Konsekwencją bitwy pod Kaniowem był propagandowy na cały świat efekt polityczny. Świat zobaczył, że polskie wojsko walczy z armią niemiecką. Podczas późniejszych obrad kongresu wersalskiego przedstawiciele Polski dzięki tej bitwie mieli pełne prawo zasiąść po stronie zwycięzców – o wydarzeniach z czasów I wojny światowej przypomina w rocznicę bitwy ppłk Andrzej Łydka, komentator portalu polska-zbrojna.pl.
Występując zbrojnie przeciwko Rosji podczas wielkiej wojny Piłsudski zakładał, że zwycięstwo w wojnie będzie „szło” ze wschodu na zachód, tzn. że najpierw Niemcy z sojusznikami pokonają Rosję, a następnie same zostaną pokonane przez państwa zachodnie. To miało mu wskazywać kolejność zawierania sojuszy. Już na początku wojny wysłał na zachód emisariuszy, aby wyjaśnili politykom ententy, że legioniści walczą przeciwko Rosji w celu wyzwolenia Królestwa Polskiego, ale nie jest to wojna z ententą. Realizując swój plan polityczny, w celu odejścia od sojuszu z Niemcami, Piłsudski doprowadził w 1917 roku do kryzysu przysięgowego, w wyniku którego Legiony zostały rozwiązane, a legioniści, którzy odmówili złożenia przysięgi bądź zostali internowani (poddani cara), bądź wcieleni do armii austriackiej (poddani Najjaśniejszego Pana). Podczas kryzysu, aby nie tracić zdobytych praw do walki w polskim mundurze, Druga Brygada płk. Hallera wyłamała się spod ręki Komendanta i spod solidarności legionowej. Jako Polski Korpus Posiłkowy została wysłana na front pod Bukowiną, gdzie skierowano ją do odwodu, około 20 km od linii frontu. PKP miał poparcie wśród tej części społeczeństwa, która chciała odbudować Polskę w ramach monarchii austro-węgierskiej.
Jednak w lutym 1918 roku, po przekazaniu przez Austrię Chełmszczyzny dla nowo powstałej Ukraińskiej Rady Ludowej w Galicji, na ziemiach pod okupacją austriacką „zagotowało się”. Tę decyzję, zapisaną w traktacie brzeskim, oceniono jako IV rozbiór Polski i jej zdradę. Uważano, że lojalność obowiązuje obydwie strony. Im większa była lojalność wobec Austrii, tym większy był zawód jej wiarołomnością. Informację o postanowieniach traktatu polskie gazety podały w czarnych, żałobnych ramkach. Polscy urzędnicy, nieraz z kilkudziesięcioletnią wysługą w służbie Najjaśniejszego Pana, odsyłali otrzymane odznaczenia i ordery do Wiednia. Oficerowie i żołnierze będący w tym czasie na urlopach reagowali równie żywiołowo. Bojowe odznaczenia wieszali na płotach oraz w innych publicznych acz ustronnych miejscach, otoczone obraźliwymi i urągliwymi dla monarchii (i monarchy) napisami. Sfory bezpańskich kundli biegały po ulicach miast i miasteczek obwieszone różnego rodzaju krzyżami i medalami nadawanymi za dzielność w boju ku chwale Najjaśniejszego Pana.
Podobne reakcje pojawiły się wśród oficerów i żołnierzy PKP. Wiedzieli, że muszą zareagować na zdradę Austrii oraz obawiali się, że w przypadku podpisania pokoju z Rosją w najlepszym razie pójdą do obozów internowania.
Dowództwo Brygady w osobach pułkowników Hallera i Żymierskiego – w porozumieniu z przedstawicielami poszczególnych pułków i w tajemnicy przed dowódcą PKP, gen. Zielińskim – podjęło decyzję dotyczącą przejścia na Ukrainę, by tam razem z polskimi oddziałami formowanymi w Rosji tworzyć samodzielne, wolne i bezpańskie wojsko polskie do ostatecznej rozgrywki z dotychczasowymi sprzymierzeńcami. Tą decyzją Druga Brygada stawała znowu pod wspólnym legionowym sztandarem, biorąc nieświadomie na siebie faktyczne przedstawicielstwo narodu i wypowiadając w jego imieniu wojnę państwom centralnym. Był to bunt ze wszystkimi konsekwencjami.
Dowódca PKP, sędziwy gen. Zygmunt Zieliński, odmówił przyłączenia się do buntowników. Jako zawodowemu oficerowi bunt i zdrada Miłościwie Panującego nie mieściły się w głowie. Uważał, że aby zaprotestować przeciwko zdradzie Austro-Węgier wszyscy żołnierze powinni odmówić dalszego prowadzenia walki oraz dumni i bladzi pójść do obozu internowania. Z powodu odmowy udziału w buncie został obłożony aresztem domowym przez jednego z przywódców buntu, kpt. Góreckiego. Już w chwili aresztowania, po oddaniu szabli Góreckiemu, zaczął się dopytywać, czy i ile pieniędzy wzięli buntownicy, na ile mają zaopatrzenia i czy buty żołnierskie wystarczą na długi marsz. Przez cały czas aresztu przypominał nowemu, buntowniczemu dowództwu, by w rozgardiaszu buntu nie zapomniano o zapasach amunicji, o kuchniach polowych czy o łączności pomiędzy kolumnami.
Przejście na drugą stronę frontu udało się jedynie piechocie, czyli 2 i 3 Pułkom. Kawaleria była zbyt oddalona od frontu, a artyleria i kolumny tyłowe zostały zatrzymane przez pułki austriackie. Ogółem Austriacy aresztowali około 900 legionistów. Po kilku miesiącach śledztwa grupa 91 oficerów, 240 szeregowych i 3 sanitariuszek została postawiona przez sądem i oskarżona o bunt, zdradę i złamanie przysięgi. Głównym oskarżonym był kpt. Górecki. Gdy na salę sądową, jako świadek, wszedł gen. Zieliński, wszyscy oskarżeni odruchowo zerwali się za swoich miejsc i stali wyprężeni na baczność, okazując w ten sposób szacunek dla swego nieskazitelnego dowódcy. Ze względu na konieczność przesłuchania przed sadem kilkuset świadków proces przeciągnął się prawie do końca wojny. W październiku z Wiednia przysłano do sądu depeszę nakazującą umorzenie procesu.
Pułki, które przedarły się przez front, odbyły długi na kilkaset kilometrów marsz przez zrewolucjonizowaną Rosję w celu połączenia się z II Korpusem Polskim. Korpus ten składał się głównie ze sztabów i tyłów, miał również silną kawalerię, artylerię oraz pułk inżynieryjny. Piechota Drugiej Brygady stanowiła niezbędne uzupełnienie struktur. Po połączeniu w Sorokach z Drugą Brygadą Korpus liczył ponad 7 tysięcy żołnierzy. W związku z rozpoczęciem ofensywy państw centralnych przeciwko Rosji, Korpus odbył następny kilkusetkilometrowy marsz – aż do Kaniowa. Nawiązano również kontakt z przedstawicielami ententy i Komitetu Narodowego Polskiego we Francji.
Pod Kaniowem, nad samym Dnieprem, Niemcy osaczyli Korpus. 11 maja 1918 roku doszło do całodziennej, zażartej walki. Następnego dnia, po wyczerpaniu amunicji i rozmowach kapitulacyjnych, około południa nastąpiło składanie broni. Korpus, który symbolizował łączenie dwóch, dotychczas przeciwstawnych kierunków polskiej polityki i działania przeciw Niemcom oraz we współdziałaniu z aliantami zachodnimi, przestał istnieć.
Konsekwencją tej bitwy (straty to około 100 poległych i kilkuset rannych) był propagandowy na cały świat efekt polityczny. Świat zobaczył, że polskie wojsko walczy z armią niemiecką. Zasadniczym efektem bitwy było natychmiastowe dowartościowanie tworzonego już we Francji wojska oraz wzmocnienie znaczenia Komitetu Narodowego Polskiego we Francji. Podczas późniejszych obrad kongresu wersalskiego przedstawiciele Polski, dzięki tej bitwie, mieli pełne prawo zasiąść po stronie zwycięzców.
Dalsze losy „kaniowczyków” były równie burzliwe. Po kapitulacji korpusu transporty kolejowe z jeńcami ruszyły na zachód. Uciekło z nich na tyle dużo żołnierzy, ze można było sformować z nich pułk w 4 Dywizji Strzelców tworzonej przez płk. Żeligowskiego na Kubaniu. Po walkach w obronie Odessy dywizja ta, jako jedyna z formowanych w Rosji, powróciła do kraju z bronią w ręku. Przeformowana w 10 Dywizję Piechoty składającą się z kaniowskich pułków strzelców zakończyła swój szlak w powstaniu warszawskim jako jedna z trzech dywizji Korpusu Warszawskiego AK.
komentarze