Wbrew pozorom w nadchodzącym roku najtrudniejszym i najważniejszym zadaniem nie będzie modyfikacja Planu Modernizacji Technicznej na najbliższe lata. Jestem przekonany, że głównym wyzwaniem w zakresie unowocześniania Sił Zbrojnych RP będzie zracjonalizowanie i odbiurokratyzowanie systemu kupowania nowego sprzętu i uzbrojenia wojskowego. Ten, który teraz funkcjonuje, jest, delikatnie rzecz ujmując, niezbyt wydajny.
Przykładów, jak ociężale i ospale działa system zakupów nowego sprzętu i uzbrojenia jest wiele. Wystarczy wspomnieć program wyposażenia armii w sieciocentryczny system dowodzenia szczebla batalionu, w skrócie nazywany BMS. Sześć lat temu zapadły pierwsze decyzje o tym, że wojska lądowe, a konkretniej – bataliony zmechanizowane mające KTO Rosomak, potrzebują narzędzia, które da dowódcom pełny pakiet informacji o tym, co się dzieje na polu walki. Pamiętam doskonale mój wywiad z ówczesnym dowódcą wojsk lądowych, generałem Tadeuszem Bukiem, który – nie owijając w bawełnę – mówił, że bez BMS-a zostaniemy w tyle za czołowymi armiami świata.
Generał Buk zorganizował w 2009 i 2010 trzy ćwiczenia, na których wojsko testowało oferowane wówczas przez krajową zbrojeniówkę rozwiązania w zakresie BMS. Niestety, nie dane mu było pilotować ten program dalej. Ktoś zapyta: To pewnie BMS kupiono w 2012, no może w 2013 roku? Nie. Nie tylko nie kupiono go wtedy, nie zrobiono tego również rok i dwa lata później. Program, który w 2010 roku został ujęty jako jeden z najważniejszych programów operacyjnych naszej armii, ma dziś pięć, a nawet śmiem twierdzić, sześć lat opóźnienia.
Podobnych opóźnień poszczególnych programów modernizacyjnych, choć na mniejszą skalę, jest znacznie więcej, ale nie w tym rzecz, by je teraz wyliczać. To, co najważniejsze, to znalezienie remedium na bolączki, które dręczą obecny system zakupu sprzętu i uzbrojenia. Jednym z pomysłów nowego kierownictwa MON jest zastąpienie Inspektoratu Uzbrojenia i Departamentu Polityki Zbrojeniowej nową instytucją – Agencją Uzbrojenia. To dobry pomysł, ale musi mu towarzyszyć naprawa całego systemu zakupów, a nie tylko instytucji będących jego częścią.
MON, Sztab Generalny, wszelkie dowództwa i inspektoraty – to dziś biurokratyczny labirynt, w którym gubią się wszystkie, nawet najbardziej ambitne programy modernizacyjne. To labirynt władzy, w którym każdy chce mieć w sprawie sprzętu i uzbrojenia coś do powiedzenia. Nawet wtedy, gdy nie ma żadnej wiedzy w danym zakresie. W rezultacie decyzje, które zapadają, w niektórych przypadkach mają niewiele wspólnego z racjonalnością i potrzebami Sił Zbrojnych RP.
komentarze