Musieli wystrzegać się jaguarów, jadowitych węży, skorpionów i pająków. Przedzierali się przez dżunglę w tropikalnym deszczu. Trzech podchorążych z Wyższej Szkoły Oficerskiej z Wrocławia ukończyło kurs w Gujanie Francuskiej – Pojechałbym tam jeszcze raz. To była największa przygoda w moim życiu – mówi st. kpr. pchor. Michał Narojczyk.
Do Gujany Francuskiej pojechało sześćdziesięciu wojskowych studentów z całego świata. Większość z nich to Francuzi, ale nie brakowało też Niemców, Austriaków, Węgrów, Tajlandczyków, Koreańczyków i Afrykańczyków. Byli także Polacy. Na sprawdzian w tropikach Wyższa Szkoła Oficerska Wojsk Lądowych wysłała trzech studentów. To podchorążowie II roku: st. kpr. pchor. Michał Barwicki, st. kpr. pchor. Michał Narojczyk i st. kpr. pchor. Dariusz Szczerbieński. Studenci wrocławskiej uczelni wzięli udział w tak ekstremalnym szkoleniu już po raz drugi. W ubiegłym roku, jako pierwszy do Gujany poleciał sierż. pchor. Marek Jankowski.
Tylko las
– Czekała na nas ściana lasu, ogromne palmy, przeraźliwy upał i dziewięćdziesięcioprocentowa wilgotność powietrza – opowiada st. kpr. pchor. Michał Barwicki. Na aklimatyzację kadeci mieli dwa dni. Dostali podstawowe wyposażenie, m.in. wodoodporne worki, maczety, moskitiery i hamaki. Każdy z plutonów otrzymał też jedną sztukę broni i pięć nabojów. Na wszelki wypadek. Gdyby musieli bronić się przed jaguarem lub wężami.
Przed szkoleniem wojskowi studenci musieli zdać egzamin ze sprawności fizycznej. Podczas testu podciągali się na drążku, wspinali na linie, robili przysiady, brzuszki i pompki, a później biegali. Gdy byli już wystarczająco zmęczeni, ruszyli w głąb lasu. Razem z instruktorami z 3 Regimentu Legii Cudzoziemskiej odpłynęli łódkami w górę rzeki. To właśnie tam odbywała się główna część kursu. Nie wiedzieli co ich czeka, dlatego wszyscy dźwigali na plecach cały ekwipunek i dwie dobowe racje żywnościowe.
Film: CMM 3°REI / Cch Teudean
– Szkolenie przeplatane było treningami. Uczyliśmy się, jak budować obozowiska, jak przygotowywać pułapki na zwierzęta, co możemy jeść, a w przerwach wykonywaliśmy pajacyki z bronią, podskoki, przysiady i inne ćwiczenia fizyczne – opowiada st. kpr. pchor. Dariusz Szczerbieński. – Indywidualnie i zespołowo pokonywaliśmy tory przeszkód, np. błotne, wodne i lianowe, mieliśmy też zajęcia z topografii i dowodzenia – dodaje st. kpr. pchor. Barwicki.
Drogę przez dżunglę torowali sobie maczetami. Kosztowało ich to sporo sił. Przejście w dżungli kilometra zajmuje godzinę. Co pięć metrów zostawiali na drzewach znaki, pozwalające odnaleźć drogę powrotną.
Zadanie: przeżyć
Instruktorzy Legii Cudzoziemskiej szybko postanowili sprawdzić postępy w nauce młodych żołnierzy. Kadeci podzieleni zostali na cztery plutony (Polacy trafili do różnych pododdziałów). Każdy z plutonów działał w innym rejonie dżungli. Musieli przeżyć przez trzy dni i trzy noce. Legioniści zabrali im zapasy jedzenia, dodatkową odzież, paski od mundurów i sznurowadła. Do dyspozycji mieli tylko maczetę, gwizdek i kompas. Każdego dnia musieli rozbijać nowe obozowiska, strzec ognia i zdobywać pożywienie.
Codziennie spali maksymalnie po 5 godzin i niewiele jedli (każdy przez 2 tyg. schudł przynajmniej 4 kg). Nocą musieli pilnować ognia. Niewielkie ognisko zmniejszało odczucie zimna, gdy zasypiali w mokrych mundurach i butach. Najczęściej żywili się rybami, krabami albo sercami palm. Ta roślina ma co prawda niewiele kalorii i nie dostarcza energii, ale za to pozwala oszukać ciągłe uczucie głodu. – Z jedzeniem trzeba naprawdę uważać – przyznają podchorążowie. – Przede wszystkim powinno się wystrzegać wszystkiego co ma jaskrawe kolory. A gdy nie jesteśmy pewni, czy dana roślina nam nie zaszkodzi, to trzeba przeprowadzić testy.
– Ten etap szkolenia zakończył się, gdy po trzech dniach spłynęliśmy do wyznaczonego punktu na wcześniej zbudowanych tratwach – wspomina st. kpr. pchor. Narojczyk. – Nie mieliśmy jednak zbyt wiele czasu na regenerację. Wyczerpani i głodni musieliśmy przeprawiać się przez mosty linowe zawieszone nad rwącą rzeką.
Podchorążowie wzięli udział także w zajęciach medycznych, uczyli się zasad ewakuacji rannego, jak wyznaczać lądowisko dla śmigłowców oraz jak konstruować i podkładać ładunki wybuchowe. Wszystkie te umiejętności przydały się im podczas ostatniego etapu szkolenia – dobowych zajęć taktycznych, które rozpoczęły się skokiem do rzeki z lecącego śmigłowca.
Szkolenia w dżungli nie ukończyło kilkunastu studentów. Z tropikalnego testu eliminowały ich kontuzje lub brak odpowiedniej motywacji. Polacy ukończyli dwutygodniowe szkolenie i otrzymali potwierdzającą to odznakę.
Zanim polscy podchorążowie pojechali do Gujany Francuskiej, przez pół roku przebywali na stypendium we Francji. Studiowali na wojskowej uczelni w Saint-Syr w Bretanii, gdzie uczyli się m.in. na geopolityki i strategii obronności. Brali też udział w zajęciach strzeleckich z francuskiej broni krótkiej i długiej.
Na szkolenia do Gujany Francuskiej wyjeżdżają od kilku lat żołnierze z polskich jednostek specjalnych. Swoich operatorów w tropiki wysyłała już Jednostka Wojskowa Komandosów, AGAT i NIL. Specjalsi uczestniczą w kursach bardzo zbliżonych do tych, jakie przeszli podchorążowie. Podstawowa różnica dotyczy intensywności szkolenia. Komandosi w dżungli spędzają 56 dni, a studenci dwa tygodnie.
autor zdjęć: CMM 3°REI / Cch Teudean
komentarze