Słowami „Ni z tego, ni z owego będzie Polska na pierwszego…” rozpoczynała się jedna z piosenek śpiewanych przez legionistów podczas Wielkiej Wojny – pisze ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, znawca i miłośnik historii. 6 sierpnia przypadła 101. rocznica wymarszu z Krakowa Pierwszej Kompanii Kadrowej.
W roku 1914 niewielu ludzi przywiązywało jakąkolwiek wagę do tego dnia. Data 6 sierpnia stała się dobrze znana w okresie międzywojennym. Tymi, dla których ten dzień był ważny, byli głównie ludzie pracujący od kilku lat nad zmianą mentalności Polaków mieszkający w granicach Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Byli oni skupieni wokół Józefa Piłsudskiego. W pracy nad zmianą mentalności Polaków oparto się na młodzieży, organizując ją (już od 1910 roku) w ramach Związku Strzeleckiego. Związek ten był budowany na podstawie reskryptu austriackiego Ministerstwa Obrony Krajowej, w którym zapisano „Postanowienia o popieraniu strzelectwa dobrowolnego”. Biorąc pod uwagę polskie aspiracje niepodległościowe, był to całkiem użyteczny dokument. Pod pozorem ćwiczeń sportowych szkolono przyszłych dowódców (oficerów i podoficerów). W czerwcu 1914 roku istniało już 248 organizacji strzeleckich (w Galicji, Belgii, Francji, Szwajcarii, Cesarstwie Niemieckim, Wielkiej Brytanii oraz tajnie pod zaborem rosyjskim) liczących 8290 strzelców.
Być jak bohater „Trylogii” Sienkiewicza
W 1911 roku pod egidą działaczy niepodległościowych wywodzących się z Narodowej Demokracji powstały we Lwowie Polskie Drużyny Strzeleckie. Ogółem liczyły one 76 drużyn i skupiały około 5000 „drużyniaków”. 29 lipca 1914 roku podporządkowały się Piłsudskiemu. Dysponował więc kilkunastoma tysiącami młodych ludzi., wyszkolonych wojskowo i wychowanych w idei niepodległości. Jakkolwiek członkowie tych związków byli uczniami i studentami różnych szkół, to jedynie podobne wychowanie odebrane w domu niejako „skierowało” ich do wymienionych organizacji. Mieli jeszcze jeden wspólny mianownik, charakterystyczny dla tamtych lat. Wszyscy byli entuzjastycznymi czytelnikami „Trylogii” Henryka Sienkiewicza.
Jak pracowano nad mentalnością? Metody były różne. Od strzeleckiej asysty honorowej wystawianej przy pogrzebach ówczesnych żołnierzy wyklętych, czyli weteranów powstania styczniowego, czy mszy za ojczyznę, po organizowanie klaki podczas przedstawień teatralnych, gdy na scenie pojawiał się aktor w polskim uniformie. Trzeba było przyzwyczaić wygodne pacyfistyczne społeczeństwo do widoku polskiego munduru wojskowego i zapewnić sobie jego akceptację.
Z biegiem lat strzelcy coraz bardziej przypominali wojsko. Od siwej czapki maciejówki z orłem bez korony na tarczy amazonek po szary (czy potem szaroniebieski) strzelecki mundur. Do szkolenia używano przestarzałych karabinów systemu Werndla, którymi c.k. (cesarsko-królewska) armia wspierała organizacje paramilitarne. Ci strzelcy, których było na to stać, zamawiali u producenta nowoczesne karabiny Mannlicher wz. 90 lub wz. 95, które fabryka Steyr sprzedawała również wysyłkowo dla indywidualnych klientów, a c.k. poczta sprawnie dostarczała do adresata. Posiadanie broni do ćwiczeń było wówczas przywilejem członków oficjalnie działających organizacji paramilitarnych.
Najpiękniejszy z wojskowych rozkazów
1 sierpnia 1914 roku Piłsudski ogłosił mobilizację podległych sobie organizacji w Oleandrach w Krakowie. 3 sierpnia wyczytano nazwiska stu kilkudziesięciu strzelców i sformowano z nich kompanię. Byli to najlepsi z najlepszych. Do kompanii dołączono oddział Polskich Drużyn Strzeleckich, przyprowadzony przez Stanisława Burhardta-Bukackiego. Do zebranych żołnierzy Piłsudski wygłosił rozkaz o utworzeniu Pierwszej Kompanii Kadrowej, do tej pory uważany za jeden z najpiękniejszych polskich rozkazów wojskowych.
„Żołnierze! Spotkał was ten zaszczyt niezmierny, że pierwsi pójdziecie do Królestwa i przestąpicie granicę rosyjskiego zaboru, jako czołowa kolumna wojska polskiego, idącego walczyć za oswobodzenie ojczyzny. Wszyscy jesteście równi wobec ofiar, jakie ponieść macie. Wszyscy jesteście żołnierzami. Nie naznaczam szarż, każę tylko doświadczeńszym wśród was pełnić funkcje dowódców. Szarże uzyskacie w bitwach. Każdy z was może zostać oficerem, jak również każdy oficer może znów zejść do szeregowców, czego oby nie było... Patrzę na was, jako na kadry, z których rozwinąć się ma przyszła armia polska, i pozdrawiam was, jako pierwszą kadrową kompanię”.
6 sierpnia 1914 roku o świcie Kompania Kadrowa rozpoczęła marsz na Kielce w celu wywołania powstania. Jak się później okazało, w jej szeregach maszerowało kilkunastu przyszłych generałów, kilkunastu pułkowników, ministrów oraz dyrektorów departamentów (nawiasem mówiąc, maszerował również jeden przyszły pułkownik Milicji Obywatelskiej, ale to inna historia). Oni naprawdę uważali, „że chcieć, to móc”.
Poddani austriaccy, którzy obserwowali ten wymarsz z Krakowa oraz poddani rosyjscy, którzy byli świadkami wejścia już batalionu kadrowego do Kielc 12 sierpnia, uważali z kolei strzelców za „szaleńców” (w II RP powstał nawet film o strzelcach i legionistach pod tytułem „Szaleńcy”). Wówczas ten epitet miał podobny wydźwięk do dzisiejszego określenia „oszołom”.
Rządy pułkowników i walka o rząd dusz
Maszerujących strzelców czekał długi, trzyletni szlak bojowy, okupiony licznymi stratami oraz wyrzeczeniami, zakończony internowaniem w obozach Beniaminowa, Szczypiorna i Łomży. Jednak udział 35 tysięcy ochotników w walkach, najpierw batalionów strzelców, a potem Legionów Polskich jest nie do przecenienia. Ci żołnierze walczyli i ginęli, mając za cel niepodległą Polskę. W tym samym czasie miliony Polaków wypełniły szeregi armii zaborczych i ginęły za batiuszkę cara i matuszkę Rosję czy za Franciszka Józefa i Cesarstwo Austro-Wegierskie oraz za Wilhelma II i Cesarstwo Niemieckie. W samej tylko armii rosyjskiej w pierwszym roku wojny znalazło się 1 200 000 Polaków, z czego około 300 000 zginęło bez żadnego pożytku dla sprawy polskiej.
Po zakończeniu wojen, w 1921 roku, jedynie część byłych strzelców i legionistów pozostała w Wojsku Polskim. Część, która zdobyła przed wojną zawód, poszła na swoje, a część przeszła do pracy w administracji państwowej, zwłaszcza po 1926 roku (były to tak przeklinane przez PRL-owską propagandę „rządy pułkowników”). Oprócz „Trylogii” mieli następny wspólny mianownik. Byli państwowcami i w wyniku długoletniej wspólnej walki, czasami w tym samym okopie, łokieć przy łokciu, rozumieli się nawzajem. Dlatego koordynacja wysiłków na poziomie departamentów czy ministerstw była stosunkowo łatwa.
Przykładowo, rozumieli, że do pełnienia służby wojskowej organizowanej przez Ministerstwo Spraw Wojskowych (MSWojsk) idą młodzi mężczyźni ukształtowani i wychowani na właściwie dobranych wzorcach osobowych w szkołach powszechnych prowadzonych przez Ministerstwo Oświecenia Publicznego i Wyznań Religijnych (MOPiWR). Nie było problemem, żeby tematem jednej z czytanek w szkole powszechnej stała się postać i życiorys ppłk. Leopolda Lisa-Kuli jako wzoru dla młodego pokolenia. MOPiWR rozumiało potrzeby zgłoszone przez MSWojsk. Dzisiaj można na to patrzeć z pewną zazdrością, gdy porówna się obecne wysiłki organizacji pozarządowych (w tym fundacji „Paradis Judaeorum”), by przekonać Ministerstwo Edukacji Narodowej do wpisania na listę lektur „Raportu Witolda” wraz z sylwetką autora, rtm. (płk.) Witolda Pileckiego, jako wzorca dla obecnego młodego pokolenia. W porównaniu z obsadą tamtego MOPiWR dzisiejsza obsada MEN jawi się jako przybysze z innej planety…
Dla ówczesnego pokolenia, ukształtowanego przez służbę w Związku Strzeleckim i czyn legionowy, w zasadzie nie było rzeczy niemożliwych. W ten sposób myślał m.in. gen. Orlicz-Dreszer, który potrafił doprowadzić Ligę Morską i Kolonialną do siły ponad jednego miliona członków (dzisiejszą Ligę Morską i Rzeczną można określić jako organizację elitarną). Dzięki pracy tych ludzi można było zebrać ponad 8 milionów złotych na sfinansowanie budowy ORP „Orzeł” oraz rozpocząć zbiórkę na sfinansowanie szesnastu ścigaczy torpedowych dla Marynarki Wojennej, których budowę rozpoczęto w 1939 roku (zebrano 2,5 mln złotych). Przykłady można by mnożyć.
To wszystko zaczęło się 6 sierpnia tamtego roku, chociaż „Krzyczeli, żeśmy stumanieni, Nie wierząc nam, że chcieć – to móc!”
komentarze