Zapowiedzi niektórych polityków, że wkrótce czeka nas demobilizacja, bo z wojska odejdzie jedna trzecia żołnierzy, to czysta demagogia. Ci, którzy tak twierdzą, mówią nieprawdę. Nic podobnego nam nie grozi. Z armii może odejść najwyżej 2–3 tysiące żołnierzy szeregowych – przekonuje Janusz Zemke, europoseł SLD, były wiceminister obrony narodowej.
12 lat temu po raz pierwszy wprowadzono zasadę podpisywania kontraktów na pełnienie służby w korpusie szeregowych zawodowych. Przy czym 12 lat to maksymalny, łączny czas, w którym można podpisywać kontrakty. Po tym okresie żołnierz albo przenosi się do korpusu podoficerskiego czy oficerskiego, albo odchodzi do rezerwy. Ostatnio coraz częściej słychać głosy szeregowych, którzy mają żal, że nie mogą służyć dłużej. Rozumiem, że domagają się oni zmiany, bo mamy bezrobocie i każdy robi wszystko, by pracę mieć jak najdłużej, ale przecież wszyscy znali obowiązujące zasady. I nikt nie może mieć teraz pretensji, że nie uległy zmianie.
Załóżmy jednak, że ten maksymalny termin zostanie wydłużony do 15 lat. Co będzie dalej? Jestem przekonany, że za trzy lata znów rozległyby się głosy, że ten termin trzeba przesunąć. Do jakiego okresu dojdziemy – 20 lat? A może 25 lat? To bez sensu, bo przecież służba szeregowych to nie jest zajęcie dla osób w zaawansowanym wieku. Czy ktoś wyobraża sobie ponadczterdziestoletniego szeregowego? Nie na takiej armii nam zależy.
Zapewniam, że ustalenie maksymalnie 12-letniego terminu służby dla szeregowych to nie był wymysł polityków. Podejmowaliśmy decyzję na podstawie postulatów i oczekiwań samych dowódców, którzy przecież najlepiej znają zarówno realia tej służby, jak i możliwości osób, które ją pełnią. A opinia dowódców nie zmieniła się w tej sprawie. Nadal są zdania, że albo żołnierz podnosi swoje kwalifikacje, albo powinien odejść z wojska. Przecież nie można być ciągle kierowcą czy kucharzem.
Oczywiście ktoś, kto w czasie pełnienia służby był kilkakrotnie pozytywnie oceniony przez swoich dowódców, ma prawo oczekiwać propozycji zostania w wojsku. Liczyłbym tu na większą aktywność samych dowódców, którzy znają możliwości podległych im szeregowych i mogą zaoferować im pracę w wojsku. Przecież co roku armia przyjmuje nowych żołnierzy, co roku też kilka tysięcy etatów pozostaje nieobsadzonych.
Ci, którzy służyli w korpusie szeregowych, powinni mieć także pierwszeństwo zatrudnienia w innych służbach mundurowych. W Polsce ponad 300 tysięcy osób jest zatrudnionych w tych służbach. Co roku należałoby do nich przyjmować około 12–15 tysięcy osób. Ci, którzy mają kilkuletnie doświadczenie wojskowe, przeszli służbę w korpusie szeregowych, są naturalną bazą dla policji, straży granicznej czy pożarnej. Taka osoba to znakomity materiał na podoficera we wszystkich służbach mundurowych. Można mieć tylko pretensje, że służby te nie sięgają po byłych szeregowych tak często, jak powinny.
Warto podkreślić, że na byłych szeregowych nie można patrzeć jak na kłopot, lecz jak na kapitał.
komentarze