W wielu państwach, nie tylko europejskich, trwają obecnie obchody stulecia wydarzeń związanych z Wielką Wojną, którą po 1945 roku nazywano I wojną światową. Upamiętniane są wydarzenia drobne, np. mecz bożonarodzeniowy, jak i te znacznie większe, np. kampania dardanelska nazywana przez Turków bitwą o Çanakkale, a przez świat zachodni – bitwą o Gallipoli. Pomimo upływu stu lat bitwa ta wciąż znajduje się w pamięci narodów, które wysłały na nią swoich synów – pisze ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, znawca i miłośnik historii.
Bitwa, podczas której pierwsze strzały padły 25 kwietnia 1915 r., trwała aż do 9 stycznia 1916 r. Państwa ententy liczyły, że stanie się początkiem kampanii mającej na celu zdobycie Stambułu i wyeliminowanie z I wojny światowej Imperium Osmańskiego. Nie udało się. A straty liczono w setkach tysięcy. Tylko na polu bitwy śmierć poniosło niemal 130 tysięcy żołnierzy, a dwa razy tyle zostało rannych.
Wspomnienie o bitwie przy przekąskach
22 marca 2015 roku w Resolute Support HQ w Kabulu kontyngent turecki uroczyście obchodził setną rocznicę rozpoczęcia bitwy. Turcy zorganizowali w bazach serię wykładów dotyczących Çanakkale, połączonych z degustacją potraw tradycyjnej kuchni tureckiej. W tym ostatnim przedsięwzięciu nie do przecenienia był wkład i wysiłek obsady tureckiego DFAC-u (Dinning Facility) z bazy na HKIA (Hamid Karzai International Airport in Kabul). Pracownicy ci, zgodnie z zasadami metodyki, ustawili wzdłuż chodnika, na którym wiła się kolejką chętnych do spróbowania tureckich potraw, plansze z fotografiami ilustrującymi przebieg bitwy. Ostatnim akcentem tureckich obchodów była projekcja australijskiego filmu o bitwie „The Water Diviner”.
Çanakkale i Gallipoli to jedna z tych bitew w historii wojen, z udziału w której dumne są obydwie walczące strony. Dla Turków jest to bitwa, w której zabłysnął talent wojskowy pewnego byłego attaché militaire w Sofii, dowódcy 19 Dywizji Piechoty, podpułkownika Mustafy Kemala, który potem – jako prezydent Kemal Atatürk – przeprowadził Turków z wieku XVIII w wiek XX i stał się twórcą nowoczesnego państwa tureckiego.
W bitwie pod Gallipoli, dowodząc nowosformowaną dywizją, ppłk Kemal decyzje podejmował na podstawie własnych danych z rozpoznania, często wbrew rozkazom przełożonego, niemieckiego generała Limana von Sanders. Tuż po otrzymaniu informacji o przeprowadzeniu desantu żołnierzy ANZAC (Australian and New Zealand Army Corps), przekraczając swoje kompetencje, obsadził 57 pułkiem piechoty strategiczne pozycje na grzbiecie Koja Chemen. Do historii armii tureckiej przeszedł jego słynny, szczery do bólu rozkaz wydany żołnierzom 57 pułku: „Nie rozkazuję wam tu atakować. Rozkazuję wam tu umrzeć. W czasie, gdy będziecie umierali, inne oddziały i inni dowódcy zdążą nadejść i zająć wasze pozycje”.
Ostatnia „wojna dżentelmenów”
W tej bitwie poległo 44 tysiące żołnierzy wojsk sprzymierzonych oraz ponad 86 tysięcy Turków. Do tego należy doliczyć po obu stronach olbrzymią śmiertelność z powodu panujących chorób (gorączki, dyzenterii i biegunki). Samych tylko żołnierzy brytyjskich zmarło ponad 145 tysięcy.
Podczas uroczystości w HQ RS Turcy zaznaczali kilkakrotnie, że uważają tę bitwę za ostatnią „wojnę dżentelmenów” ze względu na przestrzeganie przez obydwie strony zasad prawa wojennego.
Dla Australijczyków i Nowozelandczyków rocznica bitwy przypada na 25 kwietnia – dzień rozpoczęcia operacji desantowej przez ANZAC (tzw. ANZAC-Day). Zajmuje ona chyba najważniejsze miejsce w ich wspólnej pamięci. W tej bitwie odnaleźli swoją tożsamość narodową, a żołnierze poznali swoją wartość. Okazali się lepszymi żołnierzami od Anglików i Szkotów. Trzeba pamiętać, że przez długi czas Australia była postrzegana przez mieszkańców Dominium jako teren zamieszkały głównie przez zsyłanych tam przestępców i króliki. I Australijczycy i Nowozelandczycy byli uważani za tych gorszych poddanych. Należy zaznaczyć, ze Australia przez całą wojnę nie zdecydowała się na wprowadzenie obowiązkowego poboru do wojska. ANZAC został sformowany z ochotników.
Russel Crowe pod Gallipoli
Sala kinowa w HQ nie jest zbyt duża. Mieści się w niej około 70 widzów. Podczas projekcji „The Water Diviner” Russela Crowe sala była wypełniona w połowie. Jak zwykle na film przyszli żołnierze prawie wszystkich narodowości. Najwięcej było żołnierzy tureckich, lecz ani jednego Australijczyka.
W filmie Russel Crowe (reżyser oraz odtwórca głównej roli) pokazuje zderzenie dwóch kultur oraz dwóch mentalności. Pięć lat po bitwie, w 1919 roku grany przez niego farmer wyrusza do Gallipoli, aby odnaleźć i pochować szczątki swoich trzech synów, którzy zaciągnęli się do ANZAC i polegli w bitwie. Farmer jest pewien, że mu się uda. Posiada zdolności różdżkarskie, nie do przecenienia w australijskim stepie. Potrafił również odnaleźć swoich nastoletnich synów zagubionych w burzy piaskowej.
Po zakończeniu wojny na dawnym pobojowisku pod Gallipoli, które jest obecnie cmentarzyskiem, pracują zespoły żołnierzy brytyjskich i tureckich ekshumujących szczątki poległych i budujących cmentarze wojenne. Podczas bitwy ciała poległych żołnierzy zakopywano tam, gdzie padli. Nie budzą zdziwienia widza równo ułożone pryzmy kości i czaszek z opisem namalowanym na desce, np. „Turkish bones”. Pomocy farmerowi udzieli turecki weteran bitwy, major Hasan. Ojcu uda się odnaleźć i wskazać pracującym żołnierzom miejsce spoczynku szczątków synów. Ekshumują szczątki dwóch, w tym jednego z przestrzeloną czaszką, świadczącą o dobiciu rannego. W filmie, którego akcja toczy się rok po zakończeniu wojny, pokazane są reminiscencje z okresu bitwy. Nie wszystkie sceny można zrozumieć.
O Australijczykach bez Australijczyków
Między innymi pokazany jest atak na bagnety żołnierzy ANZAC, w tym trzech synów bohatera, na turecki okop. Okop, przykryty żerdziami tworzącymi daszek przeciwszrapnelowy, staje się pułapką dla walczących bagnetami żołnierzy. Po wykłuciu przeciwnika Australijczycy wracają na własne pozycje, pozostawiając w okopie rannych. Do okopu wchodzi australijski sierżant i metodycznie, strzałami z karabinu, po kolei dobija rannych Turków. Działanie nie dość, że zbrodnicze (dobijanie rannych) to w efekcie zmniejszające koszty bitwy po stronie przeciwnika. Pochowanie zabitych pochłonie mniej energii i środków niż wielomiesięczne leczenie rannych oraz opieka nad nimi. Cały ten atak na okop, z którego po zdobyciu go, Australijczycy się wycofują, wydaje się być bezsensownym. Po oglądnięciu tej sceny zrozumiałem jednak, dlaczego na widowni nie ma ani jednego australijskiego żołnierza.
Umieszczenie w filmie tej sceny wydaje się być dziwne, tym bardziej, że Russel Crowe dba o szczegóły, nawet tak drobne, ale uwiarygodniające postać, jak nawykowe poprawienie munduru przez majora Hasana tuż przed spodziewaną egzekucją. Sądzę, że jest to, niestety, działanie celowe, uderzające w australijską dumę z tej bitwy. I obawiam się, że nie pomoże mu to w jego wysiłkach uzyskania obywatelstwa Australii.
Oglądając film mogłem zauważyć, iż wspólna realizacja działań przez żołnierzy koalicji skutkuje podobnym czy nawet wspólnym tokiem myślenia. Podczas sceny krótkiego odpoczynku po ucieczce na koniach greckich partyzantów, z równie krótkiej, greckiej niewoli, major Hasan znajduje w torbie przy siodle płaską, kanciastą butelkę, prawdopodobnie z ouzo (anyżówka), której zawartością uczciwie, po żołniersku dzieli się z farmerem. Scena była krótka, ale głębokie westchnienie, które wyrwało się z piersi widzów, było wyjątkowo długie.
komentarze