Dwa niemieckie działa z czasów II wojny światowej, które spoczywały na dnie Bałtyku nieopodal Gdyni, zostały wydobyte na powierzchnię. Operację zorganizowało Muzeum Marynarki Wojennej. Po oczyszczeniu i konserwacji wojenne pamiątki zostaną udostępnione zwiedzającym.
Działa odnalazł wiosną Mariusz Szymański, mieszkający w Gdyni fryzjer i wynalazca. Stało się to, gdy testował opatentowane przez siebie specjalne płetwy dla komandosów. – Miejsce, w którym spoczywały działa, znam doskonale – przyznaje Szymański. – Pływałem tam setki razy. Ale dno w tamtym rejonie nieustannie pracuje. Po jednym ze sztormów z piasku wyłoniły się fragmenty starych armat. Postanowiłem powiadomić o tym Muzeum Marynarki Wojennej, z którym współpracuję – opowiada.
Kilka miesięcy zajęło zdobywanie pozwoleń i przygotowywanie akcji wydobywczej. Wreszcie w środę operację udało się przeprowadzić. W pracach, które zorganizowali pracownicy muzeum, wzięły udział dwie jednostki gdyńskiego Urzędu Morskiego k/h „Tucana” i „Sonar 4”. Pod wodę kilka razy schodziło troje nurków z firmy Jacka Lewery, nadzór archeologiczny nad akcją zaś sprawowała Magdalena Nowakowska z Zakładu Archeologii Podwodnej Uniwersytetu Warszawskiego.
– Podstawowy problem wiązał się z tym, że działa leżały zbyt blisko brzegu, na niewielkiej głębokości. Trzeba je było przemieścić tam, gdzie jest ona większa. Dopiero wówczas wyciągnęliśmy je na powierzchnię przy użyciu dźwigu znajdującego się na „Tucanie” – tłumaczy Tomasz Miegoń, dyrektor Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni.
Z Bałtyku zostały wydobyte dwa niemieckie działa kalibru 75 mm Infanteriegeschutz 42 i Infanteriegeschutz 18. Najpewniej należały do 83 Dywizji Piechoty i zostały porzucone wiosną 1945 roku. Wówczas to Armia Czerwona przeprowadziła zakrojoną na dużą skalę operację pomorską. W jej wyniku Niemcy zostali wyparci z Trójmiasta. Spora ich część zdołała się ewakuować na Hel. W ciągu kilku godzin na półwyspie znalazło się 30 tysięcy cywilów i 10 tysięcy żołnierzy. Podczas odwrotu wojsko pozostawiło na plażach i w morzu mnóstwo sprzętu.
Armaty trafiły już do muzeum i są poddawane konserwacji. – Trzeba to zrobić szybko. Gdy wydobywamy na powierzchnię metalowe przedmioty, które spoczywały w morzu tak długo, procesy korozyjne zaczynają w nich przebiegać w szaleńczym wręcz tempie – wyjaśnia dyrektor Miegoń. Po oczyszczeniu i odpowiednim zabezpieczeniu znalezisko trafi na ekspozycję.
Ale to nie koniec dobrych wiadomości. – Podczas prac zupełnie przypadkowo odkryliśmy też XIX-wieczną stalową kotwicę. Ona również wzbogaci nasze zbiory – zapowiada dyrektor muzeum.
Przeprowadzona wczoraj akcja miała także wymiar charytatywny. – Firma Jacka Lewery, która z nami współpracowała, przekaże swoje honorarium na leczenie dziecka jednego z żołnierzy Morskiej Jednostki Działań Specjalnych „Formoza” – zdradził Tomasz Miegoń.
autor zdjęć: Muzeum Marynarki Wojennej
komentarze