To nie różnice wyznaniowe stanowiły główny powód konfliktów między południem a północą Sudanu. Przekleństwem, w tym kontekście, okazuje się ropa naftowa, której niemałe złoża są rozlokowane wzdłuż zwaśnionych regionów. I to ona, doprawiona m.in. niesprawiedliwą redystrybucją zysków, miesza w sudańskim tyglu – pisze Katarzyna Kobrzyńska z Wojskowego Centrum Geograficznego.
Gdy w 2011 roku na mapie świata pojawiło się nowe państwo – Sudan Południowy, wszyscy oczekiwali, że sytuacja w regionie w końcu się uspokoi i ustabilizuje. Dziesięciolecia krwawych walk o niezależność polityczną południowej części Sudanu zakończyły się w 2005 roku podpisaniem układu pokojowego i obietnicą referendum w sprawie ewentualnej niepodległości separatystycznego regionu.
Zgodnie z przewidywaniami ludność chrześcijańskiego południa (99 proc.!) opowiedziała się w 2011 roku za secesją od muzułmańskiej północy. Tym samym, od blisko trzech lat Sudan Południowy jest oddzielnym państwem. Droga do niezależności politycznej była niezwykle długa i krwawa. Powodem jednak nie były niewątpliwe różnice etniczno-religijne, ale bogactwo ziemi.
Południowe tereny Sudanu stanowiły rolniczy spichlerz dla reszty kraju. Dolina Białego Nilu jest jednym z najżyźniejszych obszarów w całej Afryce. Dzięki bogatej sieci rzecznej jest tam uprawiana nawet wymagająca bawełna. Lasy stanowią blisko 30 proc. powierzchni, prawie tyle samo, co w Polsce. Ogromny obszar bagien As-Sudd (20 proc. Sudanu Południowego) to z kolei dogodne miejsce do uprawy papirusu i trzciny cukrowej.
Ale to nie warunki rolnicze stanowiły główny powód konfliktów między południem a północą. Przekleństwem, w tym kontekście, okazuje się ropa naftowa, której niemałe złoża są rozlokowane wzdłuż zwaśnionych regionów. I to ona, doprawiona m.in. niesprawiedliwą redystrybucją zysków, miesza w sudańskim tyglu.
Ostatecznie zawarto iście salomonowy układ. Tym samym Sudan Południowy posiada trzy razy więcej ropy naftowej niż sąsiad z północy, ale jedyne dwa ropociągi do jej transportu należą do… Sudanu. Tym samym oba kraje działają na zasadzie naczyń połączonych. Sudan Południowy wydobywa ropę, a Sudan przesyła ją swoimi ropociągami do własnego Port Sudan nad Morzem Czerwonym. Oczywiście Sudan również eksploatuje swoją ropę, ale niebagatelne zyski czerpie też z opłat tranzytowych od sąsiada.
Gdy w lutym 2012 roku na 15 miesięcy Sudan wstrzymał transport „czarnego złota”, PKB Sudanu Południowego spadło o 48 proc. Wsparcie międzynarodowe uratowało gospodarkę kraju, dla którego ropa naftowa generuje aż 98 proc. dochodu. Pokazuje to, jak newralgiczne znaczenie ma ten surowiec dla kraju.
Sytuacja między państwami ustabilizowała się w pierwszej połowie 2013 roku i wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu. Ponownie zaczęto wydobywać ropę naftową, choć ostatecznie nie na tak dużą skalę jak wcześniej. Powodem stała się tym razem sytuacja wewnętrzna w kraju. W lipcu prezydent Salva Kirr (z plemienia Dinka) zdymisjonował wiceprezydenta Rieka Machara (z plemienia Nuerów), który zaczął przejawiać chęć przejęcia sterów władzy w partii i kandydowania w najbliższych wyborach prezydenckich w 2015 roku. Wewnątrzpartyjne rozgrywki i antagonizmy spowodowały w grudniu zaostrzenie konfliktu.
Wtedy to prezydent Kirr oskarżył Machara o próbę zamachu stanu, co rozpoczęło regularną i brutalną walkę między uzbrojonymi oddziałami zwolenników byłego wiceprezydenta a siłami rządowymi. Ataki na ludność cywilną, gwałty i masowe zabójstwa spowodowały ucieczkę z domów blisko 1,5 miliona osób. Podsycone różnice etniczne zwaśnionych liderów dodatkowo spolaryzowały konflikt i nastroje wśród ludności. Stał się on na tyle brutalny, że ONZ oskarża obie strony o zbrodnie przeciwko ludzkości. Teatrem walk jest przede wszystkim miasto Bentiu położone na roponośnym obszarze. Nie wydaje się to bez znaczenia.
Czyżby Sudan Południowy czekała kolejna wojna, tym razem domowa, o władzę w kraju i kontrolę nad złożami ropy naftowej? A zasoby surowca nie są małe, bo trzecie co do wielkości w Afryce (po Nigerii i Angoli). Na zażegnaniu konfliktu zależy Chinom, głównemu inwestorowi i odbiorcy 2/3 ropy naftowej z Sudanu Południowego. Czy podejmowane w Addis Abebie próby zawieszenia broni przyniosą pożądany efekt i zgodę między dwoma liderami, których polityczne ambicje doprowadziły do wojny domowej? Czy może po raz kolejny ropa naftowa stanie się nie źródłem bogactwa, ale przekleństwem dla umęczonego wojnami kraju? Wydaje się, że o realny pokój i pojednanie będzie trudno, tym bardziej że rozmyślnie podsycono istniejące różnice etniczne (tak jak w RŚA religijne).
komentarze