Przedsięwzięcia związane z setną rocznicą powołania uczelni będą się odbywać przez cały rok. Główne uroczystości zaplanowaliśmy jednak na czerwiec, a potem październik. Będziemy świętować m.in. w naszej kolebce, czyli w Toruniu – zapowiada kontradmirał prof. Tomasz Szubrycht, rektor-komendant Akademii Marynarki Wojennej.
W tym roku Akademia Marynarki Wojennej kończy sto lat. Tymczasem sama marynarka w kryzysie, pandemia nie odpuszcza, słowem: trudny czas... Jak tu świętować?
Kadm. prof. Tomasz Szubrycht: Tyle że my nie podsumowujemy roku czy nawet kilku lat. Podsumowujemy całą epokę. Przecież akademia jest niemalże równolatką odrodzonej Polski. Przygotowała do służby wiele pokoleń marynarzy. Czas mamy, owszem, trudny. Ale przecież nasi poprzednicy nie mieli łatwiej. Kiedy rozpoczynało się kształcenie morskich kadr, kraj dopiero dźwigał się po zaborach. Musiał walczyć o przetrwanie w wojnie polsko-bolszewickiej. Potem przyszła II wojna światowa, jeszcze później odbudowa uczelni niemal od podstaw w Gdyni, czyli wówczas zupełnie nowym dla niej miejscu. Nasze problemy są przy tym niewielkie. Z COVID-em nauczyliśmy się żyć. Przez te dwa lata zorganizowaliśmy się, niemal sto procent naszych wykładowców i studentów jest zaszczepionych. Głęboko wierzę, że dla marynarki też nastaną lepsze czasy, że kwestia budowy nowych okrętów nie sprowadza się do pytania „czy”, ale „kiedy”, i jestem przekonany, że to będzie w najbliższym czasie.
Skupmy się jednak przez chwilę na historii. Wspomniał Pan, że akademia jest niemal równolatką II RP. Pierwszą przystań znalazła w miejscu nietypowym, bo z dala od morza. Dlaczego?
Polska odzyskała dostęp do Bałtyku ledwie dwa lata wcześniej. Na skrawku wybrzeża, który jej przypadł, największą miejscowością był Puck. Gdańsk miał status wolnego miasta, budowa Gdyni miała rozpocząć się za kilka lat. Wówczas po prostu nie było jeszcze możliwości, by morską uczelnię posadowić nad morzem. Szkoła Morska, która kształciła oficerów floty handlowej, działała w Tczewie, marynarka wojenna postawiła więc na Toruń – stare hanzeatyckie miasto z dobrze rozwiniętą infrastrukturą. W marcu 1921 roku zostały tam zorganizowane Tymczasowe Kursy Instruktorskie dla Oficerów, półtora roku później na ich bazie powstała Oficerska Szkoła Marynarki Wojennej. Podchorążowie rozpoczęli naukę dokładnie 1 października 1922 roku.
I chyba zarówno im, jak i wykładowcom było w Toruniu dobrze, bo nad Bałtyk uczelnia przeniosła się dopiero 23 lata później.
Toruń rzeczywiście był niezłą lokalizacją, ale jeszcze w latach trzydziestych budynki szkoły okazały się zbyt małe. Uczelnia ciągle się rozwijała, a rok akademicki 1938/1939 rozpoczęła już w nowym miejscu. Przeniosła się do Bydgoszczy, gdzie zajęła obiekty, które obecnie należą do Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych. Studenci i wykładowcy wspominali, że panował tam prawdziwy luksus, bo... w kranach mieli ciepłą wodę. Do Gdyni uczelnia przeprowadziła się dopiero w 1945 roku.
A co się działo z nią podczas wojny?
Przetrwała. Stała się jedyną polską uczelnią, która właściwie nie miała przerwy w nauczaniu. Już w listopadzie 1939 roku w brytyjskim Plymouth rozpoczęła kolejny rok akademicki. W ławach zasiedli podchorążowie dwóch roczników, którzy w momencie wybuchu wojny odbywali praktyki na Atlantyku i Morzu Śródziemnym. Do kraju już nie wrócili, ale niebawem zasilili marynarkę walczącą z Niemcami u boku aliantów.
Dziś profil uczelni jest inny niż wówczas. Co się zmieniło?
Przede wszystkim trzeba podkreślić, że zmiany to efekt naturalnej ewolucji, mocno wpisanej w historię akademii. Początkowo uczelnia kształciła wyłącznie specjalistów z zakresu nawigacji. Potem ruszyły studia dla mechaników okrętowych, wreszcie dla oficerów odpowiedzialnych za szeroko pojętą logistykę. Wszystko to wynikało z potrzeb rozwijającej się marynarki. Dziś także reagujemy na zmiany w otaczającym nas świecie. Współczesne okręty naszpikowane są elektroniką, do tego w 3 Flotylli całkiem niedawno pojawiła się Morska Jednostka Rakietowa. Marynarka potrzebuje informatyków, mechatroników, specjalistów od automatyki. Z myślą o nich uruchomiliśmy więc dwa nowe kierunki – informatykę i mechatronikę. W naszej ofercie znalazły się też studia z zakresu cyberbezpieczeństwa. Ich absolwenci mogą zasilać szeregi wszystkich rodzajów sił zbrojnych, a także instytucji związanych z obronnością. Do tego prowadzimy studia cywilne – dzienne i zaoczne. Akademia staje się coraz bardziej wszechstronna, choć od lat niezmiennie rdzeniem naszej działalności pozostaje kształcenie kadr dla marynarki wojennej.
Ilu w tej chwili macie studentów?
Około 450. Nabór zależy od limitów, które co roku określa Ministerstwo Obrony Narodowej. Warto jednak zaznaczyć, że nie poprzestajemy na kształceniu przyszłych oficerów. Akademia prowadzi także wiele studiów podyplomowych i specjalistycznych kursów dla kadry sił zbrojnych – przede wszystkim marynarki wojennej, ale nie tylko. Zanim wybuchła pandemia, każdego roku w tego typu zajęciach brało udział od 2,6 tys. do 2,9 tys. słuchaczy. Liczba studentów cywilnych, zarówno stacjonarnych, jak i zaocznych, oscyluje wokół 2,2 tys. Mamy też 50 podchorążych z zagranicy.
Uczelnia się umiędzynarodawia...
Zdecydowanie. Uczelnie kształcące zagranicznych studentów to zjawisko powszechne. Ale już takich, które przygotowują do służby podchorążych z innych państw, jest na całym świecie może kilkanaście. I nasza akademia zalicza się do tego elitarnego grona. Obecnie mamy 50 wojskowych studentów z Kuwejtu i Kataru. W ubiegłym roku naukę zakończyli podchorążowie z Arabii Saudyjskiej. Nasze mury opuściło już 103 absolwentów z tych państw, a w sumie wykształciliśmy 291 wojskowych studentów zagranicznych. Ale to nie koniec. Od dłuższego czasu rozwijamy też współpracę w ramach programu Erasmus+. Ostatnio na trzymiesięcznej wymianie byli u nas podchorążowie z Rumunii, Bułgarii oraz Włoch. W najbliższym semestrze letnim ponownie przyjadą do nas Rumuni i Bułgarzy. Dołączą do nich też podchorążowie z Austrii, studiujący informatykę oraz cyberbezbieczeństwo. Nasze działania zostały ostatnio dostrzeżone przez Fundację Edukacyjną „Perspektywy”. Nasza pełnomocniczka do spraw wymian międzynarodowych, pani Monika Wysocka, została nagrodzona tytułem „Wschodząca Gwiazda Umiędzynarodowienia”. To wielki sukces jej, ale także całej uczelni.
A jaka korzyść, oprócz prestiżu, płynie z otwarcia akademii na studentów z zagranicy?
Po pierwsze, mamy okazję przekonać się, że nie jesteśmy gorsi od uczelni zagranicznych. Potwierdzają to polscy studenci, którzy jeżdżą na wymiany, ale też nasi absolwenci z innych krajów. Podczas wewnętrznych ewaluacji w Katarze i Arabii Saudyjskiej osiągnęli doskonałe rezultaty. Katarczycy na przykład byli lepsi od oficerów, którzy ukończyli akademie w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, we Włoszech czy Pakistanie. Otwarcie na świat pozwala też lepiej śledzić nowinki, różnego typu ciekawe rozwiązania, które potem można wprowadzać u nas.
Jaką bazą dysponuje uczelnia?
Mamy wiele pracowni wyposażonych w nowoczesne symulatory i trenażery. Cały czas też staramy się tę bazę rozbudowywać. Ostatnio na przykład oddaliśmy do użytku pływalnię. Kompleks może być wykorzystywany nie tylko podczas WF-u i nie tylko do celów sportowych i rekreacji. Niecka jednego z dwóch basenów ma 4,5 m głębokości i pozwala na prowadzenie zajęć z nurkowania. Niebawem chcielibyśmy rozpocząć budowę mariny zlokalizowanej na plaży przy gdyńskiej dzielnicy Babie Doły. I znów będzie to obiekt wielofunkcyjny. Potrzebny przy organizacji kursów żeglarstwa, które stanowią część programu studiów, ale też kursów nurkowania dla podchorążych z kierunku mechatronika-prace podwodne. Latem zamierzamy organizować tam przedsięwzięcia promujące marynarkę wojenną i szerzej: Polskę morską, w tym kursy żeglarskie dla uczniów szkół średnich. Jednak najważniejszą inwestycją w najbliższym czasie jest budowa Akademickiego Centrum Technologii Podwodnych. Chcemy tam prowadzić badania i szkolenia poświęcone m.in. nurkowaniu saturowanemu do głębokości 200 m. Będzie to jedna z najnowocześniejszych tego typu placówek w Europie. Zgodnie z planem powinna być gotowa w 2024 roku.
A jak zmienia się program nauczania?
Tutaj staramy się poszukiwać równowagi pomiędzy tradycją a nowoczesnością. Nasi podchorążowie na przykład nadal mają zajęcia z klasycznej astronawigacji. Uczą się wyznaczać pozycję okrętu za pomocą sekstantu, poznają tajniki nawigacji terrestrycznej [prowadzonej na podstawie widoczności lądu – przyp. red.]. Na zagranicznych uczelniach bywa z tym różnie. Amerykanie na przykład kilka lat temu zrezygnowali z astronawigacji, ale szybko uznali to za błąd i przedmiot przywrócili. Z drugiej strony, nasz program nieustannie się zmienia, czego dowodem są wspomniane już nowe kierunki studiów. Współpracujemy z wieloma instytucjami, resortem obrony narodowej, w tym szczególnie z Inspektoratem Marynarki Wojennej. Staramy się pozyskiwać nowych wykładowców. Mile widziani są praktycy, którzy mają za sobą służbę w jednostkach liniowych. Nie zapominamy również o tym, że akademia to nie tylko ośrodek dydaktyczny, lecz także naukowy. Prowadzimy badania, z których mogłyby korzystać nasze siły zbrojne, przygotowujemy ekspertyzy, ostatnio nasi studenci i podchorążowie brali udział w zorganizowanym przez MON konkursie na projekt pojazdu bezzałogowego. Z bardzo dobrymi wynikami. Dążymy do wypracowania takiej formuły funkcjonowania uczelni, aby była ona optymalna, jeśli chodzi o praktykę, wiedzę teoretyczną i wymogi gestora.
Wracając jednak do jubileuszu – jak zamierzacie świętować setną rocznicę założenia uczelni?
Obchody już się rozpoczęły i potrwają przez cały rok. W jubileusz wpisują się różnego rodzaju organizowane przez nas konferencje, sympozja, imprezy sportowe. Na maj planujemy wielki piknik dla obecnych oraz dawnych pracowników i studentów. Główne uroczystości odbędą się w czerwcu w Toruniu oraz w październiku, podczas inauguracji kolejnego roku akademickiego. Rocznicowy wydźwięk będą też miały praktyki morskie podchorążych. Chcemy, by ORP „Wodnik” i ORP „Iskra” wyszły na morze mniej więcej w tym samym czasie i spotkały się w Plymouth, gdzie uczelnia funkcjonowała w czasie wojny. To przedsięwzięcie jest uzgadniane z dowódcą 3 Flotylli Okrętów. Z okazji setnej rocznicy wydany zostanie również album, wypełniony historycznymi zdjęciami i barwnymi anegdotami z życia uczelni.
Czego zatem życzyłby Pan sobie z okazji setnej rocznicy?
Aby akademia się rozwijała i aby nasi absolwenci w niedługim czasie mogli służyć na pokładach nowoczesnych fregat i okrętów podwodnych. No i żeby te okręty jak najwięcej dni spędzały na morzu.
autor zdjęć: Krzysztof Miłosz / AMW, AMW
komentarze