Kolejny dzień ćwiczeń „Antena15” nie zmienił nic dla 5 kompanii, która nadal wystawiała dwunastogodzinne zmiany. Jednak kierownictwo ćwiczeń na ten właśnie dzień zaplanowało coś szczególnego – pisze Mikołaj Klorek, relacjonując ćwiczenia rezerwy w 6 Batalionie Dowodzenia Sił Powietrznych w Śremie. Kapral podchorąży rezerwy pracuje w Poznaniu jako historyk.
17 czerwca, Śrem. W godzinach porannych do dowództwa przyszedł meldunek: „Uwaga! Możliwość działania grup dywersyjnych nieprzyjaciela”. Ta informacja może nie wywołała wielkiej sensacji, ale żołnierski narybek poczuł dreszcz ekscytacji.
Dowództwo przygotowało się do obrony nakazanych rejonów. Posterunki zostały wzmocnione, łączność sprawdzona. Przecież nie można dać się zaskoczyć, tym bardziej że w rolę dywersantów wcielił się pion szkoleniowy kompanii.
Atak rozpoczyna się tuż po obiedzie. Huk detonacji, gęsta zasłona dymna oraz krzyżujące się meldunki na radiu potęgują początkowy chaos. Na szczęście zostaje on bardzo szybko opanowany. Niewątpliwie to zasługa doświadczenia, jakie ma kadra i pewnej powtarzalności tego typu ćwiczeń. Najważniejsze, że placówki nie dały się zaskoczyć i odpowiednie meldunki spłynęły do centrali.
Sytuacja wkrótce się zaostrzyła i jeden z posterunków wysłał kodowy meldunek: „Marmelada”. To sygnał, że posterunek jest zagrożony. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Przez radio padła komenda: „Patrol podoficerski naprzód”. W ten sposób rezerwa, w postaci piszącego te słowa oraz drugiego podoficera, w cywilu poważanego mecenasa, ruszyła na ratunek. Zgodnie ze sztuką wojenną postanowiliśmy przechytrzyć przeciwnika i zamiast utwardzoną drogą, udaliśmy się lasem.
Oczywiście każdy z nas (dwóch) w głębi duszy liczył na to, że a nuż uda się złapać osławionego dywersanta, ale silne poczucie realizmu podpowiadało nam, że mamy na to małe szanse. Szybko się jednak przekonaliśmy, że szczęście sprzyjało początkującym! Po kilkuminutowym skradaniu się przez młodnik ujrzeliśmy przyczajoną postać z charakterystyczną czerwoną opaską na rękawie. Złapaliśmy dywersanta! Nasz jeniec okazał się kompanijnym instruktorem wychowania fizycznego, co jeszcze bardziej nas ucieszyło.
Wróciliśmy na podobóz co najmniej jak bohaterowie, tylko „nasz” dywersant był tym faktem nieco niepocieszony.
autor zdjęć: Mikołaj Klorek
komentarze