Gdy na niebie pojawia się pierwsza gwiazdka, a oni... Niestety, nie siadają do wigilijnej kolacji razem z rodziną. Setkom żołnierzy w całej Polsce, ale i poza jej granicami, świąteczny czas wypełnia służba. Pełnią dyżury bojowe i ratunkowe, czuwają w jednostkach i w bazach kontyngentów na misjach. W czasie świąt Bożego Narodzenia pomyślmy o nich ciepło.
– Żeby ktoś mógł cieszyć się świętami, ktoś inny musi czuwać nad bezpieczeństwem naszego kraju – mówi kmdr por. Czesław Cichy, rzecznik prasowy Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Ilu dokładnie żołnierzy spędza święta na służbie? To dane, których ujawnić nie możemy. Wiadomo jednak, że są ich tysiące. Największa grupa pełni służbę dyżurną w jednostkach wojskowych, zapewniając w ten sposób ciągłość dowodzenia przez całą dobę siedem dni w tygodniu. Święta w jednostkach spędzają również piloci, którzy pełnią dyżury bojowe, technicy, obsługujący myśliwce, kontrolerzy ruchu lotniczego na wojskowych lotniskach, a także specjaliści zajmujący się obsługą radarów, które monitorują obszar naszego kraju, saperzy z patroli saperskich czy służby ratownicze, które gotowe są nieść pomoc na przykład w przypadku wypadku lotniczego.
Karp zamiast kanapek
Na służbie są m.in. ratownicy z Gdyńskiej Brygady Lotnictwa Morskiego, którzy siedem dni w tygodniu przez całą dobę pełnią dyżur ratunkowy SAR (search and rescue). – Na posterunku jesteśmy również w święta – mówi kpt. pil. Marcin Hope, dowódca załogi śmigłowca Mi-14. – I choć nigdy w święta nie zdarzyła się sytuacja, by ktoś naszej pomocy potrzebował, to zawsze jesteśmy gotowi, by ją nieść – dodaje oficer. Ratownicy niosą pomoc na morzu i w 100-kilometrowym pasie w głąb lądu. Jak wygląda Boże Narodzenie na ich dyżurze? – Nie ma wyjścia, trzeba sobie stworzyć namiastkę świąt – śmieje się kpt. Hope. – Zamiast kanapek przynosimy do pracy wigilijne potrawy, wcześniej oczywiście dogadujemy się, kto jest odpowiedzialny za sałatkę, a kto za rybę – dodaje. Wieczorem morscy lotnicy dzielą się opłatkiem i składają życzenia. – Jest miło, atmosfera jest w porządku, ale... Moja młodsza córka od miesiąca, dzień w dzień pyta, czy będę w święta w domu. Trudno więc mi powiedzieć, że święta w pracy zastąpią mi te spędzone z dziećmi. A w tym roku nie będzie mnie na domowej Wigilii i drugiego dnia świąt. Cóż... Taka służba – mówi kpt. Marcin Hope.
Czy do świąt z dala od rodziny można przywyknąć? – Najtrudniejszy jest ten pierwszy raz. Ale w czasie służby świąt poza domem jest tak dużo, że można się przyzwyczaić – mówi jeden z pilotów myśliwca F-16, który wraz z kolegami z sił powietrznych pełni dyżury bojowe NATO. W ich trakcie piloci potrzebują zaledwie kilkunastu minut, by na sygnał poderwać myśliwce do lotu. Także w czasie świąt. – Cóż, w tym czasie wszystko odbywa się tak jak zwykle. Procedury, przepisy, ciągła gotowość do lotu – mówi pilot. – Jeśli chodzi o świąteczne akcenty, to mamy wigilijne potrawy i w zasadzie to tyle – dodaje pilot. W czasie dyżuru bojowego nie można sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia, chyba że, jak mówi pilot myśliwca, warunki atmosferyczne uniemożliwiają start i lądowanie. W przeciwnym razie, trzeba być non stop gotowym do startu. O niebezpieczeństwie alarmują specjaliści z Centrum Operacji Powietrznych, którzy obserwują przestrzeń powietrzną. – Jeśli oni zauważą coś podejrzanego, sytuację, która być może będzie wymagała naszego startu, to wiemy o tym, zanim zostanie ogłoszony formalny alarm – wyjaśnia pilot. – Ale zdarzają się i takie sytuacje, kiedy do startu trzeba być gotowym niemal natychmiast – dodaje oficer. Czasami adrenalinę w święta zapewniają też... przełożeni. – Zdarzyła się taka Wigilia, kiedy dyżurującym pilotom zorganizowano niezapowiedziany trening. Innym razem niespodziewanie odwiedził ich sam dowódca sił powietrznych, by... złożyć świąteczne życzenia – śmieje się pilot.
GROM czy Mikołaj?
A jak wygląda wigilijna kolacja na okręcie? Kmdr por. Piotr Sikora z Inspektoratu Marynarki Wojennej, wspomina Wigilię na okrętach, które pełniły dyżury bojowe. – To był początek XXI wieku, dowodziłem wówczas ORP „Śniardwy”. Załoga okrętu była siedem dni w tygodniu gotowa do wyjścia w morze i walki. W święta również – mówi kmdr por. Piotr Sikora. – Przed Wigilią jednak naprawdę dużo się u nas działo, bo marynarze tak mają, że okręty są dla nich jak drugi dom – wspomina oficer. Kucharz przygotowywał kolację dla całej załogi, było to niemal 30 osób. I jak w domu, każdy był zaangażowany w gotowanie. – Tylko, że kuchnia była tak mała, że swoją część pracy wykonywali w przeróżnych miejscach. Ja na przykład kroiłem cebulę w kajucie dowódcy – wspomina ze śmiechem kmdr por. Sikora. Elementem obowiązkowym była oczywiście choinka. – No jak to? Święta bez choinki? Nawet jak o niej zapomnieliśmy, to w ostatniej chwili ktoś z załogi jakoś musiał ją zdobyć, bo nikt nie wyobrażał sobie, że zabraknie jej 24 grudnia – mówi kmdr Sikora. Dodaje, że święta na okręcie były przyjemne, bo zawsze było dużo ludzi, a atmosfera niemal rodzinna. Natomiast „najgorsze” wojskowe święta to te spędzone na służbie dyżurnej. – To było bardzo dawno temu. 24 grudnia w południe dostałem barszcz w słoiku, uszka i pierogi. Wieczorem, gdy nastał czas kolacji wigilijnej, nawet nie miałem gdzie tego odgrzać, jadłem więc zimne. Na śpiewanie kolęd w samotności jakoś nie miałem już ochoty – wspomina kmdr por. Sikora.
Bywało, że święta na wodzie spędzali również żołnierze Jednostki Wojskowej GROM. – Kilkanaście lat temu byliśmy w Iraku, gdzie na wodach Zatoki Perskiej przechwytywaliśmy łodzie, które nielegalnie transportowały ropę. Noc w noc wykonywaliśmy te same zadania: wejście na pokład i kontrola – mówi „277”, były żołnierz tej jednostki. Kiedy zbliżał się świąteczny czas, ktoś z polskiej ambasady w Kuwejcie poprosił, by logistyk jednostki zorganizował żołnierzom wigilijną kolację. – W Iraku byliśmy przecież nieoficjalnie, więc nikt z Polski za bardzo nie troszczył się o to, czy na naszym stole będzie 12 potraw – śmieje się były specjals. Wszystko organizowali sobie sami. Na stole był opłatek i kilka skromnych dań. – Nie pamiętam co to było, ale na pewno nic wykwintnego, bo mieliśmy ręce pełne roboty, niekoniecznie tej związanej z lepieniem pierogów – mówi były żołnierz. Przygotowania i tak poszły na marne, bo żołnierze musieli ruszyć na akcję. – Zamiast siąść do stołu, wsiedliśmy do naszych łodzi. Ale był świąteczny akcent! Tamtej nocy łodzie przemytników zatrzymywaliśmy i kontrolowaliśmy w czerwonych czapkach Mikołajów – wspomina były operator. Kolacja wigilijna została przełożona na następny dzień.
Najpierw służba, potem świętowanie
– Czy tęskni się za świętami w domu? Pewnie, że tak. Zwłaszcza, że z rodziną mogliśmy rozmawiać przez telefon zaledwie przez dwie minuty, a pod koniec tego czasu włączała się miła pani z centrali i zalecała szybko ją zakończyć. Ale my w GROM-ie byliśmy mocno ze sobą zżyci, jak rodzina, więc nawet z dala od Polski było świątecznie, tylko może po prostu trochę inaczej – mówi były żołnierz. Wspomina również jedną z Wigilii w Afganistanie. – Tam byliśmy już oficjalnie, więc była prawdziwa kolacja wigilijna przygotowana dla polskich żołnierzy, opłatek i choinka. Ale nam trudno było cieszyć się tą atmosferą – wspomina były operator. Był rok 2008 i jednostka była w gotowości do odbicia więzionego przez talibów w Pakistanie polskiego geologa Piotra Stańczaka. – Czekaliśmy na sygnał i w każdej chwili byliśmy gotowi ruszyć na operację. Wigilijny nastrój zupełnie nam się nie udzielał – mówi były żołnierz GROM-u.
Święta z dala od domu i rodziny są wpisane w służbę wojskową i mało który żołnierz nie spędził Wigilii w jednostce wojskowej. – Kiedy służysz w armii, czasami Wigilia zastaje cię w tak egzotycznym miejscu, że szczerze mówiąc, nie czujesz żadnej świątecznej atmosfery – mówi pilot F-16. – To po prostu kolejny dzień naszej służby, w którym trzeba wykonać tę samą pracę jak co dzień. Tak samo dobrze, skrupulatnie i z maksymalnym zaangażowaniem, bo od niej też zależy bezpieczeństwo Polaków. Czas na świętowanie trzeba znaleźć sobie kiedy indziej – dodaje.
autor zdjęć: st. szer. Mariusz Dejneka, blmw.wp.mil.pl, 2mpsap.wp.mil.pl
komentarze