Prawie 60 okrętów z 15 państw NATO i krajów partnerskich weźmie udział w rozpoczynających się w piątek ćwiczeniach „Northern Coasts”. W tym roku manewry odbędą się w pobliżu Szwecji i duńskiej wyspy Bornholm. Polskę będą reprezentować fregata rakietowa, korweta, jednostki przeciwminowe oraz śmigłowce zwalczania okrętów podwodnych.
Pierwsze polskie okręty, które wezmą udział w ćwiczeniach „Northern Coasts”, opuściły macierzysty port już we wtorek. Zanim jednak korweta ORP „Kaszub” i fregata rakietowa ORP „Gen. K. Pułaski” skierowały się do Szwecji, wzięły udział w ćwiczeniach z jednostkami Stałego Zespołu Okrętów NATO (SNMG1). – Dla nas to próba generalna – przyznaje kmdr ppor. Łukasz Zaręba, dowódca „Kaszuba”. Dziś rano z Gdyni do Karlskrony wyruszył niszczyciel min ORP „Flaming”, wkrótce zameldują się tam także trzy trałowce ze Świnoujścia: ORP „Dąbie”, ORP „Jamno” i ORP „Mielno”. Polskie okręty przez dwa tygodnie będą ćwiczyły w doborowym towarzystwie. W tegorocznej edycji „Northern Coasts” weźmie udział prawie 60 różnego typu jednostek pływających z 15 państw NATO i krajów partnerskich, między innymi Kanady, Niemiec, Holandii, Norwegii i Finlandii. – W piątek rozpoczyna się portowa faza manewrów. W poniedziałek ponownie wychodzimy w morze i zaczynamy ćwiczyć. Będziemy wykonywać zadania w pobliżu szwedzkiego wybrzeża, ale też na wodach duńskich. Linia brzegowa jest tam nieregularna, pełna zatok i wysepek, z nawigacyjnego punktu widzenia bardzo ciekawa – podkreśla kmdr ppor. Zaręba.
Scenariusz manewrów przewiduje, że w fikcyjnym państwie o nazwie Vena uaktywnili się separatyści wspierani przez bliskiego im etnicznie sąsiada. W Venie dochodzi do rozłamu. Aby uniknąć eskalacji konfliktu, ONZ wysyła w tamten rejon siły stabilizacyjne. Mają przywrócić status quo i ochronić szlaki żeglugowe. ORP „Pułaski” i ORP „Kaszub” znajdą się wśród jednostek, których głównym zadaniem będzie walka z okrętami podwodnymi nieprzyjaciela. Wsparcia tej grupie udzielą między innymi polskie śmigłowce Mi-14PŁ. – Nie lecimy do Szwecji. Będziemy operować bezpośrednio z lotniska w Darłowie. Nasz rejon działania obejmuje okolice wyspy Bornholm – mówi por. Paweł Zadala, oficer taktyczny z załogi „czternastki”. Lotnicy mają zaplanowane trzy misje. Każda z nich potrwa cztery godziny. Będą bezpośrednio współdziałać z okrętami z Danii, Szwecji i Belgii, a także samolotami rozpoznania z Niemiec i USA.
Okręt podwodny to przeciwnik niezwykle niebezpieczny. Jednostka wyposażona w 20–25 samonaprowadzających się torped o zasięgu 25 kilometrów jest w stanie związać pokaźne siły zaatakowanego państwa, skutecznie zakłócić żeglugę, a co za tym idzie doprowadzić do zachwiania równowagi gospodarczej w regionie. – Śmigłowce stanowią naprawdę wartościową broń w walce z tego typu zagrożeniami – przekonuje por. Zadala. – Mi-14PŁ zostały uzbrojone w nowoczesne torpedy MU-90, których skuteczność sięga 98 procent. W dodatku sam śmigłowiec nie jest bezpośrednio narażony na atak okrętu podwodnego. Co prawda niektóre jednostki tej klasy zostały wyposażone w pociski manewrujące, ale użycie ich w otoczeniu szukającej go grupy zadaniowej byłoby taktycznym błędem. W ten sposób dowódca zdradzi położenie okrętu, a przecież jego priorytetem powinna być skrytość działania – wyjaśnia lotnik.
Jednak „Northern Coasts” to nie tylko walka z okrętami podwodnymi. Ważnym elementem manewrów będzie wojna minowa. I tu także istotną rolę do odegrania mają polskie okręty. – Siły przeciwminowe zostały podzielone na dwie grupy. Pierwszą tworzy zespół SNMCMG1, w skład drugiej wchodzą jednostki z Litwy i Łotwy, trzy trałowce ze Świnoujścia oraz nasza jednostka – mówi kpt. mar. Michał Narłowski, który na czas ćwiczeń objął dowództwo na niszczycielu min ORP „Flaming”. Okręty te będą działać przede wszystkim w okolicach Bornholmu. – Z myślą o nas organizatorzy rozmieścili na morzu około 70 ćwiczebnych min. To zarówno miny kotwiczne, jak i denne. Na poszukiwanie pierwszych wyruszą trałowce, drugimi zajmą się jednostki takie, jak „Flaming” – mówi kpt. mar. Narłowski. Podczas ćwiczeń polscy marynarze skorzystają z pojazdu podwodnego „Gavia”, a także pomocy nurków-minerów. – Po wykryciu miny przeprowadzimy symulowaną neutralizację. Nurkowie zejdą pod wodę, ale zamiast podkładać ładunek wybuchowy, po prostu wydobędą minę na pokład – zapowiada kpt. mar. Narłowski.
Program ćwiczeń jest napięty. Podczas „Northern Coasts” załogi okrętów będą się zmagały także z tak zwanymi zagrożeniami hybrydowymi. Postarają się odeprzeć ataki terrorystyczne, które przypuszczą niewielkie cywilne samoloty, rebelianci w szybkich łodziach motorowych i na skuterach. – Organizatorzy zadbali o to, by scenariusz był naprawdę bogaty – zapewnia kpt. mar. Narłowski.
„Northern Coasts” to drugie co do wielkości ćwiczenia, jakie odbywają się na Bałtyku. Po raz pierwszy zorganizowano je w 2007 roku. Początkowo odpowiadali za nie Niemcy. W tym roku manewry odbędą się w wyjątkowym czasie, ponieważ zbiegną się z zakrojonymi na szeroką skalę rosyjsko-białoruskimi ćwiczeniami pod kryptonimem „Zapad”. Rosyjscy sztabowcy zaplanowali m.in. epizody w obwodzie kaliningradzkim i na Bałtyku.
autor zdjęć: Centrum Operacji Morskich, por. Paweł Zadała
komentarze