Cały świat łączył się z ofiarami zamachów we Francji w listopadzie ubiegłego roku. Mało kto przejął się tym, że dosłownie dzień wcześniej doszło do masakry w południowej części Bejrutu. W wyniku zamachu bombowego zginęło wtedy ponad 40 osób, a prawie 250 zostało rannych. Za przeprowadzenie ataku w dzielnicy Burdż al-Baradżna odpowiedzialnych było dwóch Palestyńczyków i Syryjczyk, wszyscy ściśle powiązani z Daesz. Dla władz Libanu, po zamachach samobójczych w Hermel i starciach w Trypolisie, było to kolejne ostrzeżenie – mimo wyniszczenia wszystkich stron konfliktu wojna domowa w Syrii zatacza i będzie zataczać coraz szersze kręgi.
Na terytorium Libanu przebywa około 1,5 mln uchodźców z Syrii (1,2 mln zarejestrowanych przez UNHCR) oraz niespełna 600 tys. uchodźców palestyńskich (450 tys. zarejestrowanych przez UNWRA – Agendę Narodów Zjednoczonych do Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie). Kraj wielkości województwa świętokrzyskiego o populacji wynoszącej około 4 mln mieszkańców od lat pięćdziesiątych zmaga się z napływem Palestyńczyków, którzy porzucili swoje ziemie podczas wojen z Izraelem. Obecnie Liban został dosłownie zalany przez uciekających Syryjczyków. Mimo że władze tego kraju na początku 2015 roku zamknęły swoje granice, a uchodźcy na przedłużenie pobytu muszą uzyskać odpłatną zgodę, trudno uznać sytuację za opanowaną. Pomijając wciąż postępujące przeludnienie (w ciągu ostatnich lat w nielegalnych obozach przyszło na świat około 400 tys. dzieci), trudno tak naprawdę stwierdzić, ilu ekstremistów wykorzystało dotychczasowy chaos i przedarło się przez granicę.
Nie jest tajemnicą, że w niektórych nielegalnych obozach terroryści zainstalowali swoje komórki. Przykładem może być obóz Bar Elias w dolinie Bekaa, w którym zanotowano aktywność bojowników Daesz, czy obozy w prowincji Hermel, systematycznie infiltrowane przez islamistów z Dżabat an-Nusra i innych grup powiązanych z Al-Kaidą. Sytuacja uległa poprawie po ofensywie przeprowadzonej przez libańską armię oraz zbrojne ramie Hezbollahu (Al-Muqawama al-Islamiyya), która wyparła większość bojowników z pogranicza i uszczelniła samą granicę, jednak górskie tereny ciągnące się wzdłuż doliny Bekaa bardzo trudno jest kontrolować. W rejonach Rayak czy Qaa-Al Qusayr wciąż dochodzi do starć, a miejscowi meldują o aktywności islamistów. Dolinę Bekaa nękają również miejscowe gangi, które żyją z kradzieży oraz porwań. Mimo że dla mieszkańców Libanu jest to problem dużej wagi, nie należy go jednak łączyć z terroryzmem.
W ciągu ostatnich lat pogłębia się również rozłam pomiędzy grupami etnicznymi i religijnymi zamieszkującymi bliskowschodnie państwo. W latach 2011–2014 doszło w Libanie do antyrządowych protestów, które zostały wykorzystane przez bardziej radykalne środowiska. W efekcie doszło m.in. do zaognienia sytuacji w Trypolisie (miasto w północnej części Libanu), gdzie starły się grupy sunnitów i alawitów (odłam szyizmu). Miasto zostało spacyfikowane przez libańską armię, przy czym nie doprowadzono do pojednania pomiędzy frakcjami. Za wcześnie, by mówić o konflikcie na tle religijnym, a tym bardziej o prześladowaniach, jednak rozmawiając z ludźmi, można wyczuć postępującą niechęć do uchodźców. Za ten stan odpowiada nie tylko pogorszający się standard życia, lecz również obarczanie winą obcych. Trzeba przy tym pamiętać, że Liban od lat zachowywał delikatną równowagę pomiędzy chrześcijanami, szyitami i sunnitami, a na jej straży stoi konstytucja.
Liban, jako bliskowschodnie państwo, stanowi przykład bez precedensu. W przeszłości kraj zmagał się z uchodźcami napływającymi podczas wojen izraelsko-arabskich, z okupacją przez syryjski reżim, czy krwawymi wojnami domowymi. W ostatni poważny konflikt był zaangażowany w 2006 roku, kiedy w czasie wojny lipcowej na jego terytorium starły się siły IDF i Hezbollahu. Teraz, mimo licznych problemów wewnętrznych oraz wojny domowej toczącej się za miedzą, wydaje się, że Libańczycy zastopowali napływ islamskich ekstremistów i odsunęli perspektywę kolejnego konfliktu. Pokoju nie uda się jednak utrzymać bez zdecydowanych działań lokalnych władz oraz interwencji społeczności międzynarodowej.
W tym miejscu warto zaznaczyć, że komórki terrorystyczne, które bez wątpienia zainstalowano w Libanie, nie mają bezpośredniego wpływu na bezpieczeństwo Starego Kontynentu. Uchodźcy przebywający na terytorium tego kraju nie mają praktycznie żadnych perspektyw na kontynuowanie swojej migracji. W przeważającej większości są to ludzie cierpiący skrajną biedę, których zwyczajnie nie stać na przedostanie się do Europy. Jednocześnie ubóstwo i poczucie krzywdy to bardzo chłonny grunt na ekstremistyczną indoktrynację. W perspektywie może to oznaczać bardzo poważne problemy wewnętrzne, które może powstrzymać poprawa sytuacji materialnej uchodźców oraz sprawnie prowadzona edukacja. To, w jakie sposób i czy w ogóle to się stanie, zależy od pracy organizacji humanitarnych i budżetów, którymi dysponują.
komentarze