Działania taktyczne na pustyni rządzą się swoimi prawami, niekoniecznie ujętymi w regulaminowych zapisach tworzonych w Europie na wypadek prowadzenia wojny. Działania Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich na Pustyni Libijskiej potwierdzają tę zasadę. Przykładem mogą być patrole prowadzone przez żołnierzy 4 Baterii Karpackiego Dywizjonu Przeciwpancernego. Podczas takich wypadów udało im się zdobyć szpital polowy, a nawet „un bordello militare”, o którym to fakcie niektórzy kronikarze wolą zapomnieć.
Warunki pustynne
Walki toczone podczas II wojny światowej w Afryce Północnej nie przystawały do regulaminów walki i norm taktycznych wypracowanych w Europie. Pewno dlatego najszybciej do wojny w warunkach pustynnych zaadaptowali się oficerowie rezerwy, którym podczas szkolenia wojskowego nie zdołano wbić do głowy regulaminowych dogmatów przygotowanych na poprzednią wojnę. Oficerowie, podoficerowie i szeregowi Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich (SBSK), najpierw broniącej Tobruku, a potem toczącej walki manewrowe w bezkresach Pustyni Libijskiej, do tych warunków dostosowali się wyjątkowo szybko. SBSK ze względu na znaczny procent jej żołnierzy z cenzusem naukowym (dawała go wtedy już matura) uważana jest za jeden z „najbardziej inteligentnych” związków taktycznych w historii Wojska Polskiego, zaraz po I Brygadzie Legionów. A inteligencja z definicji to m.in. zdolność adaptacji do nowych warunków. Przykładem będzie działanie 4 baterii z Karpackiego Dywizjonu Przeciwpancernego. Dowodził nią por. rez. Mieczysław Pruszyński. Ten absolwent Korpusu Kadetów, Szkoły Podchorążych Piechoty Rezerwy, mający trzy fakultety zrobione na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie się również doktoryzował, działacz piłsudczykowskiej „Myśli Mocarstwowej” i… weteran bitew pod Kockiem oraz Narwikiem, traktował bojowe działania na pustyni jak wyzwanie sportowe.
Karpackie pepance na patrolach
W nocy z 30 listopada na 1 grudnia 1941 roku Karpacki Dywizjon Przeciwpancerny siłami dwóch baterii (1. i 4.), zgodnie z otrzymanym rozkazem, zorganizował obronę przeciwpancerną w ośrodku obrony „Leopard” pod Belhamedem w Libii, obsadzonym przez batalion piechoty z Bedfordshire Regiment. Plutony ppanc przydzielono do każdej kompanii piechoty. Nazajutrz przybyła jeszcze 2 bateria. W dniach 1–2 grudnia 1 i 2 bateria odparły z dużymi stratami natarcie niemieckich czołgów. Przez następne dwa dni był spokój, co sprowokowało 4 baterię do nietypowej aktywności. Polegała ona na wykonaniu w dniach 5–8 grudnia 1941 roku siłami poszczególnych działonów szeregu głębokich rozpoznań i wypadów. Jak podsumował to por. Pruszyński: „Regulamin, jak zwykle na wojnie, został odwrócony do góry nogami: piechota siedziała na pozycji, a po patrolach uganiały się solidne działka przeciwpancerne” kal. 37 mm wz. 36 polskiej produkcji. Patrole odbywały się za cichą zgodą dowódcy brytyjskiej kompanii D. Na kolejny już patrol, 8 grudnia, por. Pruszyński wziął z sobą 8 ludzi i dwa samochody marki Chevrolet oraz Morris z działkiem ppanc. kpr. Karola Krótkiego ustawionym na pace. Pozostałe uzbrojenie to cztery zdobyczne schmeissery i trzy erkaemy Bren. Porucznik był pewien, że zastępca dowódcy dywizjonu kpt. Emilian Jurczyński stanie „w obronie gwałconego w biały dzień regulaminu” i zastopuje wyjazd. Aby tego uniknąć, meldunek o „rozpoznaniu przedpola” szef baterii dyplomatycznie wysłał do dywizjonu chwilę po zniknięciu patrolu za horyzontem.
Patrol jechał asfaltową szosą do Bu Amud, a potem dalej do Bardii. Za Bu Amud nie było już własnych oddziałów. „Hurra! Współpraca sprzymierzonych na pustyni polega na tym, że każdy czyni to, co mu się podoba”. Po kilkunastu minutach jazdy, pod Sidi Resciasc, martwa dotychczas pustynia ożyła. W odległości kilometra, na prawo od szosy, zauważyli mrowie ludzi, co najmniej kilkuset żołnierzy w jasnoszarych mundurach oraz obóz z baraków i namiotów. Por. Pruszyński zatrzymał patrol. Porywanie się naprzód z ósemką ludzi było samobójstwem. Jednak presja żołnierzy działonu kpr. Krótkiego „Naprzód, panie poruczniku!” przeważyła szalę. „Wojna jest taka monotonna, od trzech lat stale biega się do tyłu, trzeba korzystać, gdy tylko jest okazja pogalopowania naprzód”. Porucznik wydał komendę „Pełnym gazem naprzód! Ognia!”. Będący w składzie patrolu przedstawiciel Stronnictwa Ludowego obwieścił: „Pan porucznik nas wszystkich wygubi”, po czym wyjął spod płachty brena i spokojnie otworzył ogień z pędzącego pojazdu. Obydwa samochody, z obsługą plującą seriami z czterech luf (pozostała broń była już zapiaszczona), zbliżały się z maksymalną prędkością do kryjących się w schronach lub biegających w kółko zaskoczonych włoskich i niemieckich żołnierzy.
8 grudnia 1941 roku – szpitale polowe
Gdy pojazdy dojechały na miejsce, żołnierze niemieccy stali bez broni z podniesionymi rękami. Kilkanaście włoskich pojazdów zaczęło uciekać w kierunku Bardii. Obsługa działka na morrisie zatrzymała ich kilkoma wystrzałami. W jednym miejscu zgromadzono 80 jeńców – żołnierzy włoskich i niemieckich. Porucznik rozstawił działko oraz breny, zamykając dojścia z czterech kierunków. Pozostali trzej żołnierze patrolu rozbiegli się po namiotach i barakach.
Okazało się, że zaatakowany z takim zapałem obiekt to … niemiecko-włoski szpital polowy dowodzony przez oberstbsarzta Besdzieka i capitano Giovanniego Cozzarollego. Wysoki, starannie ogolony oberstabsarzt w polowym, wciętym mundurze, ze wstążką Krzyża Żelaznego na piersi, stanął na baczność, sprężyście zasalutował i podał swój pistolet polskiemu porucznikowi w zakurzonym bateldresie, z kilkutygodniową brodą i schmeisserem niedbale przewieszonym przez ramię. W namiotach szpitalnych leżało 82 rannych: byli to Nowozelandczycy i Brytyjczycy. Oprócz tego w szpitalach było 120 Niemców i 70 Włochów obsługi oraz 320 Niemców i 37 Włochów rannych.
Porucznik zażądał wydania całej broni, dostarczenia środków lokomocji do transportu 80 jeńców i ewakuowanych lekko rannych żołnierzy alianckich oraz udania się do Tobruku obydwu komendantów szpitali. Nakazał również wywiesić na skarpie flagę czerwonego krzyża w celu uniknięcia następnych incydentów. W tym czasie jego żołnierze zebrali ładny komplet lornetek oficerskich, kolekcję około czterdziestu pistoletów oraz dwa ciężkie kosze z butelkami wina z kasyna oficerskiego. Kto służył na pustyni, ten zrozumie, co znaczyła ta zdobycz. W drogę powrotną jechał już konwój złożony z pięciu pojazdów: Chevrolet por. Pruszyńskiego z dwoma komendantami szpitali, ambulans z lekko rannymi byłymi jeńcami, dwie sześciotonowe ciężarówki z 80 jeńcami i morris z działkiem. Po kilkunastu minutach napotkali trzy samochody pancerne eskortujące pojazd osobowy z dowódcą dywizji brytyjskiej, który również osobiście patrolował przedpole przed swoimi wojskami. Po powrocie do ośrodka „Leopard” żołnierze patrolu zostali powitani jak zwycięzcy. Nie uchroniło to por. Pruszyńskiego od otrzymania wojskowego OPR od dowódcy dywizjonu za samowolę. Jednak sława zdobywców szpitali w ciągu kilku dni przylgnęła do baterii, czym jej żołnierze, oględnie mówiąc, zachwyceni nie byli.
17 grudnia 1941 roku – Un bordello militare
Tydzień później 4 baterię przed wątpliwą sławą „zdobywców szpitali” uratował por. Mieczysław Sawicki, zastępca dowódcy plutonu carriersów 2 Batalionu Strzelców Karpackich. 17 grudnia 1941 roku w bitwie pod Gazalą, podczas pościgu na szosie derneńskiej, zdobył … włoski dom publiczny. Wyczyn ten „olśnił tak szeregi brygady”, że Pruszyńskiemu zapomniano te szpitale. O zdobytym „un bordello militare” również z jakichś powodów zapadła po latach dyskretna cisza, zwłaszcza w opracowaniach historycznych. Praca zbiorowa „Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich” z 1951 roku wspomina szpitale zdobyte przez 4 baterię ppanc (a jej inicjatywę w patrolach rozciąga na cały dywizjon), ale o sukcesie plutonu carriersów z 2 batalionu milczy. Jedynym wyjątkiem są dwa wydania (z 1957 r. i 1992 r.) wspomnień Mieczysława Pruszyńskiego. W trzecim wydaniu (z 2002 r.) już jest cisza. Być może dlatego, że zdobywca tego „un bordello militare”, a od 1944 roku pilot 318 Dywizjonu Myśliwsko-Rozpoznawczego, w 1980 roku wchodził w skład Kapituły Orderu Wojennego VM (na emigracji i od 1993 r. III RP), a w 2007 roku został przez prezydenta RP mianowany generałem. Jednak według mojej opinii, wymienione fakty nie usprawiedliwiają przemilczenia tego dość zaskakującego i znacznego sukcesu.
komentarze