Można śmiało powiedzieć, że ten konflikt jest najdłuższy w historii, bo trwa prawie 100 lat. W latach 20. ubiegłego wieku bolszewicka, izolowana na międzynarodowych salonach Rosja, zabiegała o przyjaźń Turcji. Dlatego przekazała Górny Karabach Azerom, blisko związanym z Turcją. Mimo że mający 4,5 tys. km2 region był zamieszkały w 95% przez Ormian. Pod koniec lat 80., na fali pieriestrojki, Ormianie zażądali od Moskwy przekazania Górnego Karabachu Armenii. Gdy szef radzieckiej partii komunistycznej Michaił Gorbaczow odmówił, Ormianie w Górnym Karabachu podnieśli bunt, a Azerowie rozpoczęli antyormiańskie pogromy. W Górnym Karabachu wybuchło powstanie wspierane przez Armenię. W latach 1992–1994 przekształciło się ono w wojnę między Armenią a Azerbejdżanem. Zginęło w niej około 30 tys. osób, a ponad milion osób musiało opuścić swoje domostwa. Ormianie zajęli cały Karabach i dodatkowo jeszcze siedem powiatów Azerbejdżanu i utworzyli z nich strefę buforową. Górny Karabach przekształcił się w quasi-państwo: Republikę Górnego Karabachu, której państwowości nie uznaje żadne państwo świata, chociaż republika ta ma własnego prezydenta i własne siły zbrojne.
Rosja i Turcja mieszają w kaukaskim kotle
W 1994 roku pod naciskiem Rosji doszło do zawarcia rozejmu, jednakże przez cały czas na linii rozejmowej dochodziło do incydentów zbrojnych z udziałem obu stron konfliktu, a od 2011 roku nawet do ostrzału artyleryjskiego. Nad rozejmem teoretycznie czuwa tzw. Grupa Mińska, której współprzewodniczącymi są Rosja, USA i Francja. Mimo nadziei pokładanych w tej grupie, nie przybliżyła ona ani o krok rozwiązania konfliktu. W 2015 roku Azerbejdżan zestrzelił nad Górnym Karabachem helikopter należący do tego obszaru. Spór o Górny Karabach powszechnie uważa się za tzw. zamrożony konflikt, który w każdej chwili może wybuchnąć. Innego zdania są eksperci militarni, którzy uważają ten spór za konflikt czynny, choć o małej, ale stałej intensywności.
Potwierdzeniem słuszności takiego stanowiska może być inwazja Azerbejdżanu na Górny Karabach w nocy z 1 na 2 kwietnia 2016 roku. Było to największe starcie obu państw od 1994 roku. Walki trwały do 5 kwietnia. Zginęło w nich kilkudziesięciu żołnierzy i kilku cywilów po obu stronach. Do zawieszenia broni doszło pod naciskiem Rosji. Decyzje co do tej sprawy podjęli szefowie sztabów generalnych obu państw po rozmowach w Moskwie.
Eksperci utrzymują, że tym razem walki rozpoczął Azerbejdżan, który rozczarowany brakiem postępu w działaniach wspomnianej Grupy Mińskiej, nieustannie groził zbrojnym odbiciem spornych terenów. Już w trakcie walk przebywający wówczas w USA prezydent Turcji Recep Erdogan obiecał wspierać Azerbejdżan „do końca”. Turcja rzeczywiście stoi murem za Azerbejdżanem w sporze z nienawistną dla niej Armenią. W 2011 roku Turcja i Azerbejdżan zawarły układ o strategicznym partnerstwie i wzajemnej pomocy. Dokument zobowiązał oba państwa do udzielania wzajemnej pomocy „we wszelki sposób, w przypadku ataku lub agresji”. Tak naprawdę jednak skończyło się jedynie na deklaracjach, choć nie należy wykluczyć, że prezydent Ilham Alijew podczas swej wizyty w Turcji w połowie marca 2016 roku powiadomił tureckiego prezydenta o planowanej inwazji.
Obserwatorzy kaukaskiej sceny politycznej uważają, że Turcja od lat dolewa oliwy do ognia w tym konflikcie. W zażartych walkach po obu stronach uczestniczyły czołgi, ciężka artyleria, wyrzutnie rakietowe oraz lotnictwo. Azerbejdżan użył nawet dronów.
Rosja sprzedaje broń do Armenii i … Azerbejdżanu
Eksperci twierdzą, że tego sporu nie da się rozwiązać w drodze zbrojnej ze względu na równowagę sił Armenii i Azerbejdżanu. Ocenia się, że ta równowaga, potwierdzona kwietniowymi starciami, może ostudzić zacietrzewienie po obu stronach i zmniejszyć napięcie w regionie. Gdyby jednak przeanalizować środki na obronę w obu krajach, to w 2015 roku Azerbejdżan wydał na zbrojenia 3,6 mld USD, natomiast budżet wojskowy Armenii w 2015 roku wyniósł 500 mln USD. Rosja sprzedaje broń obu stronom konfliktu. Na zakupy rosyjskiej broni w ostatnich pięciu latach Azerbejdżan wydał 4 mld USD, kupił bowiem nowoczesne czołgi, helikoptery bojowe i systemy obrony przeciwlotniczej. Z kolei Armenia w lutym 2016 roku otrzymała od Rosji pożyczkę w wysokości 200 mln USD na inwestycje w nowoczesny sprzęt wojskowy. Rosja tłumaczy się ze sprzedaży broni obu stronom konfliktu chęcią utrzymywania równowagi i w pewnym stopniu stara się działać w tym kierunku, nie sprzedając Armenii choćby wyrzutni Iskander-M ani nowoczesnych myśliwców Su-30SM. Ale w ostatnich walkach Azerbejdżan podobno używał rosyjskich systemów rakietowych BM-30 Smiercz.
Nie da się ukryć, że Rosja jest znacznie bliżej Armenii niż Azerbejdżanu: 102 rosyjska baza w Giumri liczy 5 tys. żołnierzy sił lądowych jako 123 Rosyjski Pułk Zmotoryzowany (około 100 czołgów i 300 wozów bojowych) i sił powietrznych (w wyposażeniu są nawet myśliwce czwartej generacji). Z kolei rosyjska baza lotnicza w Erebuni, przy granicy z Turcją, formalnie 3624 Baza Lotnicza w Erywaniu, ma 16 samolotów MiG-29, 4 samoloty MiG-29S i helikoptery transportowe Mi-8MT. Rosjanie zawarli z Armenią układ o wspólnym regionalnym systemie obrony przeciwlotniczej.
Niektórzy obserwatorzy uważają, że dzięki kwietniowym walkom Rosja umocniła swoją pozycję w rejonie jako głównego rozjemcy i gwaranta zawieszenia broni. Inni eksperci są zdania, że Rosja dąży do wprowadzenia do regionu swoich wojsk jako sił pokojowych pod egidą OBWE, na wzór rozwiązania w Naddniestrzu. W ten sposób miałaby oficjalny wpływ na politykę na Kaukazie Południowym i zmarginalizowałaby wpływy Zachodu. Niektórzy dziennikarze twierdzą wręcz, że to Rosja podburzała do starć, inni zaś oskarżają o to Turcję. Co ciekawe, na początku 2016 roku Rosja skierowała do bazy lotniczej w Erebuni samoloty MiG-29, zmodernizowane samoloty MiG-295 oraz śmigłowiec transportowy Mi-8MT.
W czasie kwietniowych walk Zachód nie poparł Azerbejdżanu. Podobnie milczał Izrael, strategiczny partner Baku. Warto wiedzieć, że w ostatnich latach Azerbejdżan stał się bazą wypadową dla wywiadu izraelskiego, czyli Mosadu. W światowych mediach pojawiła się sugestia, że Zachód i Izrael popierają Azerbejdżan jedynie deklaratywnie, a faktycznie są zainteresowane jedynie zasobami ropy i gazu na szelfie Morza Kaspijskiego. W rzeczywistości Zachód jest rozczarowany polityką Baku, który zmierza do coraz większego zbliżania się do Moskwy w nadziei uzyskania poparcia Putina dla sprawy zwrotu Górnego Karabachu.
Wskutek konfliktu Azerbejdżan przesunął o 1 km linię rozejmową na swoją korzyść. Po zakończeniu walk zagraniczni dziennikarze stwierdzili, że żołnierze azerbejdżańscy zamordowali cywilów w Górnym Karabachu, natomiast Azerbejdżan oskarżył Armenię o użycie w konflikcie głowic załadowanych fosforem, zakazanym przez prawo międzynarodowe.
Powstaje jednak pytanie, czy aktualne zawieszenie broni będzie trwałe. Eksperci wojskowi twierdzą bowiem, że kwietniowa inwazja Azerbejdżanu na Górny Karabach nie była odpowiedzią na ostrzeliwanie przez Ormian azerskich obiektów cywilnych, lecz stanowiła typowe „rozpoznanie ogniem” ormiańskiej linii obrony. W kwietniu 2016 roku Azerbejdżan nie zamierzał zaatakować Górnego Karabachu i odbić go Armenii, ale czy do takiej próby nie może dojść wiosną 2017 roku?
Podsycaniem konfliktu w celu odwrócenia uwagi opinii publicznej od trudności wewnętrznych zainteresowane są zarówno Armenia, jak i Azerbejdżan. Wydaje się natomiast, że ani Zachód, ani Rosja nie chcą dalszego konfliktu z uwagi na walkę z ISIS. Czy jednak w tym sporze można osiągnąć kompromis?
komentarze