Do niedawna Niemcy czuli się niezwykle bezpieczni, żyjąc w przekonaniu, że Rosja jest przewidywalnym partnerem, z którym można robić intratne interesy gospodarcze, a wojsko jest potrzebne do prowadzonych czasem działań ekspedycyjnych na obszarach odległych o tysiące kilometrów od kraju. Początkowo takiego podejścia nie zmienił nawet konflikt rosyjsko-ukraiński. Ale pojawiły się kolejne zagrożenia – tym razem związane z destabilizacją wielu państw Bliskiego Wschodu i Afryki. W efekcie, przekonanie naszych zachodnich sąsiadów, że są całkowicie bezpieczni, zaczyna wyraźnie słabnąć.
Potwierdzeniem tego jest przyjęcie budżetu obronnego na rok 2016 w wysokości 34,37 mld euro, co oznacza wzrost o prawie 1,4 mld dolarów w stosunku do roku poprzedniego. Według zapowiedzi niemieckich polityków wydatki obronne w 2017 roku będą jeszcze wyższe.
Oczywiście warto mieć na uwadze, że prawie połowę pieniędzy, około 17 mld euro, pochłoną koszty osobowe. Choć kwota przewidziana na wydatki obronne jest imponująca, Niemcom nadal daleko do osiągnięcia zalecenia NATO, by stanowiły one równowartość co najmniej 2 proc. produktu krajowego brutto. Obecnie jest to około 1,3 proc. Ponieważ gospodarka niemiecka rośnie, ów odsetek nie ulega większej zmianie. I jego podniesienie może okazać się trudne ze względu na niechętną postawę socjaldemokratów.
Niemniej jednak wzrost wydatków obronnych może być sygnałem, że jest to początek pewnego trendu. Niemieccy politycy zdecydowali się bowiem na zwiększenie nakładów na tę sferę po raz drugi z rzędu. Wydatki obronne Niemiec w 2015 roku decyzją parlamentu wyniosły 32,97 mld euro i były wyższe o 540 mln euro niż 2014 roku. Co ciekawe, rząd kanclerz Angeli Merkel chciał początkowo tyko 32,25 mld euro.
Z przyszłorocznego budżetu na zakupy nowego uzbrojenia i innego wyposażenia przeznaczone będzie 4,68 mld euro, to jest o 594 miliony więcej niż w 2015 roku. Władze w Berlinie postanowiły dokupić 131 bojowych wozów Boxer za 654 mln euro, a wcześniej zwiększyć liczbę czołgów Leopard 2 w jednostkach powyżej posiadanych do niedawna 225.
Niemcy mają też inne, bardziej długofalowe plany dotyczące nowego uzbrojenia dla swych sił zbrojnych. Najbliższa realizacji jest wymiana systemu rakietowego obrony powietrznej i przeciwrakietowej. W czerwcu 2015 roku Berlin poinformował, że Patrioty zastąpione będą zestawami MEADS, które są owocem współpracy z USA i Włochami. Wymiana potrwa do 2025 roku i kosztować będzie 4 mld euro. Bardziej dalekosiężnym planem jest opracowanie wspólnie z Francją nowej generacji czołgu podstawowego, który zastąpi Leoparda 2. Krokiem w tym kierunku jest fuzja czołowych producentów uzbrojenia w obu krajach – francuskiego Nexter Systems i niemieckiego Krauss-Maffei Wegemann. W 2016 roku Niemcy zamierzają rozpocząć negocjacje z europejskimi partnerami o możliwości wspólnego opracowania samolotu uderzeniowego, którym zastąpiono by mające już swoje lata maszyny Tornado.
Owe decyzje i deklaracje to coś nowego od wielu lat w podejściu Niemiec do sfery obronności. Dotąd kolejne reformy sił zbrojnych dokonywane po zimnej wojnie oznaczały redukcję ich liczebności. Jednocześnie cięto już zawarte kontrakty na dostawy nowego uzbrojenia, np. na bojowe wozy piechoty, samoloty wielozadaniowe czy śmigłowce. W związku ze wzrostem zagrożeń chadecy są za powiększeniem liczebności Bundeswehry. I mają poparcie społeczne. Upublicznione w grudniu 2015 roku wyniki badań opinii wykazały, że opowiedziało się za tym aż 56 proc. z ankietowanych, co jest dość wyjątkowe w nastawionym zwykle niemal pacyfistycznie społeczeństwie Niemiec.
Politycy za Odrą, jak minister obrony Ursula von der Leyen, wskazują, że powiększenie armii jest konieczne, by sprostała obecnym i przyszłym zadaniom. Niemcy aktywnie uczestniczą w kilku operacjach zagranicznych: utrzymują liczny kontyngent w Afganistanie, wspierają regionalny rząd irackiego Kurdystanu i proces stabilizacji w Mali. Niedawno ich lotnictwo włączyło się do działań przeciwko tak zwanemu Państwu Islamskiemu. Niemcy włączyły się w działania na wschodniej flance NATO, aczkolwiek ich politycy nie popierają szerszej, stałej obecności wojskowej Sojuszu Północnoatlantyckiego na wschód od Odry. Niemcy z uporem podkreślają konieczność dotrzymania zobowiązań NATO-wskich wobec Rosji, które podjęto w drugiej połowie lat 90. w zupełnie innej sytuacji politycznej. Może jednak, podobnie jak w sprawie wydatków obronnych, zweryfikują swe stanowisko.
komentarze