W ubiegłym roku przepłynął Wisłę kajakiem. Teraz przygotowuje się do kolejnej ekstremalnej wyprawy. Andrzej Michalik z Centrum Wsparcia Teleinformatycznego Sił Zbrojnych tym razem zamierza pokonać dystans wzdłuż polskiego wybrzeża, od niemieckiej granicy do rosyjskiej. W ten sposób chce sprawdzić swoją kondycję i udowodnić, że chorzy na cukrzycę mogą aktywnie uprawiać sport.
Swoją wyprawę Andrzej Michalik rozpocznie 26 sierpnia. Tego dnia, o świcie, wyruszy ze Świnoujścia i plażą pójdzie w kierunku granicy polsko-rosyjskiej. Cały dystans chce pokonać na piechotę, mając do dyspozycji tylko to, co zmieści się w plecaku. – Mam dwadzieścia dni urlopu, do tego trzeba doliczyć weekendy, co w sumie daje miesiąc. Mam nadzieję, że ten czas wystarczy mi na realizację marzenia – mówi. – Trudność polega na tym, że nie mogę dokładnie oszacować, ile kilometrów mam do przejścia. Linia brzegowa razem z Zalewem Szczecińskim, Wiślanym i Helem to prawie 850 kilometrów, ale widomo, że czasem będę musiał obejść jakiś teren, być może przeprawić się przez rzekę, dlatego trudno powiedzieć, ile czasu mi to zajmie – dodaje.
Mężczyzna szacuje, że dziennie będzie musiał przejść około 30 kilometrów. Jak mówi, kierunek trasy wybrał tak, aby w czasie marszu nie oślepiało go słońce. Liczy także, że pogoda będzie mu sprzyjać. Mimo to planowanie takiej wyprawy nie jest łatwe. – Szukałem w Internecie informacji na temat podobnych przedsięwzięć. Kilka osób próbowało już przejść tę trasę. Jednak jeden z piechurów ominął Półwysep Helski, inny na noclegi wracał do wygodnych pensjonatów – mówi. – Ja zamierzam cały czas trzymać się blisko morza, a kiedy będę musiał ominąć jakiś teren, to zaraz wracam na linię brzegową – podkreśla.
Miesiące przygotowań
Przygotowania do realizacji projektu Michalik rozpoczął niemal rok temu, we wrześniu. Wtedy zaczął regularnie chodzić na siłownię, a od stycznia wracał z pracy do domu pieszo, codziennie pokonywał 8 kilometrów. – Jak zrobiło się cieplej, zacząłem też jeździć na rowerze, aby wzmocnić nogi, wykonywałem też ćwiczenia na klatkę piersiową, aby nie mieć problemów w noszeniu plecaka. Oczywiście przez cały czas rozciągałem też wszystkie partie ciała, aby uniknąć kontuzji – mówi. – Doszło do tego, że trenowałem sześć razy w tygodniu. Teraz trochę zwolniłem tempo, aby oszczędzać siły na wyprawę – podkreśla.
Ostatnie tygodnie przed ekspedycją pracownik wojska poświęca gromadzeniu i testowaniu ekwipunku. Podczas wyprawy zamierza bowiem korzystać tylko z wyposażenia, które będzie miał ze sobą. Jak mówi, kluczowa jest dla niego waga każdego z przedmiotów. – Zabieram ze sobą namiot, ale wyrzuciłem z niego śledzie, jeśli będzie potrzeba, będę obciążał go plecakiem. Zdjąłem też folię z karimaty, dzięki czemu jej waga zmniejszyła się o 35 gramów. Kupiłem lekką kurtkę przeciwdeszczową, lekki kubek, nawet leki wyjąłem z opakowań i przełożyłem do jednego pojemnika – wymienia. Ubrań na zmianę też wziął niewiele. – Jak zajdzie potrzeba, będę po prostu szukał miejsca, w którym je wypiorę – opowiada – W ten sposób udało mi się pozbyć aż 4 kilogramów z mojego bagażu.
Jedyne w co zamierza zaopatrywać się na bieżąco to jedzenie i woda. Zabiera ze sobą prowiant na trzy dni – chleb, serki topione, czekoladę, chałwę i kilka zupek chińskich. Przez cały czas będzie miał przy sobie dwa i pół litra wody. Na wszelki wypadek zabiera też filtr, aby móc ją pozyskiwać z naturalnych źródeł, gdyby na danym terenie nie mógł zrobić zakupów.
Zawsze są jakieś formalności
Michalik chce przez cały czas iść plażą. O ile spacery brzegiem morza nie są zakazane, o tyle na biwakowanie nad Bałtykiem trzeba mieć stosowne zgody. – Zwróciłem się do urzędów morskich, aby pozwoliły mi na rozstawianie namiotu na plaży. Otrzymałem już zgodę ze Słupska, negocjuję ze Szczecinem, tylko Gdynia nie dała jeszcze znaku, czy w ogóle moja prośba do nich dotarła – mówi. A co zrobi, jeśli sprawy nie rozstrzygną się po jego myśli? – W ostateczności, będę musiał nocować na kempingach albo w lesie. Martwi mnie trochę ta opcja, bo jednak w tych rejonach żyje sporo dzikich zwierząt, a ja nie bardzo będę miał, jak się przed nimi bronić – mówi.
Mężczyzna bierze pod uwagę także to, że na linii brzegowej są zlokalizowane tereny wojskowe, choćby porty czy poligon w Ustce. Dlatego wystosował pisma informujące dowódców jednostek o swoim przedsięwzięciu. – Nie chodzi mi tylko o to, aby pozwolono mi przejść przez te tereny. Oczywiście dzięki temu trasa na pewno byłaby krótsza, lecz bardziej zależy mi na tym, aby żołnierze także wiedzieli, że będę w okolicy – mówi. I dodaje: – Choruję na cukrzycę i nigdy nie wiadomo, czy nie będę potrzebował czyjejś pomocy – wyjaśnia.
Na przekór chorobie
Na cukrzycę typu pierwszego Michalik zachorował jako dziecko. Stara się jednak, aby problemy ze zdrowiem nie przeszkadzały mu w spełnianiu marzeń. Rok temu samotnie przepłynął Wisłę kajakiem. Po tym wyczynie jego wyprawą zainteresowały się media. – Pamiętam, że po jednym z moich wywiadów w telewizji napisał do mnie widz. Opowiadał, że ma problemy z kręgosłupem, ale też chciałby pokonać królową polskich rzek. Inni pisali, że widząc, jak pokonuję swoje słabości, też zaczęli chodzić na siłownię czy biegać – opowiada Michalik. – Wciąż pokutuje mylne przekonanie, że cukrzycy nie powinni podejmować wysiłku, a mnie chodzi o to, aby zobaczyli, że mogą być aktywni. Oczywiście nie zachęcam, aby wędrowali po tysiąc kilometrów pieszo czy biegali w maratonach, ale żeby dbali o swoją kondycję i nie rezygnowali z marzeń – podkreśla.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze