Rosyjscy żołnierze wysyłani do Królestwa Polskiego do tłumienia buntu, który wybuchł w styczniu 1863 roku, uważali się za szczęśliwców. Zamiast w przepastne góry Kaukazu lub w tundrę Syberii jechali do gęsto zaludnionego i zasobnego kraju. Walka ze słabo uzbrojonym i wyszkolonym przeciwnikiem wydawała się łatwizną. Na miejscu ich optymizm szybko gasł.
Królestwo Polskie rzeczywiście było krajem ludnym i o wiele bogatszym od kaukaskich ostępów. Ale takiej wrogości po przekroczeniu jego granic Rosjanie nie doświadczali nawet wśród Czerkiesów. W Królestwie otaczała carską armię śmiertelna nienawiść. W każdej karczmie, żydowskim straganie czy na stacji kolejowej mogli spodziewać się szpiegów, którzy donosili o ruchach ich oddziałów. Kiedy kolumna wyjeżdżała ze swych kwater w pole, w oddali czekali już na nich partyzanci na koniach śledzący każdy ruch nieprzyjacielskiego wojska. Czasem dochodziło do pojedynków ogniowych między nimi a ubezpieczającymi kolumnę Kozakami dońskimi i niejednokrotnie to Dońcy okazywali się gorszymi strzelcami i jeźdźcami od tych nieuchwytnych patrolowców. Zresztą Polacy walczyli na modłę kozacką i mieli również w większości kozackie konie, co ze zdumieniem po pewnym czasie odkryli rosyjscy dowódcy. Okazało się, że tuż przed wybuchem powstania, wydano rozkaz odesłania z Królestwa czterech pułków Kozaków dońskich w rodzinne strony. Nieopatrznie pozwolono im sprzedać na miejscu wszystkie konie i oporządzenie. Polskie władze konspiracyjne nie przepuściły takiej okazji i dzięki temu niektóre powstańcze szwadrony posiadały dońskie krępe koniki. Zresztą na sposób walki konnych powstańców miało wpływ również to, że do powstańców zdezerterowało wielu Kozaków, zwłaszcza kubańskich, którzy nadali kozacki charakter powstańczej kawalerii.
Piekło rosyjskich dragonów
Kolejnym niemiłym zaskoczeniem dla rosyjskiego wojska pacyfikującego zbuntowane Królestwo byli strzelcy wyborowi. Polacy pozbawieni (od klęski powstania listopadowego) regularnej armii i rozbrajani carskimi ukazami, które bezwzględnie nakazywały zdawanie wszelkiej broni myśliwskiej, nie zapomnieli jednak strzeleckiej profesji. Myśliwi i kłusownicy chronili swą broń przed konfiskatą, ale to by nie wystarczyło, gdyby nie pomoc zza granicy. Mimo wielkich trudności i wzmożonych kontroli na granicy, udało się przemycić z Zachodu sporo doskonałych belgijskich i angielskich sztucerów. Na pomoc powstaniu przybyło też wielu ochotników – zarówno Polaków, jak i cudzoziemców – zaprawionych w wojskowym rzemiośle w licznych ówczesnych wojnach. Strzelcy wyborowi, wówczas zwani celnymi, potrafili całymi dniami czekać na rosyjski oddział, by ze swych belgijskich lub angielskich sztucerów uszczuplić go o kilku żołnierzy i zniknąć natychmiast w leśnych ostępach. Z tego też powodu, rosyjska kawaleria nie wyjeżdżała na akcje bez kilku rot piechoty na podwodach. Bez ubezpieczenia piechoty rosyjska konnica była łatwym celem dla partyzanckich strzelców. Jednak dla rosyjskich dragonów najgorsi byli… kosynierzy. Odkąd Tadeusz Kościuszko uczynił z chłopskiej kosy nastawionej na sztorc narodową broń Polaków, ci przez kolejne powstania znacznie udoskonalili taktykę walki kosynierów. W 1863 roku boleśnie przekonali się o tym carscy dowódcy, zwłaszcza ci z kawalerii.
Ruchome twierdze
To nie były już nieskładne chmary chłopskie, które siekły swymi kosami nieprzyjaciela z zaskoczenia, jak rosyjskich kanonierów pod Racławicami, ale były łatwe do pokonania, kiedy regularne wojsko było przygotowane na odparcie ich ataku, co wydarzyło się w dniu klęski Kościuszki pod Maciejowicami. W powstaniu styczniowym kosynierzy w boju z przeważającymi siłami nieprzyjaciela tworzyli dwuszeregowe czworoboki. Pierwszy szereg klęczał schylony do ziemi, wysuwając ostrza kos ukośnie. Drugi – nad głowami pierwszego – wywijał kosami rytmicznie, w takt bębnów, rysując w powietrzu poziome ósemki. W środku takiego czworoboku stało najczęściej kilku strzelców celnych, którzy ogniem swych sztucerów ubezpieczali kosynierów. O przełamaniu takiego szyku z marszu nie mogło być mowy. Można go było rozbić silnym ogniem i to artyleryjskim. Uderzenia na bagnety czy szarży kawaleryjskiej po kilku pierwszych próbach, które skończyły się masakrą sołdatów, rosyjscy oficerowie już nie próbowali, tylko czekali przybycia kilku armat…
Kosynierzy. Fot. Wikipedia
Stanisław Rembek w swej noweli „Igła wojewody. Ze wspomnień generała Jeremina” (na podstawie której Juliusz Machulski nakręcił świetny film „Szwadron”) opisał szarżę rosyjskich dragonów na czworobok kosynierów w boju pod Ociosanką niedaleko Opatowa 25 listopada 1863 roku. Warto tutaj zacytować fragment zbeletryzowanych przez Rembeka wspomnień rosyjskiego oficera dragonów: „Nagle ukazało się coś strasznego. […] W opłotkach targanej wichurą pożaru wioski sterczał purpurowy od łuny czworobok kosynierów. Był właściwie maleńki. Ot, niewielki plutonik, z czterdziestu chłopa. Lecz stali oni jak mur, ramię przy ramieniu, wyczyniając w powietrzu oślepiające jak błyskawice ósemki ponad klęczącymi nisko towarzyszami, którzy wysuwali ku nam niezmiernie długie, krwawo płonące ostrza. […] Moi dragoni wyli jak oszalałe zwierzęta, obiegając czworobok wokół niby hordy Nogajców, walczących na stepach ukraińskich z ruchomym taborem. W przystępie szału dopadali go ze wszystkich stron jak psy gończe, osaczające odyńca. Konie ponosiły. Wszędzie widziałem ich zdarte munsztukami, rozwarte i spienione pyski. Gdy tylko który zbliżył się do czworoboku choć na kilkanaście kroków, natychmiast padał z przeraźliwym kwikiem, jak rażony piorunem, wyrzucając w górę gorejące od łuny podkowy. […] Z pierwszego, klęczącego szeregu coraz wysuwali się tuż przy ziemi poszczególni parobcy nagłym ruchem napadający na swą zdobycz szczupaków. Za każdym razem to koń kwicząc wywracał się z podciętymi nogami albo tryskając w górę krwawożółtosinym pękiem wnętrzności, to padał rozpłatany dragon, który usiłował się wydostać spod leżącego wierzchowca. Wieniec pochlastanych zwałów krwawego mięsa rósł z każdą sekundą. Powietrze wypełniał smród porozcinanych trzewi końskich i ludzkich”.
Tę masakrę rosyjskiego szwadronu przerwało dopiero przybycie kanonierów z jedną armatą, którzy wystrzelali z niej kosynierów. Rosyjski oficer podkreślał, że jednak nawet wtedy, Polacy ginąc jeden po drugim zachowywali szyk, niczym napoleońska gwardia pod Waterloo. To nie byli zwykli chłopi uzbrojeni naprędce w kosy i drągi. Generał Jeremin podkreślił, że dowódca czworoboku musiał być doświadczonym oficerem, a ludzi w karności miał wyszkolonych znakomicie. I tak w istocie było w pierwszych partiach (oddziałach) powstańczych Mierosławskiego, Seyfrieda, Oborskiego, Caillera, Younga de Blankenheima czy Oksińskiego. Wszyscy oni dysponowali formacjami kosynierów, przeszkolonych przez instruktorów z doświadczeniem z Wiosny Ludów. Natomiast ich kosynierzy rekrutowali się najczęściej spośród przybyłych zza pruskiego kordonu chłopów z Poznańskiego: karnych, wyćwiczonych, a zwłaszcza patriotycznych i pełnych poczucia własnej godności. Trzeba pamiętać, że chłopi w zaborze pruskim byli już uwłaszczeni od czterdziestu lat.
Tajemnica skuteczności kosynierów miała jeszcze jedno źródło. Mianowicie generał Marian Langiewicz, drugi po Ludwiku Mierosławskim dyktator powstania, wpadł na pomysł, by z kosynierów tworzyć kompanie karne. Ten były pruski oficer artylerii w podlegających mu oddziałach wprowadził iście kajzerowski dryl. Za najdrobniejsze przewinienie, żołnierzowi odbierano broń palną, wręczano kosę i wcielano do kompanii kosynierskiej. Tam musiał wywalczyć sobie wymazanie win i prawo do posiadania broni palnej. Nie dziwota więc, że pod Langiewiczem kosynierzy bili się jak lwy. Z pewnością ich pojawienie się na polu walki czyniło z wojny partyzanckiej jeszcze okrutniejszą jatkę. Wielu więc rosyjskich oficerów marzyło wówczas o powrocie na Kaukaz lub Syberię, gdzie służba pośród dzikich górali jawiła im się niczym urlop wypoczynkowy.
Bibliografia:
S. Kieniewicz, „Powstanie styczniowe”, Warszawa 1983
S. Rembek, „Igła wojewody. Ze wspomnień generała Jeremina”, [w:] „Ballada o wzgardliwym wisielcu”, Warszawa 1971
M. Zgórniak, „Polska w czasach walk o niepodległość 1815–1864”, Kraków 2001
S. Zieliński, „Bitwy i potyczki powstania styczniowego”, Rapperswil 1913
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze