Polska przez następne 10 lat wyda ponad 90 mld zł na modernizację sił zbrojnych. Jeśli uda się przeznaczyć taką sumę na unowocześnienie armii, a na część tej kwoty dać zlecenia polskim zakładom obronnym, to zrobimy iście „tygrysi” skok w naszym potencjale obronnym i w gospodarce – przekonuje senator Jarosław Lasecki (PO), członek senackiej Komisji Obrony Narodowej.
Rządowe plany unowocześnienia polskiego wojska to nie tylko kwestia zapewnienia Polsce bezpieczeństwa. Tu w grę wchodzą także aspekty krajowej gospodarki. Bo przecież modernizacja techniczna armii, to nie tylko zakup sprzętu, to również jego produkcja i serwis. Mamy więc szansę nie tylko wzmocnić Siły Zbrojne RP, lecz także poprawić kondycję naszych zakładów zbrojeniowych, które zatrudniają obecnie ponad 14 tys. pracowników, nie mówiąc o kooperantach czy instytutach badawczych naszych uczelni. W ciągu najbliższej dekady na modernizację wydamy ponad 90 mld zł. To niebagatelna kwota i dobrze by było, gdyby część z tych pieniędzy zasiliła polskie spółki sektora obronnego. Nowoczesny sprzęt, którego potrzebuje nasze wojsko, nie powinien być produkowany jedynie przez zagraniczne koncerny zbrojeniowe. Oznacza to, że nasze zakłady powinny powszechniej włączyć się do produkcji innowacyjnych produktów na rzecz wojska. I właśnie dlatego proponuję, by ustawowo zagwarantować, aby część ze środków przeznaczonych na zakupy wojskowe została przekierowana na zlecenia dla polskich firm, co zapewni miejsca pracy w kraju.
Podobne rozwiązania już przecież funkcjonują. W ustawie o przebudowie i modernizacji sił zbrojnych z 2001 roku znajduje się zapis określający wysokość środków, które co roku muszą być wydawane na modernizację techniczną. Zgodnie z ustawą na ten cel przeznacza się 20% budżetu Ministerstwa Obrony Narodowej. Dlaczego więc nie wprowadzić do ustawy zapisu, by, na przykład, co piąta złotówka, czy nawet co druga, wydana na zbrojenia trafiła do polskich zakładów przemysłu obronnego? Przedstawiciele resortów obrony oraz gospodarki, którzy byli obecni na ostatnim posiedzeniu senackiej Komisji Obrony Narodowej, przychylnie ocenili ten pomysł.
Zdaję sobie sprawę, że Polskę obowiązują przepisy przyjęte w Unii Europejskiej, które zakazują faworyzowania w przetargach narodowych firm. A jednak takie państwa, jak Francja czy Niemcy potrafiły pogodzić unijne prawo z zabezpieczeniem swoich narodowych interesów. Warto wziąć z nich przykład.
komentarze