Myślę, że Goebbels śmieje się do rozpuku z głupoty rosyjskich speców od propagandy i braku jakiegokolwiek wyczucia u samych Rosjan, nie mówiąc o Wodzu. Rosjanie radośnie świętują, bo Wódz przecież nie tylko zapewnił im wielkie zwycięstwo, ale wziął udział w jego uczczeniu – pisze komandor rezerwy dr Wiesław Topolski ze Stowarzyszenia Oficerów Marynarki Wojennej RP.
Ma Rosja swój patent na organizowanie parad z okazji zwycięstw. Chociaż, obiektywnie rzecz ujmując, nie zawsze są do końca dopracowane pod względem intelektualnym i przede wszystkim nie zawsze są one szczęśliwe dla innych. Zrozumiałym jest rosyjska radość z 9 maja, dnia szczególnego w historii tego narodu i państwa, które poniosło tak olbrzymie straty ludzkie i materialne walcząc z faszyzmem w latach 1941-1945.
Wcześniej, bo 17 września 1939 r. na ulicach Brześcia Litewskiego urządziła sobie Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona wspólną paradę zwycięstwa ze swoim nowym, wielkim sojusznikiem – III Rzeszą. Radzieccy żołnierze się cieszyli, choć wkrótce wielu z nich straciło życie oskarżeni w fałszywych procesach o współpracę wywiadowczą z Niemcami. Nie wiem, kto bardziej się jednak cieszył – Niemcy, czy Rosjanie, szczególnie biorąc pod uwagę, że już wkrótce niemieckie zagony pancerne sunęły w głąb terytorium swojego niedawnego sojusznika z prędkością pociągu pośpiesznego. Naród rosyjski pamięta jednak Wielką Wojnę Ojczyźnianą (WWO), która w swojej nazwie nawiązywała do podobnego wysiłku Rosji w okresie walk z armiami Napoleona i jego sojuszników. Spalona Moskwa, odejście Wielkiej Armii do Francji, zwycięstwo! Scenariusz optymistyczny dla Rosji, który znalazł zastosowanie ponad 130 lat później. Niemcy parli do przodu, Rosjanie odstępowali, potem przełom i wielki odwrót wielkiej niezwyciężonej armii niemieckiej, a potem radość po zdobyciu Berlina. Zwracam uwagę, że dla Rosjan i wszystkich mieszkańców byłego ZSRR ważniejsza i głównie występująca w literaturze nazwa to WWO, a nie II wojna światowa, co jest ważnym dla zrozumienia wielu spraw. Jak swoim wschodnim rozmówcom mówię o 1 września 1939 r. i wiążę to z wybuchem II wojny światowej, to większość robi wielkie oczy i pyta, czy się abym nie pomylił. Nieliczni tylko coś tam słyszeli o tych wydarzeniach, a procent z nich słyszał o tym, że pierwszą ofiarą zwycięskiego marszu krasnoarmiejców była Polska. Cóż, grunt to dobre filtrowanie wiadomości płynących do świadomości ogólnospołecznej w czasach ZSRR, a obecnie w państwie zwanym Federacją Rosyjską. I co ciekawe, pamiętam wyniki badań socjologicznych przeprowadzonych wśród rosyjskiej młodzieży: datę wybuchu WWO było w stanie podać jedynie 27 procent, a mniej niż 5 procent - II wojny światowej! Doskonały poziom edukacji historycznej.
Wracając do rzeczy współczesnych. Teraz znowu rosyjskie społeczeństwo ma powody do radości: Rosja odbiła z rąk niegodziwych banderowców i faszystów Krym! Hurraaa, hura, hura! krzyczą rosyjskie media. Zgodnie z planami, w Sewastopolu odbyły się 9 maja aż trzy parady: lądowa, morska a także lotnicza. Po głównej ulicy Wielka Morska przeszły kolejne pododdziały zwycięskiej armii rosyjskiej, by kolejno oddawać hołd Wodzowi, który z tej okazji stanął nie od razu na miejscowej trybunie. Przybył dopiero później z Moskwy gdzie zachował się nadzwyczaj skromnie, całkowicie ignorując obecną, skomplikowaną sytuację i nie robiąc żadnych odniesień do niej. Potem, już w głównej zatoce Sewastopola, na pokładzie okrętu odebrał paradę morską w otoczeniu generalicji i admiralicji rosyjskiej, był bardziej wymowny i odnosząc się do spraw Krymu mówił o rosyjskim patriotyzmie.
Niby wszystko w porządku, chociaż nie dla wszystkich. Przecież te maszerujące pododdziały to do niedawna tak zwane „zielone ludziki”. To chłopcy, którzy z nudów kupowali sobie ubranka i sprzęt oraz wyposażenie wojskowe w sklepach myśliwskich lub z artykułami z demobilu i gościnnie przyjeżdżali na Krym, by przeżyć coś nowego. Władimir Putin nie za bardzo był zorientowany, cóż to za UFO-ludki, o czym z radością mówił na konferencjach prasowych lub odpowiadał zainteresowanym osobom. A tu nagle – Parada Zwycięstwa! Jak to mówią na Wschodzie, czto-to nieskladywajetsja…
Szczególnie my, Polacy, jesteśmy uczuleni na tego rodzaju parady, o czym było powyżej, w aspekcie oczywiście 17 września. Mój rosyjski przyjaciel zacytował mi wczoraj fragment starej radzieckiej piosenki: Krasna armia Berlin brała, polska armia pomagała… Trudno obecnie w rosyjskiej literaturze znaleźć odniesienie do tego fragmentu historii i zawieszenia nad Berlinem polskiej flagi w maju 1945 r., która według wielu źródeł zawisła zdecydowanie wcześniej niż ta radziecka nad Reichstagiem. Wynika to z prostego zabiegu – właściwego, czyli tzw. państwowo-twórczego kształtowania rosyjskiego obywatela. Kolejne, coraz to nowsze rosyjskie publikacje dotyczące II wojny światowej dobrze edytorsko przygotowane zawierają coraz mniej prawdy historycznej. Koło historii zatoczyło się i znowu w treści można znaleźć to, czym żyła radziecka historia w latach breżniewowskich i wcześniejszych. Przy takim podejściu, czyli zakłamywaniu chwilowo odkłamywanej historii epoki postgorbaczowskiej i jelcynowskiej, teraz wszystkie koła pracują dla zwycięstwa Wodza, czyli mają jeden cel – odbudować poczucie mocarstwowości wśród mieszkańców Federacji Rosyjskiej.
Scenariusz krymski plus działania destabilizacyjne na wschodzie i południu Ukrainy to uzupełnienie tego planu i jego mocne, propagandowe wsparcie. Rosjanie faktycznie czują się świetnie, bo mają swoje zwycięstwo, pierwsze zwycięstwo w XXI wieku. Nic to, że pokonali „młodszego brata”, że zdestabilizowali sytuację w Europie i nie tylko, i że wreszcie wizerunek rosyjskiego niedźwiedzia przestał być utożsamiany w wielu krajach nie z sympatycznym miszkoj, a z agresywnym i krwiożerczym zwierzęciem, gotowym zabić nawet swojego wiekowego przyjaciela i towarzysza.
Świat po Krymie jest zupełnie inny. Wcześniej wybaczył on niecne knowania Stalina z faszystowskimi Niemcami, wybaczył kolejne rozbiory Polski w 1939 r. i w 1945 r., zsyłki tysięcy naszych rodaków w głąb Syberii i Workuty, Kazachstanu, a także terror i śmierć samych Rosjan i innych obywateli. Świat wybaczył mord katyński, bo przecież były cele wyższe – pokonać zdecydowanie gorszego zwierza – Hitlera. Potem, faktycznie na drugi dzień po pokonaniu hitlerowskiego faszyzmu, poszukiwano wśród niedawnych aliantów własnych dróg realizacji narodowych interesów. Stalinowi udało się wygrać z Amerykanami, Anglikami, a Francuzi i tak byli trzecią ligą, więc z nimi nikt i tak się zbytnio nie liczył. Polska była jednym z obszarów tej gry, dla Stalina – niestety – zwycięskiej. Potem lata zimnej wojny i każda ze stron: i Wschód, i Zachód miała swoje parady zwycięstwa i pisała swoją własną, wygodną dla celów narodowych historię tego wielkiego zwycięstwa. To było tło, bo życie polityczne, gospodarcze i wojskowe niosło nowe wydarzenia, a do nich trzeba było realizować kolejne, nowe scenariusze. Potem wielka radość: rozpad ZSRR. Wszyscy byli członkowie wielkiej radzieckiej rodziny, wraz z do niedawna satelickimi państwami, zaczęły budować własną historię i nadrabiać to, co stracili. W Warszawie, Pradze, Kijowie, Kiszyniowie i wielu, wielu innych miejscach były kolejne parady oraz saluty, teraz już o charakterze narodowym. Nastąpiły pewne zmiany. I tak u nas to już nie był 9 maja, a 8. czyli wróciliśmy do czasu europejskiego, a odstąpiliśmy od moskiewskiego. Wynik pozytywnej zmiany orientacji politycznej.
Minął 8 maja 2014 r. Nie było w Warszawie ani hucznych obchodów, ani salw, ani nawet ogni sztucznych. Prawie w konspiracji gdzieś spotykali się ci, którzy przeżyli, którzy szli ze Wschodu i z Zachodu do Polski, by nieść wolność, bo przecież Polacy walczyli i na Wschodzie, i na Zachodzie. Teraz politycy rozdzielają tych ludzi na tych słusznie ginących, i tych niesłusznie ginących. Ale przecież to NASZE ZWYCIĘSTWO, bo Polacy walczyli od pierwszego do ostatniego dnia II wojny światowej. Walczyli z oddaniem, zaciekłością i nadzieją, że przyniosą wolność sobie i swoim bliskim, narodowi i krajowi. Wiele lat temu wręczałem stopień podporucznika czasu wojny starszemu panu, Polakowi z okolic Lidy, który po latach radzieckich łagrów wyszedł na wolność i osiadł we Lwowie. Pomimo swoich 80 lat był w doskonałej kondycji, a przecież kopał miedź w Kazachstanie do 1956 r. Człowiek ten zapytany, jak trafił do partyzantki, stwierdził: Mnie było obojętnie, cóż za organizacja, chciałem walczyć. Trafił do NSZ, a potem jego losy nadają się na scenariusz filmu, w którego prawdziwość i tak nikt by nie uwierzył. Przeżył, wrócił, ale już nie do Polski, pozostał tam, w Lwowie. Nie śmiałem pytać o powody. Pomimo tylu lat spędzonych w łagrach i na obcej ziemi jego język polski były nieskazitelny. Szczególnie widać to było w wierszach, które stworzył i cytował z pamięci. Wszystko to pokazywało, jak wielkim był wewnętrznie. Zwyciężył. A ilu jego przyjaciół i towarzyszy niedoli nie przeżyło.
Teraz mamy na tapecie wybory do euro parlamentu, więc tzw. klasa polityczna naszego kraju realizuje swoje plany wojenne: zająć jak najwięcej miejsc w Brukseli i tam dalej toczyć już innego rodzaju boje. Cóż, sprawa priorytetów i rozumienia swojego miejsca w społeczeństwie. A gdzie wdzięczność, gdzie troska o tych, którzy z Zachodu i ze Wschodu nieśli wolność tej ziemi? Nie ma nic gorszego niż zbrodnia niepamięci. Gorzki to los tych spod Lenino, spod Kołobrzegu, z Berlina, tych spod Monte Casino, Ankony, Antwerpii i Arnheim. Ich zwycięstwa, ubrane w polityczne sztampy, będą teraz służyć tylko badaczom, od czasu do czasu będą odkurzane politycznie przez speców od propagandy. Żołnierz walczy, ginie, a pamięć powinna pozostać na stałe w świadomości własnego narodu. Pamięć o tych, którzy swoją krwią zapłacili rachunek za przyszłość. Stawali w szeregi mając 15 i więcej lat, rwali się do walki, nie pytali pod jakim szyldem politycznym to będą robić, bo nad wszystkim była Polska, wolna i niezawisła.
Wróćmy do Rosji. 9 maja 2014 r. w Moskwie, z okazji 69 rocznicy zwycięstwa przemaszerowało ponad 11 tysięcy żołnierzy i oficerów, 151 jednostek techniki, a nad Placem Czerwonym przeleciało 69 samolotów Sił Powietrznych. Putin zdążył wziąć udział w paradzie i szybko przemieścić się, zgodnie z wcześniejszymi przeciekami medialnymi, do Sewastopola, ale jedynie na odebranie parady morskiej i przelotu eskadry pokazowej „Russkije witjazi”. Cóż, to politycy nadają kształt temu czy innemu wydarzeniu. Wódz biorąc udział w obchodach zwycięstwa w Sewastopolu dokonał czegoś niebywałego w skali współczesnej historii stosunków międzynarodowych. Swoją decyzją o przeprowadzeniu parady wojskowej z udziałem rosyjskich Sił Zbrojnych oraz bezpośrednim udziałem w paradzie morskiej w Sewastopolu zmiótł jednym ruchem do kosza pamięć milionów radzieckich obywateli, którzy ponieśli śmierć walcząc z hitlerowskimi Niemcami.
Jak podaje rosyjska TV sewastopolskie parady były poświęcone zarówno 69. rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem, jak i 70. rocznicy wyzwolenia Półwyspu Krym i Sewastopola od niemiecko-faszistskich zachwatczikow. W paradzie, która rozpoczęła się na Placu Nachimowa, zebrano ponad 1000 przedstawicieli SZ Rosji. Poza składem osobowym z jednostek piechoty morskiej (bardziej znane w mediach jako zielone ludziki Putina) byli podchorążowie przejętego przez Rosję WSMW im. Nachimowa. Za nimi przeszła technika wojskowa: BTR-80, samochody opancerzone TIGR, systemy GRAD, OSA i mobilny system obrony wybrzeża Bastion. Jak podkreślają rosyjskie media: po raz pierwszy od wielu lat w mieście rosyjskiej wojskowej sławy miało miejsce tak wiele wydarzeń, które wspierała niepowtarzalna atmosfera a ludność masowo wyszła na ulice, by cieszyć się tym dniem.
W tym czasie w Moskwie, w bardzo krótkim wystąpieniu na Placu Czerwonym, Władimir Putin odniósł się jedynie do spraw wojny. Podkreślił jednak: W bezlitosnych bojach pod Moskwą i Stalingradem, na Łuku Kurskim i Dnieprze rozstrzygały się losy Drugiej Wojny Światowej. Żelazna wola narodu radzieckiego, jego męstwo i wytrwałość uratowały Europę od niewolnictwa. Właśnie nasz kraj gnał faszystów do ich legowiska, doprowadził do ich pełnego i ostatecznego rozgromienia, zwyciężył ceną milionów ofiar i strasznych doświadczeń.
Wódz wspomniał o uwolnieniu Europy od widma niewolnictwa, oczywiście nie zająknął się o tym, że i inne państwa oraz narody walczyły z faszyzmem. Przecież to rosyjskie zwycięstwo i nie mamy zamiaru się z nikim innym dzielić!
Jak widać, jakoś nikt z Rosjan nie zauważył schizofrenii wydarzeń w Sewastopolu. Tego, że Rosjanie sami sobie, w podbitym Sewastopolu, urządzili paradę zapominając, komu i jak odebrali zbrojnie to miasto i cały półwysep. Wódz nakazał swoim UFO-ludkom maszerować przez ulice miasta-bohatera Sewastopola, które zdobył prowadząc brudną wojnę przeciwko bratniemu – do niedawna – ukraińskiemu państwu. Parada zwycięstwa w podbitym mieście, którego w 1942-1944 bronili a potem wyzwalali obywatele ZSRR wszystkich narodowości. Był wśród nich znaczący procent Ukraińców, którym to miasto odebrano. Myślę, że Goebbels śmieje się do rozpuku z głupoty rosyjskich speców od propagandy i braku jakiegokolwiek wyczucia u samych Rosjan, nie mówiąc o Wodzu. Rosjanie radośnie świętują, bo Wódz przecież nie tylko zapewnił im wielkie zwycięstwo, ale wziął udział w jego uczczeniu. Na pytanie, jakim kosztem to wszystko odbije się na tym państwie, odpowiedź przyniesie dopiero nadchodząca przyszłość. Świat oniemiały stoi i patrzy na to wszystko nie rozumiejąc skomplikowanej ruskiej duszy, której – jak wiadomo – bez wodki nie razbieriosz…
komentarze