwycięzcy, to pewnie tak – mówią instruktorzy. Ale ta zasada nie zawsze się sprawdza. W wiosennej edycji sprawdzianu w górach wystartowali m.in. miłośnicy ekstremalnego biegania po górach. Wydawałaby się, że nie ma lepszego sposobu na przygotowanie się do selekcji. Niestety ultramaratończykom się nie udało. Diabeł tkwi w szczegółach. – Sam w ubiegłym roku przebiegłem ultramaraton w Bieszczadach i wiem, że wysiłek kandydatów do Agatu jest zupełnie inny. Podczas biegu górskiego zawodnik zmaga się jedynie z ciężarem swojego ciała. Tu, podczas selekcji, każdy dźwiga ważący przynajmniej 15 kg plecak. Przez kilka dni mało je, niewiele pije i jeszcze mniej śpi – opowiada Sebastian, instruktor JW Agat.
Chciałem się bić
W grupie kandydatów na komandosa uwagę zwraca „Czwórka”. Zawsze skupiony, chętny do pracy, nie widać po nim zmęczenia. Okazuje się, że przez dziewięć lat był zawodowym pięściarzem. – Jako 17-latek chciałem nauczyć się bić i szukałem wrażeń na ringu. Zaczynałem amatorsko, ale trafiłem na dobrego trenera, który odpowiednio pokierował moją karierą – opowiada „Czwórka”. Nie wiemy, jak ma na imię ani ile ma lat, bo zgodnie z zasadą selekcji – przedstawić się może tylko numerem, który dali mu instruktorzy.
Jest kilkukrotnym medalistą Polski w boksie. Zdobył tytuły mistrza Polski seniorów w K1 (odmiana kick-boxingu z elementami innych sztuk walki) oraz brązowy medal na mistrzostwach muay thai seniorów. Karierę bokserską skończył kilka lat temu jako srebrny medalista Pucharu Świata. – Odszedłem ze sportu zawodowego po poważnym złamaniu nosa. Leczenie i rehabilitacja trochę trwały, więc odpuściłem. Potem zająłem się karierą trenerską, co zresztą robię do dziś – mówi.
Przyznaje, że kilka lat temu na obozie kondycyjnym rozmawiał z kolegą o służbie w wojsku. Pomyślał, że chce służyć z najlepszymi – z operatorami w wojskach specjalnych. Jak postanowił, tak zrobił. W ubiegłym roku przeszedł szkolenie przygotowawcze do NSR i złożył przysięgę wojskową, a następnie złożył papiery do jednostki WS. – Selekcję można porównać do sportu, bo i tu, i tu przechodzi się kryzysy. Najważniejsze to znaleźć motywację. Mnie prowadzi myśl o rodzinie, która trzyma za mnie kciuki: o narzeczonej i dziecku – przyznaje.
„Czwórka” na ringu zawsze był zdany na siebie, ale w Bieszczadach musi współpracować w grupie. – W sporcie indywidualizm to wierzchołek góry lodowej. Tak naprawdę to ciężka praca zespołowa podczas zgrupowań, treningów i zawodów. Działamy razem, pomagamy sobie. Tak jak teraz z kandydatami na selekcji – podkreśla. Przed rozpoczęciem sprawdzianu twierdził, że jest dobrze przygotowany do udziału. – Sport mnie wiele nauczył. Umiem przegrywać i umiem wygrywać. Teraz wiem, że wygram – mówił pewny siebie. Udało mu się.
Rower to nie wszystko
„Dziesiątka” przez dwanaście lat uprawiał kolarstwo. Zaczynał w Polsce, a karierę zawodowego kolarza kończył we francuskich klubach. – Mój tata był kolarzem i mimo że namawiał mnie do uprawiania tej dyscypliny, to jako dziecko nie byłem przekonany – opowiada. Gdy skończył trzynaście lat, obserwował zmagania kolarzy podczas wyścigu w pobliżu swojej miejscowości. – Wtedy postanowiłem, że chce być taki jak oni. A nawet lepszy – zaznacza.
Jako nastolatek trenował kilka razy w tygodniu, a po roku wystartował w pierwszych zawodach. Gdy przeszedł na zawodowstwo, trenował już siedem dni w tygodniu przez 365 dni w roku. – Treningi to nie tylko rower. Na siłowni ćwiczyliśmy nogi, dużo także biegałem – mówi „Dziesiątka”.
W 2008 roku wygrał mistrzostwa Polski juniorów, a wkrótce potem wyjechał do Francji, gdzie jeździł w tamtejszych klubach kolarskich. – Kocham kolarstwo, wiele mu zawdzięczam. Ono stworzyło mnie jako sportowca, ukształtowało mój charakter. Od dzieciaka nauczyłem się działać na 100 procent, dawać z siebie wszystko. Ale nadszedł taki moment, gdy postanowiłem, że muszę w życiu zrobić coś więcej. Lubię rywalizację, ale przestało mi to wystarczać – mówi.
Trzy lata się wahał, by ostatecznie zrezygnować z zawodowego kolarstwa. W tym czasie skończył różnego rodzaju kursy, które miały pomóc mu zostać zawodowym żołnierzem. Szkolił się w krav madze, skończył kurs spadochronowy. W końcu na ochotnika ukończył służbę przygotowawczą. Czy były trudne momenty na selekcji? – Było ich dużo, ale jestem gotowy do poświęceń, gdy mam jasno postawiony cel. Tym celem było zaliczenie selekcji – dodaje. Wykonał wszystkie postawione przez instruktorów zadania i tym samym zaliczył ekstremalny sprawdzian w Bieszczadach.
Bokser z Jaty
„Piętnastka” zwraca na siebie uwagę. Jest bardzo wysoki, uśmiechnięty i spokojny. W ubiegłym roku ukończył kurs Jata w Ośrodku Szkolenia Wojsk Specjalnych i trafił do jednostki wojskowej Agat. Służy w zabezpieczeniu, ale chciał czegoś więcej. Marzy mu się zespół bojowy, dlatego postanowił przejść selekcję. – Nie łatwo mnie złamać. Lubię wyzwania i dlatego tu jestem – mówi „Piętnastka”. – Od 18. roku życia amatorsko uprawiam kick-boxing. Wkręciłem się w to, oglądając filmy akcji z m.in. Jeanem-Claude’em van Dammem – wspomina. Po kilku latach intensywnych treningów przyszły pierwsze sukcesy. Zdobył srebro i brąz w Pucharze Polski. – Sport wymaga poświęceń i wyrzeczeń. Pozwala sprawdzić się w skrajnych emocjach i ogromnym zmęczeniu. Tu, podczas selekcji, czasami wspominam swoje zgrupowania sportowe. Czekałem zawsze na to najlepsze uczucie po zwycięskich zawodach. Myślę, że tak będę się czuł po selekcji – mówi. Wygrał. Był jednym z siedmiu zwycięzców.
autor zdjęć: EK, MKS
komentarze