50 tys. dol. okupu zażądali hakerzy, którzy zaatakowali serwery Ministerstwa Obrony Narodowej. W przeciwnym wypadku do Internetu miałyby trafić poufne informacje. Resort obrony informuje jednak, że wszystkie systemy teleinformatyczne wojska są bezpieczne. „To manipulacja mającą stworzyć wrażenie groźnego ataku cybernetycznego” – napisał rzecznik MON.
Wczoraj na portalu społecznościowym Twitter pojawiła się informacja, że hakerzy zaatakowali serwery Ministerstwa Obrony Narodowej, a konkretniej, wewnętrzną sieć MIL-WAN, która służy do przekazywania informacji o charakterze niejawnym. Tym samym cyberprzestępcy mieli zdobyć informacje dotyczące między innymi danych osobowych żołnierzy.
Jako dowód ujawnili ankietę z danymi jednego z oficerów przygotowujących się do służby za granicą oraz plik zawierający nazwy komputerów i ich systemów operacyjnych oraz daty logowań. Jak donosi portal Niebezpiecznik.pl, nie są to jednak dane zastrzeżone, tylko pozyskane z jawnej sieci Inter-MON.
Rzekomy atak miał przeprowadzić Prawy Sektor – nacjonalistyczna organizacja z Ukrainy. Było o niej głośno tydzień temu, gdy jej członkowie złamali zabezpieczenia i opublikowali dane użytkowników jednego z czołowych polskich dostawców Internetu. Tym razem za nieujawnianie wojskowych informacji zażądali okupu. „To jest ostatnie ostrzeżenie dla polskiego rządu. Jeśli nie zapłacicie nam 50 tys. dol., w ciągu kilku godzin opublikujemy wszystkie wpisy” – napisali na Twitterze.
Podany przez cyberterrorystów numer konta oraz nazwisko jego właściciela wskazywały, iż za całą operację odpowiada Roman Donik, ukraiński aktywista i blogger opisujący konflikt ukraińsko-rosyjski. Ten jednak, za pośrednictwem swojego konta na Facebooku, zaprzeczył, jakoby miał ze sprawą coś wspólnego.
Dziś komunikat wydało ministerstwo obrony. Rzecznik prasowy resortu Bartłomiej Misiewicz, poinformował, że z resortu nie wyciekły żadne niejawne dane. „Była to manipulacja mającą stworzyć wrażenie groźnego ataku cybernetycznego” – napisał rzecznik MON. Podkreślił, że „systemy kierowania i dowodzenia Ministerstwa Obrony Narodowej i Sił Zbrojnych RP działają bez zakłóceń i są całkowicie bezpieczne”.
Misiewicz stwierdził również, że ujawniona przez hakerów ankieta personalna jest z sieci jawnej i mimo że zamieszczone w niej dane są prawdziwe, pochodzą z 2012 roku.
W odpowiedzi na komunikat resortu obrony organizacja rozpoczęła publikowanie kolejnych informacji. Na twitterowym koncie Prawego Sektora pojawiły się screeny – wiadomości z poczty elektronicznej resortu obrony z lipca tego roku. Zapewne miało to udowadniać, że osoby odpowiedzialne za przeprowadzenie akcji są również w posiadaniu bieżących informacji. Jednak treść ujawnionych wiadomości również nie zawiera tzw. danych wrażliwych.
Wśród opublikowanych plików znajduje się między innymi ankieta personalna kolejnego żołnierza, materiały prasowe oraz dokumenty dotyczące pobytu dziennikarzy na misji w Afganistanie. Wszystkie ujawnione treści pochodzą sprzed kilku lat. Jednak MON wyjaśnia okoliczności pozyskania przez hakerów tych informacji.
Niebezpiecznik.pl twierdzi, że do wycieku mogło dojść z powodu ludzkiego błędu. „Wszystko wskazuje na to, że winny jest człowiek, który na służbowym komputerze sprawdzał skrzynkę prywatną i zareagował na złośliwy e-mail, który na nią trafił” – napisano na portalu. Niewykluczone, że rozsyłany po sieci trojan przypadkowo trafił do przedstawiciela resortu.
Wczorajszy rzekomy atak cybernetyczny nie był pierwszym, jaki został przeprowadzony na serwery MON. W ubiegłym roku hakerzy przejęli dostęp do prywatnych skrzynek e-mailowych żołnierzy i pracowników wojska. Niebezpiecznik.pl sugerował jednak, że dane mogły pochodzić z jednego z portali społecznościowych. Z kolei kilka lat wcześniej do MON-owskiej sieci dostał się haker Alladyn2. Wówczas sprawca „został bardzo szybko zauważony i odcięty” – informowały media.
autor zdjęć: Fotolia
komentarze