Komisja Europejska zaproponowała kilka dni temu utworzenie Europejskiego Funduszu Obrony, z którego, według deklaracji Brukseli, mają być finansowane wspólne prace badawczo-rozwojowe. Z tej puli mają być także robione grupowe, a więc tańsze, zakupy. Niestety, nie wierzę w czyste intencje Komisji Europejskiej w tej sprawie. Uważam, że państwa Unii mają już wystarczająco dużo narzędzi zarówno do prowadzenia wielonarodowych prac badawczych, jak i do dokonywania wspólnych zakupów broni. Obawiam się, że utworzenie Funduszu jest tylko pretekstem do zmiany przepisów, które umożliwiają państwom, takim jak nasze, składanie zamówień obronnych tylko w krajowych firmach.
Na pierwszy rzut oka idea utworzenia Europejskiego Funduszu Obrony, wydaje się ze wszech miar słuszna. No bo cóż złego może być w pomyśle, aby kraje Unii założyły coś na wzór wspólnego konta (na które wpłacałyby część swoich budżetów obronnych) i za ulokowane tam pieniądze razem kupowały uzbrojenie i sprzęt wojskowy. Ze środków gromadzonych w Funduszu miałyby być również finansowane programy badawczo-rozwojowe nad nową bronią.
Niestety uważam, że pod płaszczykiem oszczędności przy zakupach broni oraz w duchu europejskiej jedności w reagowaniu na zagrożenia płynące ze strony Rosji, serwowany jest państwom, takim jak Polska, „zakupowy koń trojański”. Po co bowiem Unia Europejska ma tworzyć nową strukturę odpowiedzialną za wspólne pozyskiwanie czołgów, karabinów, dział, amunicji etc. oraz koordynację prac badawczo-rozwojowych nad nimi, skoro dokładnie tym samym zajmuje się utworzona dwanaście lat temu Europejska Agencja Obrony?
Moim zdaniem po to, aby przy okazji tworzenia Funduszu, zmodyfikować unijne przepisy umożliwiające obecnie kupowanie sprzętu i uzbrojenia wojskowego tylko od krajowych dostawców. Przedstawiciele zbrojeniówek z Francji i Niemiec nie ukrywają, że mają za złe władzom swoich państw, że dopuściły do sytuacji, w której miliony euro kierowane na zbrojenia nie są rozdzielane na podstawie unijnych, otwartych dla każdego, przetargów. Z tego korzysta Polska i inne kraje regionu, udzielając zamówień krajowym producentom. Obawiam się, że utworzenie Europejskiego Funduszu Obronnego stanie się idealną okazją, by „naprawić” te przepisy.
Oczywiście, ponieważ brukselscy biurokraci znają się na swojej robocie, przy okazji projektu Funduszu zaproponowano również kilka dobrych zmian. Za taką zdecydowanie należy uznać np. propozycję, aby firmy obronne mogły korzystać ze środków Europejskiego Banku Inwestycyjnego, który teraz jest poza ich zasięgiem.
Nie chcę ubierać się w szaty doradcy brukselskich biurokratów, specjalizujących się w normach dla ogórków i bananów, ale w mojej skromnej ocenie, kontynentalne bezpieczeństwo zdecydowanie więcej zyska, gdy Unia zadba o to, żeby kraje zachodnie wydawały na obronność tyle, ile wymaga NATO, czyli co najmniej 2% PKB, a nie pilnowaniem, żeby Polska czy kraje bałtyckie kupowały broń w przetargach otwartych dla firm niemieckich czy francuskich.
komentarze