Tak naprawdę zwycięstwo Aszrafa Ghani w wyborach prezydenckich niewiele zmienia w sytuacji Afganistanu. Zarzuty o fałszerstwa wyborcze pojawiały się już po pierwszej turze. Nie sądzę, by teraz doprowadziły one do paraliżu całego kraju i wojny domowej – mówi gen. Roman Polko, były dowódca GROM-u, były zastępca, a później p.o. szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Nie sądzę, by o kształcie współpracy Afganistanu z NATO czy USA decydował wynik wyborów prezydenckich. Jestem optymistą i uważam, że niezależnie od tego, kto będzie prezydentem i tak doprowadzi do podpisania umowy o dalsze stacjonowanie wojska NATO w Afganistanie. Dotychczasowy prezydent Hamid Karzaj też nieraz spierał się z USA, bo wiedział, że całkowita uległość wobec Ameryki nie byłaby dobrze postrzegana przez Afgańczyków.
Czy 10 tysięcy żołnierzy USA to wystarczająca liczba, by nie zaprzepaścić tego, co osiągnięto przez ostatnie kilkanaście lat w Afganistanie? Myślę, że tak. Jednak według mnie najważniejszą rzeczą jest to, by oprócz wsparcia militarnego Afgańczycy otrzymali jeszcze pomoc m.in. z zakresu infrastruktury, gospodarki, służby zdrowia czy programów edukacyjnych zwalczających chociażby częsty w Afganistanie analfabetyzm. Nie możemy poprzestać jedynie na wysłaniu wojska, ale musimy zaangażować się w rozwój programów pomocowych. To kwestia naszej odpowiedzialności wobec mieszkańców tego kraju. W języku angielskim jest bardzo trafne określenie – you touch, you get. Weszliśmy do Afganistanu, to teraz musimy być konsekwentni i nie opuszczać Afgańczyków, dopóki nie wywiążemy się z naszych zobowiązań wobec nich. Tym bardziej, że Zachód stać na wdrożenie programów pomocowych, skoro w niektórych latach budżet NATO czy USA przeznaczany na interwencję militarną w Afganistanie był większy niż cały budżet tego państwa.
Jestem przekonany, że Polska także powinna być zaangażowana w pomoc Afgańczykom po 2014 roku, gdy zakończy się misja ISAF. Pamiętam zresztą rozmowy z ministrem Radosławem Sikorskim, który uważał podobnie jak ja. Tym bardziej, że Polacy mają o tyle łatwiej od Amerykanów, że nie jesteśmy postrzegani jako ci, którzy chcą narzucić Afgańczykom swój styl życia. Jesteśmy w Afganistanie lepiej postrzegani niż USA i możemy to wykorzystać.
komentarze