Międzynarodowy Trybunał Karny bezskutecznie domaga się doprowadzenia do haskiego więzienia oskarżonego o zbrodnie wojenne w byłej Jugosławii Vojislava Szeszelja. Jednak rząd w Belgradzie pozostaje głuchy na te wezwania. Gdzie leży klucz do bezkarności serbskiego nacjonalisty? Całkiem możliwe, że w Moskwie. Na wschodniej Ukrainie, u boku prorosyjskich separatystów, walczy wielu ochotników z Serbii. Część z nich ma za sobą krwawe walki w byłej Jugosławii, w tym w oddziałach czetników – organizacji utworzonej przez Szeszelja. Przede wszystkim jednak Rosji zależy na podgrzewaniu antyunijnych i antynatowskich nastrojów. Serbscy radykałowie pasują do tego scenariusza idealnie.
Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii (MTKJ) zwrócił się pod koniec stycznia do władz Serbii z wnioskiem o zatrzymanie trzech członków Serbskiej Partii Radykalnej (SRS). Vjerica Radeta, Petar Jojic i Jovo Ostojic mieli zastraszyć świadków zeznających w procesie przewodniczącego SRS Vojislava Szeszelja. To były wicepremier Serbii i lider SRS, twórca słynących z okrucieństw paramilitarnych oddziałów czetników, zorganizowanych na wzór oddziałów monarchistycznej partyzantki z czasów II wojny światowej.
Oskarżony o zbrodnie wojenne Szeszelj trafił do haskiego aresztu 12 lat temu. W listopadzie 2014 roku ze względów humanitarnych został warunkowo zwolniony. Trybunał zastrzegł jednak, że oskarżony nie może wpływać na postawę świadków i poszkodowanych w jego sprawie. Szeszelj miał też zobowiązać się, że na wezwanie sędziów bezzwłocznie wróci do Hagi. Gdy jednak w maju ubiegłego roku Trybunał zażądał od rządu w Belgradzie aresztowania i przekazania go z powrotem do Hagi, władze serbskie odmówiły. A sam zainteresowany stwierdził, że „dobrowolnie nie wróci do aresztu”. Sprawa odesłania do Hagi Szeszelja nadal pozostaje nierozpatrzona, mimo iż jego proces trwa z przerwami od listopada 2003 roku. Oskarżenie żąda dla niego 28 lat więzienia.
Sytuacja jest o tyle dziwna, że wydanie Szeszelja byłoby w zasadzie korzystne dla obecnych władz Serbii. I to nie tylko w aspekcie międzynarodowym. Na początku 2015 roku lider Serbskiej Partii Radykalnej domagał się rozpisania przedterminowych wyborów oraz podważał legalność władz Serbii. Szeszelj z zadowoleniem przyjął także wyniki wyborów w Grecji. Były więzień Trybunału w Hadze ocenił wówczas zwycięstwo Syrizy jako „nadzieję na zakończenie projektu Unii Europejskiej”.
Gdzie zatem leży klucz do bezkarności byłego wicepremiera? Całkiem możliwe, że w Moskwie. Na wschodniej Ukrainie, u boku prorosyjskich separatystów, walczy wielu ochotników z Serbii. Część z nich ma za sobą krwawe walki w byłej Jugosławii, w tym w oddziałach czetników. Rosji przede wszystkim jednak zależy na podgrzewaniu antyunijnych i antynatowskich nastrojów. Serbscy radykałowie pasują do tego scenariusza idealnie.
Jednocześnie postępuje uzależnienie Serbii od Rosji. Warto przypomnieć, że w październiku ubiegłego roku premier Serbii Aleksandar Vučić podczas wizyty w Moskwie zobowiązał się do współpracy wojskowej i zakupu broni w Rosji. Z kolei we wrześniu serbscy żołnierze razem z jednostkami z Rosji i Białorusi wzięli udział w ćwiczeniach pod kryptonimem „Słowiańskie braterstwo”.
Natomiast blisko dwa tygodnie temu serbski minister obrony Bratislav Gasic i przedstawiciel Federacji Rosyjskiej Andriej Markow podpisali umowę o utworzeniu w Belgradzie centrum naprawy i konserwacji śmigłowców wyprodukowanych w Rosji. Media w Serbii zwróciły przede wszystkim uwagę na polityczne znaczenie umowy, podkreślając zwiększenie uzależnienia Belgradu od Moskwy.
komentarze