Decyzja Baracka Obamy, żeby wysłać do Syrii, do walki z Państwem Islamskim (IS), dodatkowych 250 żołnierzy wojsk specjalnych, nie była zaskoczeniem dla uważnych obserwatorów sceny międzynarodowej. Amerykański prezydent już w styczniowym „Orędziu o stanie państwa”, wygłoszonym przed obiema izbami Kongresu, zapowiedział, że niebawem skieruje do Syrii 500 żołnierzy sił specjalnych, a nieco później – kolejnych 1300. Ta decyzja jest odejściem od dotychczasowej polityki ograniczania udziału USA w wojnie w Syrii do walk sił powietrznych, bez angażowania wojsk lądowych, które obciążone są trudnym doświadczeniem walk w Afganistanie i Iraku.
Oficjalnie, wysłani do Syrii żołnierze mają angażować się w akcje uwalniania zakładników porywanych przez IS, zbierać informacje wywiadowcze, chwytać przywódców Państwa Islamskiego i prowadzić – jak to enigmatycznie określono – „jednostronne działania” w Syrii. Należy pamiętać, że ważnymi zadaniami amerykańskich sił specjalnych są również: walka z sabotażem i dywersją oraz operacje likwidacyjne, a w Syrii dochodzi do tego wspieranie opozycji antyrządowej oraz szkolenie sił kurdyjskich Peshmerga. Jednak może chodzić o coś więcej. Po ostatniej decyzji Obamy liczba amerykańskich żołnierzy sił lądowych w Syrii wzrośnie do 300 i może to oznaczać, że Pentagon wybrał to państwo na główny obszar walki zbrojnej Stanów Zjednoczonych z Państwem Islamskim.
Eksperci zwracają uwagę, że baza wojsk specjalnych USA, znajdująca się przy granicy z Turcją, jest oddalona zaledwie o 50 kilometrów od rosyjskiej bazy sił powietrznych. Rosja w połowie marca częściowo wycofała się z Syrii, ale nadal przebywa w tym kraju kilka tysięcy żołnierzy Federacji Rosyjskiej. Oficjalnie – w celu ochrony bazy w Tartu i dwóch baz lotniczych. Jednak po oświadczeniach Waszyngtonu, że USA nie będą współpracować z Rosją w Syrii , oraz po rosyjskich komunikatach o wysłaniu do Damaszku dodatkowego sprzętu wojskowego i personelu, można się spodziewać raczej narastania niż zmniejszania napięcia w sprawie syryjskiej między tymi dwoma mocarstwami. Rosja może zresztą w każdej chwili ponownie wkroczyć do Syrii po stwierdzeniu, że pozycja el-Asada słabnie. A z pewnością zrobi to, jeśli do Damaszku wkroczą wojska tureckie i Arabii Saudyjskiej.
Analizując decyzję Obamy, warto pamiętać, że amerykański prezydent we wspomnianym „Orędziu o stanie państwa” wezwał swoich sojuszników w NATO do udziału w ofensywie przeciwko Państwu Islamskiemu. Podczas szczytu Sojuszu w Warszawie może to przybrać formę oficjalnego zaproszenia państw członkowskich do działań. W efekcie nasz kraj może będzie musiał rozważyć, czy włączymy się do koalicji walczącej w Syrii.
komentarze