Sytuacja na Ukrainie i możliwe reakcje Sojuszu Północnoatlantyckiego na konflikt Kijowa z Moskwą – to temat, który zdominował pierwszy dzień wyjazdu organizowanego przez NATO dla dziennikarzy z całego świata. Stało się tak, mimo, że hasłem przewodnim tegorocznego wyjazdu jest projekt budowy sojuszniczego systemu obserwacji obiektów naziemnych z powietrza (Alliance Ground Surveillance – AGS). O pierwszym dniu wyjazdu i wizycie w Kwaterze Głównej Sojuszu pisze Krzysztof Wilewski, dziennikarz polski-zbrojnej.pl.
U.S. Mission to the NATO organizuje tematyczne wyjazdy dla dziennikarzy z całego świata. Imprezy odbywają są co roku, a ich profil jest uzależniony od PR-owych celów wyznaczonych przez Waszyngton. Jeśli amerykański rząd chce przybliżyć mediom morską część programu tarczy antyrakietowej, zapraszają na Kretę, aby zwiedzić stacjonujące tam niszczyciele rakietowe klasy Arleigh Burke. Jeśli uznają, że warto przekazać przedstawicielom mediów wiedzę o transporcie strategicznym, to gdzie można zrobić najlepiej, jeśli nie w największej amerykańskiej bazie lotniczej w Europie, czyli w niemieckim Ramstein? Jednak zanim dziennikarze dotrą do amerykańskich baz, odwiedzają najważniejsze instytucje i dowództwa Sojuszu na Starym Kontynencie, czyli Kwaterę Główną w Brukseli oraz Naczelne Dowództwo Połączonych Sił Zbrojnych NATO w Europie(SHAPE) w Mons.
Dokładnie taki scenariusz ma NATO Tour, na który zostałem zaproszony, a który jest poświęcony sojuszniczemu systemowi obserwacji obiektów naziemnych z powietrza (Alliance Ground Surveillance – AGS). Na początek pojechaliśmy do Belgii, gdzie spędzimy dwa dni. Jeden w NATO HQ, jeden w SHAPE. Później czeka nas lot za Ocean do Waszyngtonu. Podczas dwóch dni odwiedzimy Pentagon oraz spotkamy się z urzędnikami z departamentów bezpieczeństwa wewnętrznego i spraw zagranicznych. Ze stolicy udamy się do San Diego do firmy Norhtrop Grumman, producenta bezzałogowców. Objazd zakończy wizyta w bazie sił powietrznych Grand Forks w Północnej Dakocie, gdzie, jak mam nadzieję, zobaczymy amerykańskie drony w akcji.
Za mną pierwszy dzień Touru, czyli wizyta w HQ. Muszę w tym miejscu oddać organizatorom, że dołożyli starań, abyśmy spotkali się z osobami, które nie tylko mają wiedzę o tym jak funkcjonuje Kwatera Główna NATO, lecz także mają również ogromny wpływ na relacje polityczne i wojskowe pomiędzy członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego. Zaplanowane na ten dzień debaty rozpoczęła dyskusja z Jonathanem Parishem, wieloletnim pracownikiem biura sekretarza generalnego NATO, do którego obowiązków należy m.in. opracowywanie publicznych wystąpień szefa Sojuszu.
Choć zgodnie z programem Touru wiodącym tematem rozmowy miał być projekt AGS, to dyskusja (i tak było z każdym kolejnym prelegentem, poza Dietmarem Thelanem, dyrektorem programu AGS, który nie wyszedł ani na jotę poza prezentację o systemie rozpoznawczych UAV) koncentrowała się przede wszystkim na konflikcie na Ukrainie i jego konsekwencjach dla całego Sojuszu.
Parish, były brytyjski pilot śmigłowców, podkreślał, że NATO w związku z działaniami Rosji musi w najbliższym czasie zrewidować wiele podjętych wcześniej decyzji, przyjętych programów i strategii, w tym również zastanowić się nad rozmieszczeniem w Europie Środkowo-Wschodniej baz wojskowych. Brytyjczyk studził jednak przy tym nadzieje na dyslokowanie dużych jednostek, pytając retorycznie, kto zapłaci za to, że na Litwę wyślemy amerykańską dywizję.
Podczas niemal każdego panelu dyskusyjnego z wojskowymi dyplomatami padał przykład naszego kraju jako jedynego w NATO, oprócz USA, który nie tylko nie zredukował wydatków na wojsko, lecz jako pierwszy zadeklarował ich podniesienie do poziomu 2 procent PKB.
Po Parishu, kolejnym niezwykle ciekawym rozmówcą był Robert Bell, wieloletni doradca amerykańskiego rządu, który brał udział w szczycie w Lizbonie. Bell podkreślał, że kierowanie tak ogromną instytucją jak NATO nie należy do najłatwiejszych zadań, a wypracowywanie decyzji jest niezwykle pracochłonne. Podobnie jak podczas rozmowy z byłym brytyjskim pilotem, dyskusję zdominował temat Ukrainy. Amerykański dyplomata, odnosząc się do przyszłych reakcji Sojuszu i słowa krytyki, że do Polski i państw Bałtyckich przemieszczono jedynie niewielkie siły NATO, zażartował, że w czasie zimnej wojny w Berlinie stacjonowała brygada pancerna.– Ona przecież nie miała za zadanie powstrzymać całej Armii Czerwonej, tylko była symbolem obecności NATO. Podobnie jest z ćwiczącymi obecnie u was żołnierzami Sojuszu – mówił zwracając się do dziennikarzy z Europy Środkowo-Wschodniej.
Pobyt w Kwaterze Głównej zakończyło spotkanie z dyplomatą Marcinem Wróblewskim, którego koledzy z zagranicznych mediów wypytywali o polskie plany na wrześniowy szczyt NATO. Dziennikarze chcieli też wiedzieć, jak Polska chce walczyć o zwiększenie obecności Sojuszu w naszej części Europy. Marcin Wróblewski podkreślał, że czując się zagrożeni przez Rosję, mamy pełne prawo domagać się, aby NATO wysłało do Polski swoje pododdziały.
komentarze