Zdecydowanie nie jestem zwolennikiem kupowania każdego produktu militarnego, który podsuwa armii rodzimy przemysł. Jednak zlecanie zbrojeniówce opracowania rzeczy już przez nią opracowanych, to niezrozumiała dla mnie strata czasu i pieniędzy. A wszystko wskazuje na to, że tak właśnie dzieje się w przypadku zamówienia na opracowanie nowych kołowych transporterów inżynieryjnych.
W ostatnim czasie Inspektorat Uzbrojenia MON ogłosił przetargi na opracowanie dokumentacji technicznej, która będzie podstawą wyprodukowania nowych kołowych transporterów inżynieryjnych w wersji rozpoznawczej, oznaczonej jako KTRI, oraz wersji wsparcia, oznaczonej jako KTWI. Nie ukrywam, że bardzo się cieszę, iż wojska inżynieryjne wreszcie doczekają się pojazdów, które zastąpią zarówno przestarzałe MLTB, jak i wysłużone BRDM.
Jednak naprawdę trudno mi nie zauważyć, że w przypadku KTI armia chce zlecić rodzimemu przemysłowi zbrojeniowemu zaprojektowanie sprzętu, który od dawna jest jej oferowany jako gotowy produkt. Wczytując się bowiem dokładnie w specyfikację techniczną KTRI oraz KTWI, trudno nie dostrzec, że w zasadzie jest to specyfikacja... pojazdu Hipopotam.
Ciężki pływający kołowy transporter opancerzony Hipopotam został zbudowany pięć lat temu za państwowe pieniądze, a dokładnie – w ramach projektu finansowanego przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Co ważne, zbudowało go konsorcjum składające się z czołowych polskich podmiotów specjalizujących się w pojazdach wojskowych, którego liderem było AMZ-Kutno. Konsorcjum tworzyły także Wojskowy Instytut Techniki Inżynieryjnej, Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej, Wojskowa Akademia Techniczna, Przemysłowy Instytut Motoryzacji w Warszawie oraz Politechnika Gdańska.
Hipopotama w wersji oznaczonej jako kołowy transporter rozpoznania inżynieryjnego po raz pierwszy pokazano publicznie na MSPO w 2012 roku, gdzie zebrał mieszane oceny. Od tych pełnych zachwytu, do tych bardzo krytycznych. Niestety, te ostatnie, choć mało merytoryczne, bo „za duży”, że „po co i na co?”, zostały wypowiedziane przez osoby mające wówczas głos decydujący o zakupach. Dlatego pojazd, który wydawało się że za dwa – trzy lata trafi do linii, został „skazany” na dalsze prace koncepcyjne.
No i teraz po trzech latach ciężkiej pracy koncepcyjnej słyszymy, że Inspektorat Uzbrojenia ogłasza przetarg na projekt... właściwie istniejącego już wozu. A warto pamiętać, że rozpoczęta teraz procedura zaowocuje prototypem za jakieś... dwa, może trzy lata. Naprawdę trudno mi zrozumieć, czemu mając gotowy, zbudowany cztery lata temu za państwowe pieniądze pojazd będziemy mieli kolejny państwowy prototyp siedem lat później. Czyż nie jest to wyważanie otwartych drzwi?
komentarze