Kilkadziesiąt lat po upadku powstania styczniowego, w Krakowie i Lwowie, rozpoczęto publikowanie pamiętników i wspomnień byłych powstańców. Już wtedy byli oni owiani legendą, podobnie jak sam zryw. Wspomnienia uczestników walk z lat 1863–1864 stały się zbiorem doświadczeń, który po krytycznym opracowaniu (m.in. przez Józefa Piłsudskiego) posłużył następcom do przygotowania kolejnego powstania.
Przygotowania do powstania na przykładzie województwa podlaskiego opisał w pamiętniku „Dla moich wnuków” Bronisław Deskur, właściciel majątku Horostyta nad Włodawą, odpowiedzialny za atak na Radzyń 22 stycznia 1863 roku: „…sprzysiężonych 8000 przeszło, po obliczeniu zaś broni palnej myśliwskiej zaledwie 300 sztuk się znalazło. Koni pod kawalerię było pod dostatkiem, nie było zaś broni siecznej i kulbak. Prócz sprzysiężonych było wielu ludzi gotowych na zawołanie do broni”. Do organizacji konspiracyjnej ochotniczo weszła służba dworska (parobkowie folwarczni, straż leśna, lokaje, furmani, kucharze), z reguły pełniąca obowiązki tzw. dziesiętników, czyli dowódców drużyn. Dziesiętnicy z kolei uzupełniali swoje dziesiątki. Deskur wspominał przypadek, kiedy podczas odwiedzin jego kuzyna, służba Deskura zwerbowała i zaprzysięgła służbę owego kuzyna (furman i lokaj – obydwaj Białorusini). Świeżo zaprzysiężeni przez miejscowego proboszcza konspiratorzy przyszli do swego pana z żądaniem, aby na wierność Polsce również przysiągł. Jak widać, przykład czasami szedł od dołu, a nie jak powinien iść – od góry.
Zarówno Roman Rogiński, komisarz wojewódzki wyznaczony przez Komitet Centralny Narodowy, jak i Bronisław Deskur nawiązali kontakty z rosyjskimi oficerami-konspiratorami, którzy zadeklarowali objęcie komendy nad oddziałami powstańczymi. Namiary na nich przekazał Deskurowi kwatermistrz 6 Dywizji Piechoty, sztabskapitan Jarosław Dąbrowski (późniejszy generał). Oficer ten zawczasu opracował również regulamin dla dowódców oddziałów partyzanckich.
Pod koniec grudnia 1862 roku Deskur został mianowany naczelnikiem powiatu radzyńskiego w randze majora. „Stopień był, ale kwalifikacyi nie było. Umiałem wprawdzie ekspedyte regulamin kawaleryi, bo tego można się było wyuczyć z podręcznika Mierosławskiego, parę książek o taktyce i strategii traktujących przeczytałem, ale praktyki, doświadczenia żadnego”. Okazało się jednak, że w późniejszych walkach i potyczkach, które staczał wraz ze swoim oddziałem, radził sobie całkiem dobrze, jak na człowieka, który nie miał żadnego przygotowania wojskowego.
Wymuszony branką wybuch powstania był tak naprawdę wielką improwizacją. „W domu żona z całym personelem kobiecym szyła woreczki na proch i kule, darto szarpie, przygotowywano jedzenie dla oddziału na kilka dni”. O godzinie 23 dostarczono mjr. Deskurowi 40 dubeltówek i 100 kos. Część broni trzeba było przekazać sąsiedniemu oddziałowi dowodzonymi przez Rajmunda Krasuskiego. Przybyło również 40 jeźdźców, lecz bez broni i bez siodeł. Byli to parobkowie prowadzeni przez ekonomów folwarcznych. Po północy pojawiło się przeszło stu mieszczan z gołymi rękami, „bez siekier nawet”. Zapewniono ich wcześniej, że broń dostaną w lesie. Deskur uzbroił ich w broń, którą jeszcze posiadał. Część poszła dalej z gołymi rękami. „O kosy bili się między sobą dzielni mieszczanie radzyńscy”.
Nic dziwnego, że militarne efekty wybuchu powstania były mizerne. Za to kilka następnych miesięcy powstańcy poświęcili na szkolenie wojskowe oraz uzupełnienie stanu broni i amunicji. Pod względem cywilnym i organizacyjnym było ono przygotowane o wiele lepiej niż pod wojskowym. Brak wykształconej kadry dowódczej oraz wyszkolonych powstańców, połączony z brakiem wystarczającej ilości broni, zaważył na przebiegu pierwszych tygodni zrywu. Józef Piłsudski w „Zarysie historii militarnej powstania styczniowego” w 1912 roku podsumował przygotowania do walki: „… powstanie wybuchło, jak proch rozsypany, nie jak proch nabity; wybuchło bez celu, jak ten proch, eksplodujący w niekreślonej sile w tym czy innym miejscu, zależnie od przypadkowego rozsypania”.
Żandarmi wieszający i sztyletnicy
Wszyscy uczestnicy konspiracji, a potem powstania, byli ochotnikami. Czasami, w opublikowanych wspomnieniach, niektórzy z nich przyznawali, że otrzymali polecenie od rodziców, zwłaszcza od matek, aby ochotniczo zgłosili się do najbliższego oddziału. Za najbardziej ideowych powstańców należy uznać żandarmów. Wykonywali oni swoje zadania nie tylko w stosunku do carskich urzędników, lecz również własnej ludności, jeśli była wrogo nastawiona do oddziałów powstańczych. Żandarmeria powstańcza miała skomplikowaną strukturę. Najbardziej skuteczni byli wchodzący w skład V Oddziału Żandarmerii tzw. sztyletnicy oraz tzw. żandarmi wieszający. Ci pierwsi wykonywali różnymi sposobami (sztylet, pistolet, trucizna, bomba) wyroki śmierci na przedstawicielach administracji carskiej. Według oceny carskiej policji z jesieni 1863 roku: „z ostatnich wypadków wynika, iż bezczynność mieszkańców w trakcie zabójstw staje się coraz bardziej przerażająca. Wszyscy oddani nam bez reszty urzędnicy mogą być pewni, że zostaną po kolei zasztyletowani". Z kolei tzw. żandarmi wieszający zajmowali się szpiegami i zdrajcami (Polakami w służbie carskiej wziętymi do niewoli) oraz egzekwowali wyroki sądów powstańczych na tych powstańcach, którzy popełnili przestępstwo lub zbrodnie. Nazwy tych dwóch części żandarmerii pochodziły od preferowanych sposobów wykonywania ich zadań. „Żandarmi wieszający” z reguły poruszali się konno w szyku kawalerii powstańczej. Od kawalerzystów można było ich odróżnić po emblematach w kształcie trupich czaszek, noszonych na kołnierzach kurtek. Nie trzeba dodawać, że żandarmi wzięci do niewoli dużych szans na przeżycie nie mieli.
Konsekwencje wyborów
Podczas jednej z potyczek partyzanci połączonych oddziałów ppłk. Ignacego Mystkowskiego i mjr. Bronisława Deskura walczyli z rosyjskim oddziałem (trzy kompanie piechoty, szwadron huzarów i sotnia kozaków), dowodzonym przez kpt. Konstantego Rynarzewskiego. Wzięto do niewoli podpułkownika żandarmerii carskiej (byłego oficera Wojska Polskiego z 1831 roku) Denisiewicza, dwóch rannych oficerów carskich, braci Puchałów-Cywińskich, dwóch szpiegów (Polaków) oraz ośmiu rannych rosyjskich strzelców. Rannego kpt. Rynarzewskiego, z narażaniem życia, wynieśli z pola walki jego żołnierze, osłaniając się karabinami przed atakami kosynierów. Rannych Rosjan opatrzył powstańczy lekarz, jeszcze zanim zajął się rannymi powstańcami. Decyzją dowódcy, ppłk. Mystkowskiego, wziętych do niewoli zdrajców – Polaków powieszono. Ppłk Denisiewicz błagał o darowanie życia. Daremnie oferował 50 tysięcy złotych i powoływał się na swojego syna Andrzeja, który był dowódcą powstańczym na południu Królestwa Polskiego. Faktycznie, mjr Andrzej Denisiewicz był dowódcą pułku olkuskiego w Dywizji Krakowskiej płk. Apolinarego Kurowskiego w II Korpusie gen. Józefa Hauke-Bosaka. Gdy został wzięty przez Rosjan do niewoli, powieszono go 14 maja 1864 w Wierzbniku. Kilka miesięcy później carski kapitan Konstanty Rynarzewski, po wyleczeniu z ran, zdezerterował z carskiego wojska i objął dowodzenie oddziałem powstańczym złożonym z Kurpiów. Poległ pod Żelazną 6 listopada 1863 roku jako polski pułkownik.
Historia zna tylko kiepskich konspiratorów
Według opracowań historycznych podczas powstania styczniowego (od 22 stycznia 1863 roku do końca grudnia 1864 roku) doszło do 1229 starć zbrojnych, w których poległo około 20 tysięcy powstańców. Ponad 15 tysięcy dostało się do niewoli, z czego około tysiąca powieszono lub rozstrzelano, resztę wysłano na Sybir. Ocenia się, że w powstaniu wzięło czynny udział około 200 tysięcy osób. Znane są nazwiska tylko tych, którzy przewinęli się w opublikowanych wspomnieniach i pamiętnikach weteranów, tych, którzy dostali się do niewoli oraz tych, których zdołała namierzyć i zaewidencjonować carska policja i wojsko. Historia zna tylko kiepskich konspiratorów. Ci, którzy ocaleli i nadal mieszkali w Priwiślańskim Kraju, ze zrozumiałych względów nie afiszowali i nie chwalili się udziałem w tym buncie aż do Wielkiej Wojny w 1914 roku. Po upadku powstania jako oficjalnie „wyklęci”, dopiero w wolnej Polsce doczekali się należnych im honorów. 21 stycznia 1919 roku, Rozkazem Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego, przyjęto ich do Wojska Polskiego. Ustawą z 18 grudnia 1919 roku przyznano im honorowy stopień podporucznika Wojsk Polskich, a żyjący jeszcze oficerowie powstańczy zostali awansowali na wyższe stopnie. Do końca II RP byli traktowani jako żywe pomniki historii, stanowiąc wzorzec osobowy dla młodego pokolenia, wychowywanego już w polskich szkołach.
komentarze