Niestety wojskowe inwestycje infrastrukturalne niekiedy stają się polem do ogromnych nadużyć. Dlaczego akurat w infrastrukturze? W przypadku remontu starych budynków czy budowy nowych obiektów wystarczy, że inspektor odbierający dany koszarowiec potwierdzi, iż zamurowany w ścianie kabel spełnia wszystkie NATO-wskie normy bezpieczeństwa. A w rzeczywistości będzie to zwykła skrętka ze sklepu elektrycznego. Uzyskane w ten sposób „oszczędności” mogą iść w dziesiątki tysięcy złotych! Co zrobić, by ukrócić korupcyjne pokusy?
Rok 2013. Aresztowano szefa i dwóch pracowników Rejonowego Zarządu Infrastruktury w Gdyni oraz trzech lokalnych biznesmenów z branży budowlanej. Rok 2015. Żandarmeria wpada na trop dwunastu pracowników (w tym szefa, zastępcy i kierowniczki) sekcji zamówień publicznych bydgoskiego RZI. Grudzień 2016 roku. Policja wojskowa zatrzymuje w Olsztynie i okolicach kilkanaście osób, w tym pracownika miejscowego RZI oraz lokalnych biznesmenów.
Trzy różne sprawy i niemal identyczne zarzuty. Działanie w ramach zorganizowanej grupy przestępczej i korupcja podczas realizacji przetargów publicznych dotyczących inwestycji i remontów realizowanych przez rejonowe zarządy infrastruktury na rzecz jednostek i instytucji podległych ministrowi obrony narodowej. Inwestycje w wojskową infrastrukturę, czyli zarówno wszelki remonty i naprawy koszarowców, budynków warsztatowych, dróg, instalacji wodno-kanalizacyjnej, jak i budowanie na potrzeby wojska zupełnie nowych obiektów, stwarzają – w mojej ocenie – ogromne pole do nadużyć i w zasadzie nie powinniśmy się dziwić, że występują.
Mechanizmy stosowane przez oszustów są niestety (i tutaj powinno być z dziesięć wykrzykników) banalnie proste. Bez względu na to, czy budujemy coś nowego, czy wykonujemy remont, wystarczy, że inspektor nadzorujący inwestycję z ramienia wojska (czyli przedstawiciel RZI) dogada się z nieuczciwym wykonawcą i potwierdzi, na przykład, iż zamurowany w ścianie kabel telefoniczny spełnia wszystkie NATO-wskie normy bezpieczeństwa. A w rzeczywistości będzie to zwykła skrętka ze sklepu elektrycznego. Uzyskane w ten sposób „oszczędności” mogą iść w dziesiątki tysięcy złotych! Gdzie trafiają? Łatwo prześledzić po wyrokach w aferach podobnych do wymienionych na początku felietonu.
Ktoś powie, że potem przecież ktoś inny, np. administrator sieci IT, może sprawdzić, czy kable są właściwie. Więc oszustwo szybko może wyjść na jaw. Racja, ale nie zawsze tak się da. Bo czy można sprawdzić beton, którego używa się do wylania fundamentów? Albo czy cement użyty do budowy ścian miał właściwe parametry?
Inną ścieżką oszustw w wojskowych inwestycjach jest ustawianie przetargów pod konkretne firmy. Ludzie przygotowujący przetargi mają naprawdę wiele możliwości takiego sformułowania wymagań, że spełnią je tylko ich „znajome” firmy. I, co najgorsze, łatwo to robić zgodnie z literą prawa. Przykład? Proszę bardzo. Wystarczy umieścić w specyfikacji wymóg, że o zlecenie może się ubiegać tylko podmiot mający określone certyfikaty jakości. Podejrzane? Skąd. W końcu co jak co, ale jakości wymagamy zawsze. Co z tego, że certyfikat jest dostępny zaledwie od kilku tygodni, a wydaje go instytucja z drugiego końca Unii Europejskiej. A że posiada go akurat jedna firma ubiegająca się o kontrakt…
Niestety, o ile jesteśmy w stanie wyeliminować korupcję na etapie przygotowywania dokumentacji przetargowej (tak uważam), o tyle w przypadku zmów na linii firma–kontroler inwestycji walka ze złodziejstwem i oszustami jest i będzie bardzo trudna. Pokus wiele, narzędzi kontrolnych niewiele, kary zdecydowanie zbyt łagodne wobec uzyskiwanych korzyści. Aby przerwać łańcuch korupcji, trzeba byłoby więc poprawić każdy z tych aspektów.
komentarze