Trzy śmigłowce Mi-17 i cztery Sokoły utknęły w polu nieopodal miejscowości Wyrzysk w Wielkopolsce. Do lądowania zmusiło pilotów nagłe załamanie pogody i gęsta mgła. Maszyny leciały do bazy w Mirosławcu na szkolenie. Do zdarzenia doszło wczoraj po południu, jednak śmigłowce nadal czekają na poprawę pogody.
Mgła zmusiła do lądowania w polu trzy śmigłowce Mi-17 z 33 Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu oraz cztery Sokoły należące do 25 Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego. Maszyny były w drodze do bazy w Mirosławcu. Później miały wyruszyć na poligon w pobliskich Nadarzycach.
Za daleko do lotniska zapasowego
– Do celu mieliśmy około 80 kilometrów, kiedy gwałtownie załamała się pogoda. Wystąpiły mgły, a widoczność stała się mocno ograniczona – mówi mjr pil. Piotr Ciechan, dowódca komponentu lotniczego z 33 Bazy. I przypomina, że piloci śmigłowców mają wyznaczone pogodowe minima niezbędne do wykonywania zadań. – Według nich widzialność powinna wynosić półtora kilometra. Poniżej tej granicy kontynuowanie lotu staje się mocno ryzykowne – tłumaczy mjr pil. Ciechan. Dlatego właśnie dowódcy grup podjęli decyzję o skierowaniu się do Bydgoszczy, na lotnisko zapasowe. – Po sprawdzeniu panujących tam warunków okazało się, że zmieniają się one szybko na naszą niekorzyść. Pozostało więc tylko jedno rozwiązanie: posadzić maszyny w terenie przygodnym – wyjaśnia mjr pil. Ciechan.
Procedury związane z tego typu manewrem stanowią standardowy element szkolenia każdego pilota śmigłowcowego. Nie jest to jednak proste. – Choć śmigłowiec ma znacznie więcej możliwości niż samolot, nie można go posadzić byle gdzie. Teren musi być odpowiednio duży, płaski, pozbawiony przeszkód – dodaje mjr pil. Ciechan.
Ostatecznie piloci posadzili maszyny na polu i łące w pobliżu miejscowości Wyrzysk w Wielkopolsce. – Wcześniej lądowałem już w przygodnym terenie podczas ćwiczeń, na przykład po to, by desantować czy podjąć czekających żołnierzy. Jednak taka sytuacja jak wczoraj zdarzyła mi się po raz pierwszy – przyznaje mjr pil. Ciechan.
Podpułkownik Artur Goławski z Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych chwali lotników. – Dowódcy obu grup zadziałali profesjonalnie, zgodnie z procedurami bezpieczeństwa lotów – podkreśla.
Do zdarzenia doszło wczoraj po południu. Ale jeszcze dziś o 14.00 śmigłowce stały w miejscu lądowania. – Pogoda nie poprawiła się na tyle, żebyśmy mogli kontynuować lot. Nadal wokół zalegają mgły – tłumaczy mjr pil. Ciechan i dodaje, że lotnikom bardzo pomogli okoliczni mieszkańcy. – Straż pożarna i policja pomogły nam zabezpieczyć teren, na którym wylądowaliśmy. Wymagają tego procedury. Mieszkańcy przynosili nam herbatę, kawę, posiłki. Z kolei pani burmistrz Wyrzyska, Bogusława Jagodzińska, pomogła zorganizować nocleg dla nas – wylicza pilot i dodaje: – Chcielibyśmy za to serdecznie podziękować.
Śmigłowce wyruszą do Mirosławca, kiedy tylko poprawi się pogoda.
Amerykanie – trzy razy na łące
Lądowania wojskowych helikopterów poza wojskowymi bazami i poligonami zdarzały się już w przeszłości. Tylko w ubiegłym roku na taki manewr, i to aż trzykrotnie, musieli się zdecydować szkolący się w Polsce Amerykanie. We wrześniu pięć śmigłowców wielozadaniowych Black Hawk oraz transportowy Chinook usiadło w pobliżu wsi Gruta w województwie kujawsko-pomorskim. W tym samym czasie amerykańskie maszyny lądowały też nieopodal Rybna, a potem jeszcze w okolicach Sztumu. Z kolei w listopadzie cztery szturmowe Apache oraz Black Hawk ze 122 Brygady Bojowej wylądowały pod Choszcznem w Zachodniopomorskiem. Śmigłowce leciały z Mirosławca do Lipska.
Za każdym razem powodem posadzenia maszyn było załamanie pogody i związane z tym mgły.
autor zdjęć: Bartosz Bera / rbsphotos.com
komentarze