O tym szkoleniu krążą legendy. Tym bardziej, że ci, którzy mają je za sobą, mówią, o nim niewiele, albo wręcz nic. A im mniej o czymś wiadomo, tym bardziej wzbudza ciekawość. Nic więc dziwnego, że na kurs przygotowujący dziennikarzy do pracy na froncie, które organizuje Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych, zawsze więcej jest chętnych niż miejsc. Pytanie o program tygodniowego szkolenia organizatorzy zbywają milczeniem, uprzedzają tylko, że trzeba mieć ze sobą m.in. hełm, kamizelkę kuloodporną, nóż, latarkę czy apteczkę. To dlatego, że zajęcia odbywają się głównie „w terenie” i uwzględniają „pełne spektrum sytuacji taktycznych”. Mówiąc po prostu – tu może zdarzyć się wszystko.
Na kursie, który rozpoczął się w poniedziałek, stawiło się 15 osób. Wśród nich są dziennikarze i operatorzy z Telewizji Polskiej, TVN-u, Gazety Polskiej, Wirtualnej Polski, a także – rzecz jasna – z polski-zbrojnej.pl. Zdecydowana większość to kobiety. Co ciekawe, wielu z kursantów ma już „frontowe” doświadczenie. Robili relacje z Iraku, Afganistanu, Syrii czy Ukrainy. Po co biorą udział w szkoleniu? Odpowiadają, że przecież zawsze można się dowiedzieć czegoś nowego, chcą też lepiej przygotować się do działań na linii frontu, współpracy z wojskiem, a także dowiedzieć się, jak wygląda codzienne życie w bazach wojskowych.
Program szkolenia owiany jest tajemnicą więc tym bardziej zastanawiamy się, co nas czeka przez najbliższy tydzień. Ale staramy się nie drążyć tematu bo mamy przeczucie, że więcej wyniesiemy ze szkolenia jeśli nie będziemy przygotowani na to, co może się wydarzyć. Spodziewamy się tylko, że którąś z nocy przyjdzie nam spędzić w lesie, prawdopodobnie staniemy się też celem ostrzału, no i oczywiście ktoś nas… porwie.
Nie ukrywam, na to ostatnie czekam najbardziej. To będzie dla mnie prawdziwy sprawdzian, takie zderzenie teorii z praktyką. Pisałam już materiały o tym, jak należy zachować się podczas ataku terrorystycznego. Wiem mniej więcej co trzeba robić kiedy napastnik otwiera ogień, jak się bronić przed atakiem nożownika, opatrywać rany czy korzystać z mapy i kompasu. Do tej pory była to jednak teoria. Nikt nie powiedział mi sprawdzam! Jak więc zachowam się, kiedy ktoś nałoży mi worek na głowę? Co zrobię gdy będę przetrzymywana w zimnym i ciemnym pomieszczeniu? Czy uda mi się opanować nerwy i nie wpaść w panikę?
Póki co poznajemy naszą bazę. To wydzielona specjalna strefa, do złudzenia przypominająca tę, w jakiej stacjonują żołnierze na misjach. Oczywiście jest stosunkowo niewielka, ale znajduje się tu m.in. schron, stanowiska ogniowe, a cały teren jest otoczony drutem kolczastym. Zostajemy ulokowani w „kampach”, które przypominają trochę kontenery jakie widać czasem przy budowach. Wyposażenie skromne: łóżka, szafy, stoły. Są też – jak w gorących rejonach misji – klimatyzatory.
Każdy z nas dostaje hełm i kamizelkę kuloodporną. Od teraz mają nam towarzyszyć przez cały czas. Tym bardziej, że w naszej bazie został wprowadzony stan podwyższony gotowości. W każdej chwili może dojść do ataku. Wtedy trzeba natychmiast założyć hełm, kamizelkę i pobiec do schronu. Pewno sygnał zaskoczy nas w najmniej oczekiwanym momencie. W środku nocy? Podczas śniadania? W końcu najwięcej ataków na bazy w Afganistanie miało miejsce właśnie w godzinach porannych.
Z głowami pełnymi pytań idziemy spać. I choć w bazie rozlega się błoga cisza, natrętnie powraca myśl, że w każdej chwili coś może przerwać ten spokój. Ostrzał? Terroryści? A może tym razem uda się wyspać do rana?
autor zdjęć: Magdalena Miernicka
komentarze