Po pół godzinie od opuszczenia bazy pluton otrzymał wiadomość, że zadanie zostało zmienione. Okazało się, że przy głównej drodze prowincji Ghazni łączącej Kabul z Kandaharem Highway 1 prawdopodobnie zostały podłożone improwizowane urządzenia wybuchowe (IED – Improvised Explosive Device). Patrol musiał zawrócić do bazy, gdzie miał do niego dołączyć pojazd amerykańskiego plutonu rozminowania EOD (Explosive Ordnance Disposal). „Informacje o podłożonych ładunkach wybuchowych są przez nas zawsze traktowane priorytetowo. Miny pułapki są znacznie większym zagrożeniem dla ludności cywilnej niż dla opancerzonych pojazdów sił koalicyjnych”, mówi dowódca Zgrupowania Bojowego „Alfa” podpułkownik Rafał Miernik.
Wzmocniony patrol udał się w okolice wioski Nani, gdzie rozpoczęła się mozolna praca saperów z grupy inżynieryjnej. Pozostali żołnierze osłaniali kolegów, a także sprawdzali, czy w pewniej odległości od drogi nie ma tak zwanych odciągów, czyli kabli służących do zainicjowania detonacji IED.
Trudne zadanie miała również drużyna, która jechała w ostatnim wozie i musiała wstrzymać spory o tej porze dnia ruch na drodze Highway 1. „Czasami trudno jest wytłumaczyć podróżującym, że ze względu na własne bezpieczeństwo muszą poczekać. Niecierpliwią się, próbują objeżdżać naszą blokadę poboczami. Nie możemy na to pozwolić, gdyż w ten sposób narażają nie tylko siebie, ale również naszych żołnierzy pracujących przy usuwaniu ładunków wybuchowych”, mówił zastępca dowódcy plutonu chorąży Paweł Kołodziej. A sposoby podróżowania w Afganistanie znacznie odbiegają od europejskich standardów. Nikogo tu nie dziwi widok samochodów osobowych, w których mocno ściśnięta siedzi zaskakująco duża liczba osób. Dzieci bywają przewożone w bagażnikach, dorośli na dachach. Również samochody ciężarowe zaskakują ilością przewożonego ładunku, a dodatkowo na ich dachach często umieszczane są auta osobowe bądź nawet busy.
Tym razem droga skrupulatnie sprawdzona przez polskich i amerykańskich specjalistów okazała się bezpieczną. Niemniej jednak Polskie Siły Zadaniowe nigdy nie lekceważą sygnałów o ewentualnych ładunkach podłożonych przez rebeliantów przy drogach, gdyż od tego zależy i bezpieczeństwo żołnierzy koalicji, i mieszkańców prowincji.
Po siedmiu godzinach 2 pluton wrócił do bazy. Żołnierzy czekała jeszcze obsługa sprzętu, uzupełnienie środków bojowych i prowiantu, bo następnego dnia o 3 nad ranem był dla nich zaplanowany kolejny wyjazd.
Fot.: ppor. Anna Wisłocka
komentarze