W pierwszych latach istnienia II RP, jak w każdej młodej demokracji, pomiędzy władzą ustawodawczą a wykonawczą dochodziło do wielu nieporozumień. W związku z faktem, iż w tamtym okresie główny wysiłek państwa skierowany był na ustanowienie swoich granic za pomocą sił zbrojnych, nieporozumienia te dotyczyły głównie użycia wojska. Żartowano, że Polska jest największym państwem na świecie, ponieważ jest... bez granic. Spory terytorialne toczono ze wszystkimi państwami dookoła – pisze ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, znawca i miłosnik historii wojskowości, publicysta portalu polska-zbrojna.pl.
Chronologicznie, jako pierwszy, toczono spór z Ukraińcami o Lwów i Małopolskę Wschodnią. Cały kraj organizował „Odsiecz Lwowa”. Ledwo co sformowane bataliony wysyłano do Galicji, aby tam, w ramach różnych Grup, Podgrup i Zgrupowań, formując się jednocześnie w pułki i dywizje, podtrzymać opór Lwowa oraz opanowywać teren. Na szczęście, na wiosnę 1919 roku wojsko formowało się nie tylko na froncie, ale i tam, gdzie w normalnym kraju powinno się formować, to jest na tyłach.
Po zajęciu Lwowa oraz Małopolski Wschodniej Naczelnik Państwa postanowił odzyskać Wilno. Początek operacji zaplanowano na połowę kwietnia 1919 roku. Od listopada 1918 roku trwało formowanie „od zera” Wojska Polskiego. Wśród planowanych do sformowania dwudziestu czteropułkowych dywizji piechoty, numery od 1 do 3 zarezerwowano dla Dywizji Legionowych, kontynuujących świeże tradycje Legionów Polskich. 3 dywizja, formowana na froncie wojny polsko-ukraińskiej, była kontynuatorką piechoty „Polnische Wehrmacht”, czyli tych żołnierzy, którzy po kryzysie przysięgowym wyłamali się spod ręki ówczesnego Komendanta I Brygady.
1 i 2 dywizje legionowe formowane były w podwarszawskiej osadzie, która z tego powodu, na wniosek dowódcy 2 DPLeg., płk. Bolesława Roji, otrzymała nazwę Legionowo. Wszyscy oficerowie i podoficerowie tych dywizji wywodzili się z brygad Legionów Polskich i w odtwarzanych pułkach wprowadzili specyficzną atmosferę „legionową”. Rekruci do pułków zaczęli napływać na przełomie marca i kwietnia 1919 roku a instruktorzy wiedzieli, że mają tylko 2-3 tygodnie, aby zrobić z nich żołnierzy.
Jak wspominał jeden z oficerów 5 ppLeg., por. Wacław Lipiński „Nazajutrz rozpoczęła się gwałtowna, iście z amerykańsko-legionowym prowadzonym tempem musztra. Wiedzieliśmy wszak, że idziemy na Wilno, że czasu tak strasznie, okrutnie mało. Duszę więc z siebie trzeba było wydrzeć, zaharować po łokcie, zachrypnąć całkiem od komendy, mdleć wieczorami z wyczerpania po całodziennej pracy. Od białego więc świtu do późnego wieczora orka z wywieszonym językiem. Pierwsze kilka dni nauki były okropne. Zdawało się, że z tego zbaraniałego rekruta nic się nie da rady zrobić, że mu się za Boga nie wytłumaczy. Po dwutygodniowej pracy oficerów i podoficerów, którzy od ciągłych krzyków komend pochrypnęli tak, że niektórzy z najwyższym wysiłkiem, z tragiczną mimiką twarzy mogli cos z siebie wydobyć, zaś inni całkiem na głucho zaniemówili, banda cywilów zamieniła się w żołnierzy”.
Kwatermistrzostwo (czyli ówczesna logistyka) też starało się jak mogło. „Co dwa, trzy dni dostawał żołnierz coś z umundurowania. Początkowo dostał buty. Solidne, mocne, na wzór amerykański szyte, jednak już polskie. Oglądaliśmy je z prawdziwym uczuciem i wzruszeniem. Czuliśmy nad sobą własne już państwo, które się nami opiekuje. Po butach po kolei dostawał żołnierz: karabiny, spodnie, płaszcze. Lecz ciągle czegoś brakowało. To karabiny bez pasów, lub pasy bez karabinów, to czapki bez orzełków, to orzełki bez czapek”. Pod koniec tego intensywnego trzytygodniowego szkolenia urządzono ćwiczenia taktyczne nocne i dzienne i pewnego dnia orzeknięto, iż skoro nie ma innej rady można z tym żołnierzem pójść w ogień.
Plan Piłsudskiego polegał na silnym uderzeniu 2 DPLeg płk. Roji w centrum na Baranowicze i Lidę i zza pleców tej akcji, przez lukę w bolszewickim ugrupowaniu, wyprowadzić przy pomocy 1 DPLeg. płk. Karaszewicza-Tokarzewskiego i 1 BKaw. płk. Beliny-Prażmowskiego uderzenie na Wilno. Jak widać, Marszałek do tej akcji użył większość jednostek o rodowodzie „legionowym”. Jedynie 3 DPLeg walczyła w Małopolsce Wschodniej. 1 Brygadę Kawalerii ze względu na rodowód trzech spośród czterech wchodzących w jej skład pułków: 1 pułku szwoleżerów, 7 pułku ułanów lubelskich i 11 pułku ułanów legionowych formowanych z kadry byłego 1 pułku ułanów I Brygady Legionów, z czystym sumieniem również można nazwać „legionową”. Jedynie czwarty pułk brygady, tj. 4 pułk ułanów to byli „dowborczycy” z 1 Korpusu Polskiego w Rosji.
Operacją dowodził Piłsudski a grupą manewrową uderzającą na Wilno - gen. Rydz-Śmigły. Ofensywa rozpoczęła się 16 kwietnia zaciętymi walkami o Lidę, Baranowicze i Nowogródek, gdzie Polacy z 2 DPLeg. starli się z Polakami z bolszewickiej Zachodniej Dywizji Strzelców. Tam zapłacono główną cenę za Wilno - ok. 700 poległych i 1700 rannych w całej operacji. Piechurzy 1 dywizji i kawalerzyści Beliny, maszerując leśnymi i piaszczystymi traktami, cicho, niepostrzeżenie dla bolszewików i bez walk, ujrzeli w Wielką Sobotę Wilno „znaczone wieżami swoich pięknych kościołów”, jak wspominał dowódca plutonu artylerii konnej 1 BKaw. por. Stanisław Kopański (późniejszy generał i obrońca Tobruku w następnej wojnie). Polskich żołnierzy z entuzjazmem wspierała w walkach ulicznych polska ludność Wilna, co odnotowała moskiewska „Prawda” - „Podczas obrony Wilna mieliśmy do czynienia z prawie pełną zdradą ze strony polskiej ludności, wyjąwszy nielicznych robotników”.
Rozstrzygnięcie walk nastąpiło podczas Wielkiej Nocy a „lany poniedziałek” był jedynie formalnością. 21 kwietnia w Wilnie pojawił się Piłsudski „Do żadnego miasta, zdobytego przez mnie, nie wjeżdżałem z takim uczuciem, jak do Wilna”. Był to dla niego niecodzienny prezent świąteczny, można powiedzieć, zajączek.
Zdobycie Wilna zostało przyjęte przez Litwę jako akt wrogi. Nie było w tym nic dziwnego. Litwini widzieli swoje państwo ze stolicą w Wilnie, w granicach byłych guberni kowieńskiej, suwalskiej, wileńskiej, grodzieńskiej i częściowo mińskiej. Władze polskie widziały rozwiązanie sytuacji w federacji Litwy z Polską uważając sprawę granic i przynależności państwowej Wilna jako wtórną.
Z kolei w Polsce odzyskanie Wilna zostało przyjęte w Polsce przez społeczeństwo z entuzjazmem a przez Sejm z mieszanymi uczuciami i zaskoczeniem ponieważ operację przeprowadzono podczas świątecznej przerwy w pracy Sejmu nie niepokojąc posłów.
komentarze