Utworzenie konsorcjum, które będzie zabiegać o kontrakt na budowę sześciu nowych okrętów, to doskonała wiadomość zarówno dla polskiej zbrojeniówki, jak i marynarki wojennej. Pamiętać jednak trzeba, że do pomyślnego finału całego przedsięwzięcia ciągle jeszcze daleko – pisze Łukasz Zalesiński, dziennikarz portalu polska-zbrojna.pl.
Początek wieku był dla gdyńskiej Stoczni Marynarki Wojennej latami chudymi. Najchudszymi z możliwych. Jedna z niegdysiejszych wizytówek polskiego przemysłu z trudem uniknęła ostatecznego pogrążenia się w niebycie. W 2006 roku dwukrotnie traciła płynność finansową. Trzy lata później została postawiona w stan upadłości. Na szczęście przetrwała i powoli wychodzi na prostą.
Symbolem lepszych czasów było lipcowe wodowanie okrętu patrolowego ORP „Ślązak”. Teraz światełko w tunelu stało się jeszcze wyraźniejsze. Dzięki konsorcjum zawiązanemu z Polską Grupą Zbrojeniową stocznia ma szansę na kontrakt, który przewiduje budowę kolejnych sześciu okrętów w ramach programów „Miecznik” i „Czapla”. Negocjacje w tej sprawie wkrótce rozpoczną się w resorcie obrony.
Losy gdyńskiej stoczni do pewnego stopnia współgrają z tym, co w ostatnich latach działo się wokół marynarki wojennej. Brakowało jej nowych okrętów, a co ważniejsze – klarownych perspektyw rozwoju. Teraz pojawiło się i jedno, i drugie. Już w przyszłym roku do służby ma wejść nie tylko wspomniany ORP „Ślązak”, ale też pierwszy z niszczycieli min projektu „Kormoran II”, program rozwoju sił morskich zakłada zaś, że przez następne kilkanaście lat każdego roku państwo będzie w nie inwestowało około 900 milionów złotych. Można więc zaryzykować twierdzenie, że Polska na dobre przypomniała sobie o Bałtyku i znów powoli zwraca się twarzą do niego. Tyle że to dopiero początek drogi.
Tymczasem ostatnie wydarzenia należy rozpatrywać również w szerszym kontekście. Najbliższe miesiące i lata będą stanowiły poważny test dla konsolidującej się polskiej zbrojeniówki. PGZ, która ma ambicję, by stać się istotnym graczem na rynku europejskim, musi pokazać, że jest w stanie wynegocjować z resortem obrony korzystne dla obydwu stron warunki, a potem szybko i sprawnie zbudować sześć nowoczesnych okrętów. Tym bardziej, że ambicje koncernu sięgają dużo dalej. Jego przedstawiciele zapowiadają, że będą zabiegać między innymi o kontrakty na budowę okrętu wsparcia logistycznego czy jednostek ratowniczych, ale też o udział w najbardziej chyba skomplikowanym z przedsięwzięć modernizacyjnych marynarki wojennej, jakim jest budowa trzech nowych okrętów podwodnych. A w tym przypadku warunkiem niezbędnym jest nie tylko zdobycie zaufania rodzimych decydentów, ale też dużego zagranicznego partnera.
komentarze