Raymond Graham Swing, niezwykle popularny w Stanach Zjednoczonych spiker radiowy, w audycji popołudniowej 18 maja 1944 roku ogłosił na całą Amerykę: „Wspaniały manewr oskrzydlający, który spowodował zdobycie Cassino, udał się dzięki natarciu wojsk polskich, najwspanialszych żołnierzy, jakich wydała obecna wojna”.
Ruiny klasztoru na Monte Cassino. Flagi polska i brytyjska powiewające nad ruinami klasztoru. Maj, 1944 r. Fot. NAC
Bezsprzecznie dzień zatknięcia na ruinach benedyktyńskiego opactwa na Monte Cassino biało-czerwonej flagi był dla polskich żołnierzy chwilą wielkiego triumfu. Zostali wyróżnieni spośród wszystkich armii walczących o tę, wydawałoby się nie do zdobycia, niemiecką redutę, zagradzającą aliantom drogę do Rzymu. I rzeczywiście, od początku 1944 roku po kolei wykrwawiały się tutaj najlepsze wojska sprzymierzonych. W pierwszym, styczniowym natarciu w bagnach rzeki Rapido zginęło ponad 2 tys. żołnierzy amerykańskich i francuskich. Drugie natarcie w połowie lutego rozpoczęli Anglicy. Kiedy wykrwawili się na wzgórzu 593, zastąpili ich Hindusi i równie mocno zostali zdziesiątkowani. Wprost na dolinę Liri uderzyli Nowozelandczycy, w tym słynni z bitności Maorysi. Ich atak także zakończył się niepowodzeniem. Po ciężkich walkach pod Monte Cassino korpus nowozelandzki został rozwiązany…
W trzecim, marcowym natarciu miasteczko Cassino zamieniło się w gruzowisko, a od ruin klasztoru zostali odrzuceni waleczni Gurkhowie – to rzecz niebywała! Jak pisał Melchior Wańkowicz, sławna hinduska 4 Dywizja Piechoty, która w tym ataku straciła 3 tys. żołnierzy, pierwszy raz w swojej historii nie osiągnęła celu ataku. Niemieccy strzelcy spadochronowi w pełni potwierdzili, że zasługują na miano wojskowej elity Hitlera. Alianci nazwali ich „zielonymi diabłami”.
Zniecierpliwiony i zdenerwowany Winston Churchill pisał do generała Harolda Alexandra, dowódcy 15 Grupy Armii we Włoszech: „Chciałbym, żeby mi pan wyjaśnił, dlaczego przejście pod Cassino, Górę Klasztorną etc. szerokości zaledwie dwu lub trzech mil jest jedynym miejscem, w które musi pan uderzać. Pięć czy sześć dywizji zużyło się już podczas włażenia w tę paszczę… Bardzo trudno zrozumieć, dlaczego najsilniej bronione miejsce ma być jedyną drogą do przodu…”. Alexander odpowiedział w długiej depeszy, możliwie jak najdokładniej wyjaśniając, że nie ma innej drogi na Rzym. Podkreślił przy tym bardzo ciężkie warunki terenowe i atmosferyczne, które od jesieni ubiegłego roku gnębiły aliantów. Wspomniał wreszcie, że jego wojska muszą zmagać się z doborowymi oddziałami nieprzyjacielskimi. Premier odpowiedział mu krótko i sarkastycznie: „Bardzo dziękuję za tak pełne wyjaśnienie… Z pewnością nieprzyjacielowi też jest bardzo ciężko”.
2 Korpus wchodzi do akcji
Po fiasku trzeciego alianckiego natarcia na Monte Cassino w drugiej połowie marca 1944 roku na froncie nastąpiła stagnacja. Dla sprzymierzonych stało się jasne, że do przełamania linii Gustawa potrzebne są świeże posiłki. Wybiła godzina dla 2 Korpusu Polskiego generała Władysława Andersa, który na ziemi włoskiej znalazł się w grudniu 1943 roku i wszedł w skład brytyjskiej 8 Armii. Churchill pisał wówczas do generała Alana Brooke’a, szefa Sztabu Imperialnego: „Wejście Polaków do boju staje się obecnie kwestią pilną”.
Samodzielna 2 Brygada Pancerna 2 Korpusu Polskiego w bitwie o Monte Cassino. Czołg M4 Sherman pod dowództwem por. Edwarda Budzianowskiego zmierza z saperami w kierunku "Gardzieli". Fot. NAC
24 marca 1944 roku generał Oliver Leese, dowódca 8 Armii, spotkał się w Vinchiaturo z generałem Andersem. Dowódca 2 Korpusu zgodził się, by jego żołnierze wzięli udział w czwartym, wiosennym natarciu na linię Gustawa. Jak wspomina generał Anders: „Początkowo zadanie postawione 2-mu Korpusowi Polskiemu przez dowódcę 8-ej Armii było ujęte ogólnie: »zdobyć Monte Cassino i działać na Piedimonte«”. Co oznaczało ni mniej, ni więcej, tylko przełamanie linii Gustawa w jej newralgicznym miejscu i uderzenie na najmocniejszą redutę w linii Hitlera. Generał Anders uszczegółowił ten plan: „Przewidywałem przede wszystkim przełamanie pozycji obronnej powyżej Monte Cassino, bardziej na północ, celem uzyskania naprzód całkowitego odosobnienia klasztoru, który miał być zdobywany dopiero w następnej fazie. Przedmiotem pierwszego natarcia były główne bastiony systemu obrony: wzgórze 593 i Colle San Angelo. Opanowanie Colle San Angelo miało spowodować pełne odosobnienie klasztoru”.
Oprócz 2 Korpusu Polskiego do natarcia wyznaczono brytyjski 13 Korpus. Brytyjczycy mieli sforsować rzekę Rapido i uchwycić na niej przedmościa między Cassino a rzeką Liri, odizolować Cassino od zachodu i po otworzeniu drogi numer 6 uderzyć na linię Hitlera. Przewidywano, że jeśli oba korpusy wykonają zadanie, linia Gustawa w końcu pęknie. Pomóc mieli im w tym Marokańczycy i Tunezyjczycy z Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego, którzy musieli zaskoczyć strzelców spadochronowych atakiem w górach Aurunci. Wycofującym się Niemcom drogę miał przeciąć amerykański 6 Korpus uderzeniem z przyczółka pod Anzio. W sumie więc sprzymierzeni zgromadzili 21 dywizji i 11 samodzielnych brygad przeciwko 14 dywizjom i trzem brygadom niemieckim. Alianci przeważali też w broni pancernej i artylerii, a ich lotnictwo całkowicie zdominowało przestrzeń powietrzną nad masywem Monte Cassino. Jednakże przewagę tę wciąż niwelowała umiejętna obrona niemieckich strzelców spadochronowych i górskich. Churchill miał rację, pisząc że „nieprzyjacielowi też jest bardzo ciężko”. Lecz jak wspominał jeden z oficerów elitarnej 1 Dywizji Strzelców Spadochronowych pułkownik Rudolf Böhmler: „Spadochroniarze wiedzieli dobrze, jaka jest stawka. Rozkaz utrzymania Cassino we wszelkich okolicznościach oznaczał walkę do śmierci”. Jednak tym razem do walki z nimi szedł równie zdeterminowany przeciwnik: żadna z nacji walczących pod Monte Cassino nie miała z Niemcami takich rachunków do wyrównania jak Polacy.
Krew spływa z gór
Prawie cały kwiecień trwało przerzucanie i instalowanie na pozycjach jednostek wyznaczonych do czwartego natarcia na masyw Monte Cassino. Ta gigantyczna operacja była trudna nie tylko z powodów logistycznych czy terenowych. Jak zapisał generał Anders: „Warunki, w jakich znajdowały się oddziały na stanowiskach obronnych i wyjściowych do natarcia, były bardzo trudne. Cały przyfrontowy teren był dniem i nocą pod ciężkim nękającym ogniem artylerii i moździerzy nieprzyjaciela. Żołnierz przebywał w ukryciu z prymitywnych składaków lub dużych kamieni. O wkopaniu się w skały nie było mowy”.
Generałowie Władysław Anders (1. z lewej) i Bronisław Duch (2. z lewej) w towarzystwie nierozpoznanych żołnierzy. Monte Cassino, maj 1944 r. Fot. NAC
27 kwietnia generał Anders zaprosił dowódców dwóch głównych jednostek swego korpusu, by przez losowanie wybrali kierunki, w jakich mieli uderzyć na Niemców. Generał Bronisław Duch dla swojej 3 Dywizji Strzelców Karpackich wyciągnął atak na wzgórza 593–569, Massa Albanettę i następnie na klasztor. 5 Kresowa Dywizja Piechoty generała Nikodema Sulika miała opanować Widmo, San Angello oraz wzgórze 575 i ruszyć na linię Hitlera. Dzień „D”, czyli natarcia, ustalono na 11 maja.
Po kilkunastu upalnych dniach 11 maja spadł nieduży deszcz. Oficerowie odbyli ostatnie odprawy, sprawdzono ostatnie szczegóły. W oddziałach odczytano rozkazy głównodowodzących. Generał Anders swój rozkaz do żołnierzy zakończył słowami: „Z wiarą w sprawiedliwość Opatrzności Boskiej idziemy naprzód ze świętym hasłem w sercach naszych: Bóg, Honor i Ojczyzna”. Natomiast dowódca 8 Armii, generał Leese, swój rozkaz zakończył słowami admirała Nelsona spod Trafalgar: „Niech każdy wykona swój obowiązek”. Wieczorem wszyscy ruszyli wykonywać swój obowiązek: Anglicy i Hindusi z 13 Korpusu nad Rapido, marokańscy i tunezyjscy górale w górach Aurunci, a Amerykanie na wybrzeżu tyrreńskim. Wreszcie do natarcia ruszyły polskie bataliony karpackie i kresowe.
Już w pierwszych chwilach ataku okazało się, że nawała artyleryjska, która go poprzedziła, niewiele zaszkodziła nieprzyjacielowi. Spadochroniarze otworzyli do atakujących morderczy ogień ze swych bunkrów, doskonale wkomponowanych w teren, zamaskowanych głazami i krzakami. Można je było zlokalizować dopiero wtedy, kiedy zaczęły ziać seriami z cekaemów i erkaemów. Generał Anders podkreślał w swych wspomnieniach: „Ciemności całkowite nocy i dymu. Na kilka kroków nic nie widać. Nawet żołnierze tej samej drużyny w pochodzie lub próbie pochodu naprzód, padając w ogniu i zrywając się znowu, po wybuchach bliskich lub pośród nich, tracą łączność, z biedą się odnajdują, nie doliczają się swego stanu. Od samego początku padają, zabici lub ranni, dowódcy baonów, kompanii, plutonów, a dowództwo obejmują kolejno zastępcy i zastępcy zastępców”.
6 Pułk Artylerii Lekkiej 2 Korpusu Polskiego w bitwie o Monte Cassino. Działo z obsługą na zamaskowanym stanowisku. Żołnierze wyposażeni są w hełmy Mk.2. Fot. NAC
Mimo to bataliony 1 Brygady Strzelców Karpackich zdołały wedrzeć się na wzgórze 593 i podejść do tzw. Gardzieli, prowadzącej na Massę Albanettę, i rozpocząć walkę o wzgórze 569. Natomiast 5 Wileńska Brygada Piechoty wdarła się na wzgórze nazwane przez Amerykanów w czasie ich pierwszego natarcia Widmem. To było prawdziwe kretowisko bunkrów, które polscy strzelcy musieli zdobywać jeden po drugim, odnosząc przy tym ogromne straty. Kresowiacy starali się przedrzeć w kierunku wzgórza 575, ale nie przesunęli się daleko, gdyż niemiecki ogień dokładnie pokrywał całą dolinę. Jeszcze gorzej wiodło się żołnierzom atakującym San Angelo. Zdziesiątkowane kompanie wycofały się na wzgórze 706.
Szybko okazało się, że łatwiej jest zająć nieprzyjacielskie pozycje, niż je utrzymać. Nacierający i obrońcy zwarli się w zażartej walce, która osiągnęła niespotykane wcześniej nawet w tej bitwie natężenie. Pułkownik dyplomowany Ludwik Domoń pisał w raporcie: „Zaciętość jest tak duża, że ten, kto tych warunków nie widział, nie jest w stanie [ich] zrozumieć. Dla przykładu melduję, że plutonowy Gorgolewski z 18 L[wowskiego] B[atalionu] S[trzelców], przecięty nieprzyjacielskim cekaemem najpierw przez nogi strzela do bunkra dalej, a później postrzelony drugi raz przez piersi unosi się i krzyczy: »Koledzy, a bijcie tych skurwysynów« i wtedy dopiero od strzału strzelca wyborowego pada trafiony w głowę z okrzykiem zamierającym na ustach: »Niech żyje Polska«.
Walka na granaty pod wzgórzem „593”, Fot. Wikipedia
Niestety, ofiarność i szaleńcza odwaga Polaków nie zdołały tym razem pokonać niemieckich spadochroniarzy. Na nic się zdało wysłanie Shermanów na Gardziel – zostali zdziesiątkowani na minach i ogniem dział przeciwpancernych. Jak podkreśla generał Anders, „Natychmiastowe wprowadzenie do natarcia świeżych sił było niemożliwe ze względu na bardzo małą przepustowość dróg i ścieżek dofrontowych oraz brak miejsca na małym zapleczu frontu”. Trzeba było odtrąbić odwrót, ale to pierwsze, nieudane natarcie nie poszło całkowicie na marne. Dzięki temu, że Niemcy musieli maksymalnie zaangażować się w walkę z polskimi żołnierzami, Brytyjczycy z 13 Korpusu zdołali zdobyć przyczółki mostowe i przełamać czołowe stanowiska linii „Gustawa”. Pułkownik Böhmler, który dowodził obroną wzgórza 593, napisał z podziwem w raporcie: „Strzelcy karpaccy prowadzili wspaniałą walkę…”. Natarcie i bój z 11–14 maja kosztowały Polaków 205 poległych, 380 zaginionych i tysiąc rannych. Liczba zaginionych z każdym następnym dniem malała, gdyż żołnierze wracali z obszaru niedawnych walk, a nawet wyrywali się z niewoli niemieckiej.
Polscy żołnierze niosą i prowadzą rannych. Na drugim planie klasztor na Monte Cassino. Po lewej stronie: zniszczony czołg M4 Sherman. Fot. arch. IPN
Biało-czerwona obwieszcza Victorię
Tymczasem w sztabie 2 Korpusu generał Anders ze swoimi oficerami szykował już kolejne natarcie. Wyznaczono je na 17 maja na godzinę 7.00. Zasadniczy plan i kierunek natarcia pozostał bez zmian. Polskie bataliony ruszyły do ataku tuż za nawałnicą ogniową własnej artylerii. Polacy mieli o tyle łatwiej, że przeskakiwali już rozpoznane podczas pierwszego natarcia nieprzyjacielskie zapory ogniowe, co nie znaczy, że nie ponosili strat. Żołnierze ginęli nie tylko od ognia wroga, lecz także od min i pułapek. Jednak karpatczycy i kresowiacy byli już nie do powstrzymania. Tego dnia zdobyli grzbiet Widma (z wyjątkiem jego północnej części) oraz wzgórze 593 i Gardziel.
Przeciwnicy zwarli szyki i wydawało się, że może się powtórzyć scenariusz z pierwszego natarcia. Lecz następnego dnia generał Anders rzucił do walki bataliony, które skrwawiły się 11 maja, wzmocnione kompanią komandosów i częścią 15 Pułku Ułanów Poznańskich. W końcu wysłał też dwa bataliony zebrane z artylerzystów, kierowców, zaopatrzeniowców, kucharzy i innych żołnierzy tyłowych. Generał wspominał: „Była to chwila kryzysu bitwy, kiedy obie strony całkowicie wyczerpane leżą naprzeciw siebie, zdawałoby się, niezdolne do wysiłku. Zwycięża wtedy silniejszy wolą, ten, co zdobędzie się na ostateczne uderzenie…”.
Żołnierze 2 Korpusu Polskiego na pobojowisku na Monte Cassino. Samochód Willys MB z żołnierzami na Drodze Polskich Saperów. Fot. NAC
Rankiem 18 maja Polacy poderwali się do boju. Około 6.00 żołnierze 6 Batalionu Strzelców Karpackich wdarli się do Masseria Albaneta. W tym samym czasie na wzgórze 569 wchodzili żołnierze 5 Batalionu, przełamując obronę niemieckich oddziałów osłonowych, które pozostały po tym, jak w nocy wycofała się większość ich sił. O 9.00 w kierunku Góry Klasztornej ruszyły patrole 12 Pułku Ułanów Podolskich, wyciągając z bunkrów nielicznych spadochroniarzy, którzy nie zdążyli się wycofać lub jako sanitariusze pozostali przy rannych. Oni też jako pierwsi objęli we władanie ruiny klasztorne, na których powiesili proporzec w barwach 12 Pułku – amarantowo-granatowych. Około 11.30 żołnierze z trzeciego plutonu 3 kompanii 5 Batalionu 3 Dywizji Strzelców Karpackich pod dowództwem podporucznika Adama Lorenza umieścili w klasztorze biało-czerwoną flagę, „aby wszyscy wiedzieli i z daleka widzieli, kto zdobył te gruzy na szczycie”.
Niebawem do sztabu generała Andersa z gratulacjami przybył generał Leese. Za jego zgodą generał Anders polecił umieścić obok polskiego sztandaru brytyjski Union Jack na znak braterstwa broni z żołnierzami 13 Korpusu oraz przynależności 2 Korpusu do 8 Armii. W tym czasie nadal trwały zacięte walki na odcinku 5 Kresowej Dywizji Piechoty. Dopiero następnego dnia, 19 maja, zdołano oczyścić z nieprzyjaciela wzgórze 575. Niemcy wycofali się ostatecznie na linię Hitlera.
Zewsząd do sztabu 2 Korpusu płynęły gratulacje. Gazety podkreślały bojowe walory polskich żołnierzy. Wydawało się przez chwilę, że sprawa polska nie będzie mogła już być porzucona przez zachodnich aliantów. Próżne to były nadzieje. 2 Korpus ruszył do dalszej, równie trudnej i krwawej kampanii, a Amerykanie i Brytyjczycy do swej polityki ustępstw wobec Stalina. Na otarcie łez pozostały polskim żołnierzom słowa uznania generała Alexandra: „Jeżeliby mi dano do wyboru pomiędzy jakimikolwiek żołnierzami, których chciałbym mieć pod swoim dowództwem, wybrałbym was, Polaków”. Bitwa pod Monte Cassino kosztowała życie 924 polskich żołnierzy, 2930 rannych i 345 zaginionych. Na miejscu wiecznego spoczynku u stóp wzgórza, które przyszło im zdobywać, wyryto napis: „Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”.
W 77. rocznicę bitwy o Monte Cassino, w centrum Cassino, odbędzie się uroczystość odsłonięcia ścieżki edukacyjnej, wiodącej szlakiem bojowym żołnierzy 2 Korpusu. W wydarzeniu wezmą udział Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej; Enzo Salera, burmistrz Cassino; ambasador Anna Maria Anders; Michał Góras, wiceprezes Polskiej Fundacji Narodowej oraz Maciej Podczaski, dyrektor Wojskowego Instytutu Wydawniczego. To właśnie WIW, wydawca m.in. „Polski Zbrojnej”, jest pomysłodawcą i autorem ścieżki. Możecie o niej poczytać w specjalnie z tej okazji wydanym albumie.
Bibliografia:
W. Anders, Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939–1946, Warszawa 2007
Bitwa o Monte Cassino, praca zbiorowa, Rzym 1994
F. Majdalany, Cassino: Portrait of a Battle, London 1957
Z. Wawer, Monte Cassino, Warszawa 2019
W 77. rocznicę bitwy o Monte Cassino, w centrum Cassino, odbędzie się uroczystość odsłonięcia ścieżki edukacyjnej, wiodącej szlakiem bojowym żołnierzy 2 Korpusu. W wydarzeniu wezmą udział Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej; Enzo Salera, burmistrz Cassino; ambasador Anna Maria Anders; Michał Góras, wiceprezes Polskiej Fundacji Narodowej oraz Maciej Podczaski, dyrektor Wojskowego Instytutu Wydawniczego. To właśnie WIW, wydawca m.in. „Polski Zbrojnej”, jest pomysłodawcą i autorem ścieżki. Możecie o niej poczytać w specjalnie z tej okazji wydanym albumie.
autor zdjęć: NAC, Wikipedia, arch. IPN
komentarze