moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Wojsko wchodzi w kadr

W 1921 roku na zlecenie Ministerstwa Spraw Wojskowych nakręcono „Cud nad Wisłą” z Jadwigą Smosarską w roli głównej. Obraz nie zachował się do dziś, ale od tamtej pory wojsko coraz częściej wspierało filmowców. Czasem nawet na potrzeby zdjęć wydzielając 200 samolotów z załogami! Ostatnio marynarze pomagali w realizacji fabuły o najsłynniejszym polskim okręcie podwodnym.

– Będzie zanurzenie. Sprawdzić szczelność okrętu, meldować o sytuacjach nadzwyczajnych, zwłaszcza przeciekach i wyciekach – rzuca kmdr por. Maciej Bielak, dowódca ORP „Orzeł”. Obserwuję wskaźnik prędkości. Jeszcze przed chwilą wynosiła ona 3 w. Teraz rośnie do 5, 6, 7... – Zapełnić zbiorniki dziobowe – rozlega się komenda. A chwilę potem słychać potężny szum przelewającej się na zewnątrz wody. „Trym minus pięć. Zanurzyć okręt na głębokość peryskopową!”. Czuję, jak pokład pod moimi stopami przechyla się do przodu. Rusza wskazówka głębokościomierza: 10 m, 12 m, 14 m… „Wolno napęd... Teraz odprowadzić trym”. Okręt wraca do poziomego położenia. Dowódca i jego zastępca obracają peryskopy. Obserwują, co dzieje się przed dziobem i za rufą. Wszystko w porządku. Idziemy kilkanaście metrów pod powierzchnią Bałtyku. Zaraz będziemy się wynurzać.

Czy tak właśnie wyglądał moment zanurzenia na historycznym ORP „Orzeł”? Pewnie w wielu szczegółach tak. Pytanie nasuwa się samo, bo wyjście, w którym właśnie uczestniczę, jest trochę jak podróż w czasie. Załoga obecnego „Orła” nie tylko trenuje. Przede wszystkim marynarze mają pomóc w realizacji filmu o swoich poprzednikach – załodze legendarnego okrętu podwodnego, który podczas wojny zaginął bez wieści na Morzu Północnym.

U-Boot po charakteryzacji

– Ta historia siedziała mi w głowie od dziecka – przyznaje Jacek Bławut, reżyser filmu „Orzeł. Ostatni patrol”. – Ma w sobie tajemnicę, a to ogromny potencjał na filmową opowieść – dodaje. Jest niedzielny poranek. Po nabrzeżu portu wojennego w Gdyni krzątają się marynarze, którzy właśnie przygotowują ORP „Orzeł” do wyjścia na morze. Są też członkowie ekipy filmowej. Przed chwilą zakończyli montowanie kamer. Dwie z nich zostały przytwierdzone do kadłuba okrętu. Trzecią zawiesili na kiosku, czyli zewnętrznej nadbudówce, z której można jednostką sterować, pod warunkiem oczywiście, że idzie ona w wynurzeniu. Kamera celuje w przeszklone bulaje, które na potrzeby filmu zostały po części zabudowane. – Te na kiosku historycznego „Orła” były okrągłe, nasze mają kształt prostokąta. Dlatego musiały zostać poddane lekkiej stylizacji – tłumaczy kmdr por. Bielak. Podobnie z nadbudówką, której część znajdzie się w polu widzenia jednej z zewnętrznych kamer. Technicy właśnie naklejają tam potężnych rozmiarów literę A. Historyczny „Orzeł” w tym miejscu miał numer taktyczny „85-A”. – Ekipie filmowej zależy, by sfilmować moment schodzenia okrętu pod wodę i wynurzania się – wyjaśnia kmdr por. Bielak. – Zejdziemy na głębokość 20 m pod wodę dwa razy: po południu i tuż przed zachodem słońca. Ciśnienia panującego niżej nie wytrzymałyby kamery. Zresztą niewiele by tam sfilmowały – dodaje. Pod powierzchnią Bałtyku światło stosunkowo szybko ginie, ustępując miejsca ciemnościom.

Kiedy wchodzę na pokład współczesnego „Orła”, ekipa filmowa w porcie wojennym pracuje już od kilku dni. Zdjęcia z udziałem aktorów realizowane są m.in. w starej niemieckiej torpedowni – obecnie siedzibie morskich komandosów z Formozy. Na przeciwległym nabrzeżu technicy kończą też prace przy nadbudówce historycznego „Orła”. A raczej jej imitacji, która posadowiona została na barce B-7, należącej do 3 Flotylli Okrętów. – Będziemy kręcili scenę, kiedy „Orzeł” po wynurzeniu u wybrzeży Holandii natyka się na jednostki niemieckie i musi przed nimi uciekać – zapowiada Bławut. Zdjęcia, o których wspomina, zostały zrealizowane już po moim wyjeździe z Gdyni. Filmowcy kręcili je z pokładu wynajętego statku. Rolę niemieckich okrętów odegrały jeden z trałowców marynarki wojennej, dwa należące do niej kutry oraz motorówka M-22.

Jak biliśmy bolszewików

– W Polsce mamy doświadczenie w kręceniu scen batalistycznych z udziałem kawalerii czy piechoty. Wojnę na morzu pokazywaliśmy nieporównanie rzadziej – przyznaje Jacek Bławut. – Był „Orzeł” Leonarda Buczkowskiego... – wtrącam. – No, ale on miał do dyspozycji „Sępa”! – mówi reżyser. Film o ucieczce polskiego okrętu z internowania w Tallinie i przedarciu się do Wielkiej Brytanii wszedł do kin w 1959 roku. W jego realizacji również pomogło wojsko. Podczas zdjęć filmowcy korzystali m.in. z bliźniaczej jednostki zaginionego kilkanaście lat wcześniej „Orła”, Ekipa Jacka Bławuta takiego komfortu rzeczywiście nie ma. Dlatego radzi sobie, jak może. Na potrzeby produkcji stworzony został na przykład model, który będzie filmowany w specjalnych basenach. – Chcemy być lepsi niż twórcy „Das Boot” – śmieje się Bławut.

Tymczasem historia udziału polskiej armii w kręceniu filmów ma już blisko stuletnią tradycję. W 1921 roku na zlecenie Ministerstwa Spraw Wojskowych powstał niezachowany do dziś „Cud nad Wisłą” z Jadwigą Smosarską w roli głównej. Jak nietrudno się domyślić, niemy jeszcze obraz opiewał męstwo polskich żołnierzy walczących z bolszewikami. Osiem lat później wytwórnia Klio-Film podjęła się realizacji filmu „Gwieździsta eskadra”. Bohaterami stali się amerykańscy piloci z 7 Eskadry Myśliwskiej, którzy pomogli Polakom odeprzeć bolszewicki najazd. Reżyserią zajął się wspomniany już Leonard Buczkowski, scenariusz zaś napisał literat i oficer lotnictwa Janusz Meissner. Po latach w książce wspominał, że podczas pierwszego spotkania Buczkowski tłumaczył mu: „Akcja ma być sensacyjna, wartka, z napięciem dramatycznym […]. Niech pan nie liczy się z trudnościami technicznymi. Jak będzie potrzebna dywizja wojska, to już moja sprawa, żebyśmy ją mieli. Jak panu wypadnie przeprawa przez rzekę, bombardowanie miasta albo wysadzenie w powietrze mostu z pociągiem – zrobi się!”. Film był realizowany na poligonie w Biedrusku oraz na lotnisku Ławica, a armia na potrzeby jego twórców wydzieliła aż 200 samolotów z załogami. Prawdziwy wysyp wojennych produkcji, przy których niezbędne okazało się wsparcie wojska, nastąpił jednak w czasach PRL-u.

Od „Rudego” do Karbali

Pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia do Oficerskiej Szkoły Broni Pancernej w Poznaniu zawitali członkowie ekipy realizującej serial „Czterej pancerni i pies”. Z punktu widzenia ówczesnej propagandy produkcja miała kapitalne znaczenie. Wartka akcja, atrakcyjne plenery i doskonałe aktorstwo stanowiły opakowanie dla politycznej indoktrynacji. W skrócie: władza chciała zaserwować widzom strawną opowieść o polsko-sowieckim braterstwie broni. Filmowcy mogli więc liczyć na wszelką pomoc, w tym naturalnie – wojska.

W poznańskiej szkole w oczy rzucił im się trenażer wykonany na bazie wraku czołgu T-34. Został tak skonstruowany, by żołnierze mogli swobodnie zaglądać do wnętrza. Filmowcom tak się spodobał ten pomysł, że trenażer wypożyczyli i począwszy od dziewiątego odcinka serii, używali do kręcenia wszystkich scen osadzonych wewnątrz czołgu. Dziś ów T-34 stanowi jeden z kilku eksponatów poznańskiego Muzeum Broni Pancernej (więcej na ten temat w PZ 10/2019). Wśród pozostałych są choćby dwa czołgi, które zostały pokazane w „Moście szpiegów” Stevena Spielberga. Na potrzeby hollywoodzkiego hitu musiały przybrać barwy NRD. Swoją obecność w światowej rangi superprodukcjach zaznaczyła też fregata rakietowa znana obecnie jako ORP „Gen. T. Kościuszko”. Blisko trzy dekady temu okręt pojawił się w kilku scenach „Polowania na Czerwony Październik”. Tyle że wówczas jednostka pływała jeszcze pod amerykańską banderą i nosiła nazwę USS „Wadsworth”.

Wróćmy jednak na rodzimy grunt – udział polskiej armii w produkcjach filmowych nie skończył się wraz z PRL-em. W 2009 roku żaglowiec szkolny marynarki wojennej ORP „Iskra” wziął udział w zdjęciach do filmu „Miasto z morza”. Fabuła opowiada o narodzinach Gdyni, „Iskra” zaś udawała STS „Lwów”, przedwojenny żaglowiec zwany szkołą nawigatorów. – Ujęcia z naszym udziałem były kręcone na morzu, ale też w Helu, gdzie bohater filmu w porcie wsiadał na nasz pokład – wspomina kmdr por. Jacek Miłowski, dowódca ORP „Iskra”. Oczywiście okręt nie był filmowany w szerokim planie. – „Iskra” różni się od „Lwowa” na tyle, że widzowie znający się na sprawach morskich mogliby się zorientować. Nie było nawet sensu jej stylizować. Ale nasi marynarze mieli na sobie przedwojenne mundury – tłumaczy kmdr por. Miłowski i dodaje, że zdjęcia z planu znalazły się w okrętowej kronice. –Dla nas to było na pewno ciekawe doświadczenie – podkreśla.

Podobnie mówią żołnierze z 1 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, którzy pomagali przy realizacji „Misji Afganistan”. Trzynastoodcinkowy serial, z udziałem m.in. Pawła Małaszyńskiego i Eryka Lubosa, opowiada o losach Polaków służących w prowincji Ghazni. Zanim padł pierwszy klaps, aktorzy przeszli szkolenie prowadzone przez komandosów z GROM-u i żołnierzy wojsk lądowych. Zdjęcia były realizowane na terenie bazy lotniczej w Powidzu, ale też w Świętoszowie czy Wędrzynie. – Na ekranie pojawili się nasi żołnierze, choćby kierowcy wypożyczonych na potrzeby filmu Rosomaków – wspomina mjr Artur Pinkowski, wówczas rzecznik 17 Brygady, dziś 11 Dywizji Kawalerii Pancernej. – Na poligonie w Świętoszowie została zbudowana baza filmowych żołnierzy i afgańska wioska. Jest tam dużo otwartej przestrzeni, piachu... Całość nieco przypomina Afganistan – dodaje mjr Pinkowski.

Przy realizacji filmu pomagał też inny ówczesny żołnierz 17 WBZ, płk Grzegorz Kaliciak. Tyle że podczas prac nad „Karbalą”, bo o tej produkcji mowa, przypadła mu zupełnie odmienna rola. W 2004 roku jako dowódca kompanii rozpoznawczej dowodził obroną ratusza w tytułowym irackim mieście. Była to największa bitwa stoczona przez polskich żołnierzy od czasu zakończenia II wojny światowej. „Karbala” jest opowieścią opartą właśnie na tamtej historii. – Początkowo służyłem radą podczas powstawania scenariusza. Jego autor, a zarazem reżyser, Krzysiek Łukaszewicz okazał się bardzo otwartym człowiekiem. Z czasem dostałem propozycję, by zostać oficjalnym konsultantem filmu – opowiada płk Kaliciak, dziś dowódca 6 Mazowieckiej Brygady Wojsk Obrony Terytorialnej. Kaliciak jeździł na plan, choćby do Jordanii. Dużo rozmawiał z członkami ekipy filmowej oraz aktorami, zwłaszcza Bartłomiejem Topą, który wcielił się w rolę kpt. Kalickiego, czyli postać wzorowaną właśnie na Kaliciaku. – Pytali o szczegóły współpracy z Bułgarami, którzy brali udział w walkach o City Hall. Interesowało ich, w jaki sposób żołnierze spędzali na misji czas wolny, jak opancerzaliśmy swoje pojazdy czy też to, w jaki sposób podchodziliśmy do przepisów mundurowych – wylicza oficer. – Tłumaczyłem na przykład, że żołnierze mieli tylko dwie pary mundurów, więc czasem zgadzaliśmy się, by po bazie chodzili w samych koszulkach – dodaje. Efekty pracy filmowców ocenia pozytywnie. – Powstał film, który moim zdaniem wiernie oddaje rzeczywistość wojskowych misji. Twórcy odeszli od schematów znanych z wielu amerykańskich produkcji. Żołnierz tutaj nie jest cyborgiem, który strzela niemal bez przerwy, a przy tym amunicja nigdy mu się nie kończy. Nam w Karbali się kończyła i film to pokazuje... Cieszę się, że mogłem przyłożyć rękę do jego powstania – podsumowuje płk Kaliciak.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Dariusz Minkiewicz

dodaj komentarz

komentarze


Polska i Kanada wkrótce podpiszą umowę o współpracy na lata 2025–2026
 
W hołdzie pamięci dla poległych na misjach
Posłowie o modernizacji armii
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
Opłatek z żołnierzami PKW Rumunia
Świąteczne spotkanie pod znakiem „Feniksa”
Srebro na krótkim torze reprezentanta braniewskiej brygady
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
Wigilia ‘44 – smutek i nadzieja w czasach mroku
Podchorążowie lepsi od oficerów
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Wiązką w przeciwnika
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Kosmiczny zakup Agencji Uzbrojenia
Zmiana warty w PKW Liban
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Jeniecka pamięć – zapomniany palimpsest wojny
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Poznaliśmy laureatów konkursu na najlepsze drony
Miliardowy kontrakt na broń strzelecką
Wstępna gotowość operacyjna elementów Wisły
Awanse dla medalistów
Rosomaki i Piranie
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Nowe łóżka dla szpitala w Libanie
Kluczowa rola Polaków
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ochrona artylerii rakietowej
Zimowe wyzwanie dla ratowników
Sukces za sukcesem sportowców CWZS-u
Olimp w Paryżu
Wkrótce korzystne zmiany dla małżonków-żołnierzy
Czworonożny żandarm w Paryżu
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Nowa ustawa o obronie cywilnej już gotowa
Zrobić formę przed Kanadą
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
21 grudnia upamiętniamy żołnierzy poległych na zagranicznych misjach
W Toruniu szkolą na międzynarodowym poziomie
Fiasko misji tajnych służb
Świąteczne spotkanie w POLLOGHUB
Ciało może o wiele więcej, niż myśli głowa
Wyścig na pływalni i lodzie o miejsca na podium mistrzostw kraju
W drodze na szczyt
Łączy nas miłość do Wojska Polskiego
Chirurg za konsolą
Polskie Pioruny bronią Estonii
Kluczowy partner
Więcej powołań do DZSW
Świadczenie motywacyjne także dla niezawodowców
Rehabilitacja poprzez sport
Prawo do poprawki, rezerwiści odzyskają pieniądze
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Estonia: centrum innowacji podwójnego zastosowania
„Niedźwiadek” na czele AK
Miliardy dla polskiej zbrojeniówki
Olympus in Paris
Ryngrafy za „Feniksa”
Rekord w „Akcji Serce”
Opłatek z premierem i ministrem obrony narodowej
Wybiła godzina zemsty

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO