Dzisiejszy konflikt zbrojny nie polega na ganianiu się po lesie czy wyczekiwaniu na linii frontu. Przewaga technologiczna, jaką mają nowoczesne armie nad rebeliantami czy krajami mniej rozwiniętymi, jest tak duża, że każdy przeciwnik, który chce nawiązać z nimi walkę, musi zmniejszyć dzielący go dystans technologiczny. Najlepiej ukryć się w mieście. Czy w walce pomoże mu, nawet zmodernizowany, Beryl? – pyta Naval, były operator GROM-u, autor „Przetrwać Belize”.
Można mnożyć przykłady, gdy działania wojenne szybko przenosiły się do miast. W Iraku żołnierze opuszczali w pośpiechu swoje pojazdy, po tym gdy sąsiednie zaczęły po prostu eksplodować. W Afganistanie talibowie kąsają wojska koalicji, podkładając miny na drogach i atakując bazy. Unikają otwartej walki w górach. Kiedy wspierające rebeliantów lotnictwo armii zachodnich włączyło się do walk w Libii, siły Kadafiego musiały bardzo szybko przejść do defensywy i ukryć się w zabudowaniach. W końcu żołnierze poddali się, bo nie chcieli walczyć nawet w mieście.
Wyjątkiem jest Afryka, która pozostała daleko w tyle i nadal często walczy się tam za pomocą maczet, a kałasznikow jest uważany za najlepszy i niezastąpiony.
Nasza armia z jednej strony ma wychwalane przez pilotów i strategów samoloty F-16, z drugiej, jak czytam, będzie wyposażana w zmodernizowane Beryle. Czy sprawdzą się one, gdy polski żołnierz będzie walczył na współczesnym teatrze działań, którym nie są otwarte przestrzenie? Aby przeżyć i wygrać, trzeba zainwestować w coś innego.
Pamiętam ogólnonarodową debatę przy okazji wybierania myśliwca dla polskich sił powietrznych. Wypowiadali się wszyscy: od pilota po kapelana. Gdy czytam o Berylu, znajduję rzucone ot tak zdanie: „Zebrano uwagi żołnierzy będących na misji w Afganistanie. Będą one uwzględnione”. Przypominają mi się lata, gdy unowocześniano malucha. Dodano prawe lusterko i kubełkowy fotel dla kierowcy.
Mam tylko jedno pytanie: kto jest zadowolony z modernizacji Beryla? Bo na pewno nie żołnierz. Dlaczego nie? Powiem Wam, jaki powinien być idealny karabinek. Sami odpowiecie sobie na pytanie: czy będzie nim zmodernizowany Beryl.
Po pierwsze, ma być krótki – łatwiej wtedy wejść do pojazdu i z niego wyjść. Pamiętajmy, że są to chwile newralgiczne w trakcie działań wojennych, tak jak wychodzenie zza rogów budynków, wchodzenie do pomieszczeń, przeciskanie się przez małe okienka lub zawalone stropy. Z krótkim karabinkiem jest to łatwiejsze. Szybciej można się złożyć do strzału. Po drugie, powinien mieć łatwy dostęp do bezpiecznika, tak by móc odbezpieczać broń kciukiem, a nie palcem wskazującym. Po ostatnim strzale zamek powinien zostać w tylnym położeniu, by po wymianie magazynka samo spuszczenie zamka powodowało załadowanie broni (gdy my strzelamy, oznacza to, że i ktoś strzela do nas, więc szybkie ponowne załadowanie broni ratuje nam życie). Po trzecie, musi mieć dobry przyrząd celowniczy – kolimatorowy przeziernik umożliwia szybkie złożenie się do strzału. Po czwarte, niezbędna jest latarka – gdy się walczy w pomieszczeniach, nie zawsze są one oświetlone. Noc też nie zwalnia żołnierza z walki, warto więc, by mógł, świecąc latarką, zobaczyć zagrożenie lub po prostu widzieć dokąd idzie.
Może by tak wrócić do Stena albo Błyskawicy, która była opracowana na jego bazie i świetnie się spisywała podczas powstania warszawskiego?
To co? Czy polski żołnierz w XXI wieku będzie zadowolony ze swojego narzędzia pracy, którym będzie zmodernizowany Beryl?
komentarze