Pokolenie cichociemnych wiele wycierpiało walcząc, ale każdy z ich poległych kolegów chciałby, abyśmy cieszyli się życiem i z tego, że mieszkamy w wolnej Polsce. Pamiętajmy jednocześnie o tych, którym zawdzięczamy pokój. Do nas, żołnierzy GROM-u, należy także to, by pamiętać, że pokój nie jest dany raz na zawsze. Dlatego szkolmy się tak, jakby dzień naszego bojowego sprawdzianu miał nadejść jutro – pisze Naval, były operator GROM-u oraz autor książki „Przetrwać Belize”.
16 lat temu stanąłem przed wielką, metalową bramą. Chociaż cała jej powierzchnia była wymalowana na zielono, przez warstwę farby przebijała jeszcze poradziecka gwiazda. Wcześniej stacjonowała tu jednostka rosyjska, ale w 1998 roku była to już brama prowadząca do suwerennej, polskiej Jednostki Wojskowej GROM.
Wówczas o GROM-ie nie wiedziałem prawie nic, a o cichociemnych, którzy są patronami jednostki, tylko tyle, co usłyszałem w szkole i przeczytałem z paru artykułów. Rok później, w dniu święta naszej jednostki, 13 czerwca, cichociemni spadochroniarze Armii Krajowej byli gośćmi honorowymi uroczystości. Generał Sławomir Petelicki, ówczesny dowódca jednostki, zawsze dbał o to, by żaden z gości nie czuł się pozostawiony samemu sobie. Dlatego każdy z nas, żołnierzy GROM, miał polecenie opiekowania się VIP-ami. A byli nimi dla nas właśnie cichociemni.
W ten sposób poznałem ludzi, którzy byli prawdziwą legendą. Ludzi, o których uczyłem się w szkole i których życiorysy przyćmiewały przygody Jamesa Bonda i podobnych jemu agentów. Pamiętam, jak zaskoczyło mnie wesołe usposobienie cichociemnych. Mogłoby się wydawać, że osoby, które mają tak duży bagaż wojennego doświadczenia, będą zamknięte w sobie i pozbawione poczucia humoru. Tymczasem oni okazali się pogodnymi starszymi panami, którzy popijając z nami piwo, opowiadali o swoich wojennych historiach. Dali nam prosty przekaz – ich pokolenie wiele wycierpiało walcząc, ale każdy z ich poległych kolegów chciałby, abyśmy cieszyli się życiem i z tego, że mieszkamy w wolnej Polsce. Pamiętajmy jednocześnie o tych, którym zawdzięczamy pokój. Do nas, żołnierzy GROM-u, należy także to, by pamiętać, że pokój nie jest dany raz na zawsze. Dlatego szkolmy się tak, jakby dzień naszego bojowego sprawdzianu miał nadejść jutro.
Miałem to szczęcie, że nie tylko czytałem o brawurowych akcjach podejmowanych w czasie wojny, ale słuchałem ich także od samych cichociemnych. Przytoczę jedną opowieść, którą poznałem od świadka tamtych wydarzeń. Był rok 1941. Noc z 27 na 28 grudnia. Z pokładu brytyjskiego samolotu skoczyli dwaj cichociemni: „Kotwicz” i „Wania” oraz dwaj kurierzy. – Idziemy przez las, gdy nagle słyszymy: „Hande hoch”. Przed nami stanął niemiecki patrol żandarmerii z psem – opowiadał mój rozmówca. – Co mieliśmy robić? Udając ubranych w kożuchy wieśniaków, potulnie poszliśmy na odwach. Niemcy nie rewidowali nas, tylko trzymając pod bronią zaprowadzili na posterunek żandarmerii. Po wejściu do budynku postawiono nas pod ścianą tak, że Niemców mieliśmy za sobą. Do „Wani” podszedł żandarm, który chciał go przeszukać. Ale gdy tylko go dotknął, ręce „Wani” złożyły się w ciężki młot. Mocnym uderzeniem w szyję powalił żandarma na podłogę. Na chwilę Niemcy zamarli. To dało nam czas na wyjęcie ukrytej pod kożuchami broni. Dobre wyszkolenie pozwoliło, prawie bez celowania, trafiać celnie do stojących Niemców…
Generał Stefan „Starba” Bałuk, cichociemny, obchodził w środę setne urodziny. Panie Generale, DZIĘKUJEMY ZA WOLNOŚĆ!
komentarze