Międzynarodowe misje to nie tylko wspólnie prowadzane operacje. Jest jeszcze sprawa, od której właściwie wszystko się zaczyna – język. A konkretnie język angielski. O tym, jak zrozumieć Amerykanina z południa i jak brzmi francuski żołnierz mówiący po angielsku – pisze ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, publicysta portalu polska-zbrojna.pl.
Bydgoszcz – przedsmak Afganistanu
Pewnego rodzaju wspólnym mianownikiem łączącym armie państw NATO są STANAG-i. Chodzi o Standardization Agreement – porozumienie standaryzacyjne określające procesy, pojęcia i warunki dotyczące wspólnych procedur operacyjnych i administracyjnych oraz logistyki. Przestrzeganie wymagań ujętych w STANAG-ach pozwala w razie potrzeby, aby armia jednego z państw NATO mogła korzystać z zasobów i wsparcia innych armii Sojuszu podczas prowadzenia wspólnych operacji.
Jedną ze wspólnych wielonarodowych operacji będzie „Resolute Support Mission” (RSM), rozpoczynająca się w Afganistanie 1 stycznia 2015 roku. Przedsmak wspólnego działania poznali uczestnicy szkolenia zorganizowanego w Joint Forces Training Centre w Bydgoszczy, gdzie ponad stu oficerów z 26 krajów przez dwa tygodnie brało udział w „Resolute Support Training Event 14-2”. Wykłady dotyczące sytuacji w Afganistanie, prowadzone przez oficerów ISAF różnych narodowości, wykorzystujące najnowsze informacje z teatru działań, przybliżyły uczestnikom kursu warunki pełnienia służby oraz sposoby realizacji zadań podczas nowej misji.
Wszyscy uczestnicy szkolenia reprezentowali podobne umiejętności językowe, tj. znajomość języka angielskiego na poziomie 3.3.3.3 zgodnie ze STANAG-iem 6001, co oznacza, że posługiwali się nim na dobrym poziomie. Na podobnym poziomie znajomości angielskiego byli wykładowcy, dla których nie był to język ojczysty. Z kolei grupa oficerów ISAF z USA, Kanady i Wielkiej Brytanii, jako tzw. native speakers, posługiwała się tym językiem na poziomie 5.5.5.5 według STANAG-u 6001, czyli doskonałym. Oczywiście w związku z tym, że jest to ich język ojczysty. Nie potrzebują zatem na poświadczenie tego faktu żadnego certyfikatu.
Jak zrozumieć Amerykanina mówiącego po angielsku?
Podczas zajęć można było zauważyć, że poszczególne państwa na podobnym poziomie organizują przygotowanie językowe żołnierzy. Rozumienie treści przekazywanych przez wykładowców, dla których angielski był językiem obcym, nie nastręczało żadnych trudności. A wysłuchanie wykładu wygłoszonego przez francuskiego oficera w języku angielskim z charakterystycznym francuskim akcentem dostarczyło niezapomnianych wrażeń estetycznych. Nie było również problemu z rozumieniem tych angielskojęzycznych wykładowców, którzy pamiętali, że audytorium ma certyfikaty na poziomie 3.3.3.3 i starali mówić powoli i wyraźnie.
W przypadku prowadzenia wykładów przez oficerów US Army pochodzących z południa USA, których angielski jest niekiedy aż za bardzo płynny, a akcent i głoskowanie w niczym nie przypominają wymowy np. Colina Firtha w „Dzienniku Bridget Jones” czy Benedicta Cumberbatcha w „Ostatniej defiladzie”, można było zauważyć, że reakcja słuchaczy była podobna. Najpierw na twarzach malował się wysiłek związany z próbą zrozumienia potoku słów. Później zmieniał się on w osłupienie, które z kolei przechodziło w rezygnację i słuchacze skupiali się na treściach pokazywanych na slajdach ilustrujących wykład. Ostatecznie 85% ludzi ma pamięć wzrokową, a jedynie 15% słuchową. Zależność była taka, że im bliżej południowej granicy USA wykładowca kształtował w dzieciństwie swoją wymowę, tym szybciej zmieniały się sekwencje mimiki twarzy słuchaczy od wysiłku, przez osłupienie do rezygnacji.
W sumie nie ma się czemu dziwić. Na kursach uczymy się British English, a w praktyce poza granicami kraju częściej stykamy się z American English. Pocieszające jest to, że niekiedy w prywatnych rozmowach oficerowie z północy USA przyznają, że czasami mają problemy ze zrozumieniem tych z południa kraju.
komentarze