Raz w roku uwagę Polaków przykuwa pewien mecz koszykarski. Na parkiecie ścierają się dwie niezwykłe drużyny – Gortat Team i Wojska Polskiego. Organizowane od trzech lat mecze żołnierzy z gwiazdami powołanymi przez Marcina Gortata są doskonałą promocją koszykówki, ale również i wojska – pisze Jacek Szustakowski, dziennikarz sportowy polski-zbrojnej.pl.
Najsłynniejszy polski koszykarz, syn jednego z najbardziej znanych polskich bokserów Janusza Gortata, w niekonwencjonalny sposób postanowił promować swoją dyscyplinę sportu. Wpadł na pomysł organizacji meczów z udziałem dwóch drużyn: w jednej znajdują się znani sportowcy, artyści i celebryci, w drugiej – żołnierze. By przyciągać na mecze tłumy, Gortat mógł zaprosić drużynę składającą się np. ze słynnych sportowców (pewnie nie byłoby to deficytowe przedsięwzięcie), jednak on postawił na żołnierzy. Słynny koszykarz chciał w ten sposób oddać należny im szacunek. Właśnie z takim szacunkiem wojskowi spotykają się w Stanach Zjednoczonych – a to podoba się cywilowi Gortatowi.
Nasz jedyny koszykarz w lidze NBA swoją ideą zaraził wielu ludzi i bez problemów ściąga do swojej drużyny gwiazdy. We wszystkich czterech spotkaniach, które miały miejsce do tej pory, wystąpiła m.in. Tatiana Okupnik, która podczas ostatniego meczu zbierała na swojej koszulce autografy od zawodniczek i zawodników ze swojej ekipy. Nie zapomniała jednak o żołnierzach i – nieco zaskoczonych, nieczujących się gwiazdami – poprosiła o podpisy.
Ostatni mecz w Krakowie, za obejrzenie którego kibice po raz pierwszy musieli płacić, pokazał, że pomysł Gortata był trafny. Pojedynek gwiazd z żołnierzami przyszło obejrzeć ponad dziesięć tysięcy osób. Na widowni zasiadło setki dzieciaków marzących o koszykarskiej karierze, jak też przedstawiciele pokolenia, które kibicowało walkom bokserskim Gortata seniora. Młodszym kibicom warto przypomnieć, że Janusz Gortat był wicemistrzem olimpijskim z Monachium (1972 rok) i Montrealu (1976). Był bokserem Centralnego Wojskowego Klubu Sportowego Legia Warszawa. W 1974 roku podczas meczu ze Stanami Zjednoczonymi pokonał Leona Spinksa, przyszłego mistrza olimpijskiego i zawodowego w wadze półciężkiej.
Przed pierwszym gwizdkiem sędziego wszyscy – jak na komendę – wstali z miejsc i na stojąco bili brawa dla 94-letniego porucznika Aleksandra Tarnawskiego. W przerwie meczu wojenny weteran, który w krakowskiej Tauron Arenie odebrał od premier Ewy Kopacz akt mianowania na stopień kapitana, gościł w szatni drużyny gwiazd. Sportowcy, artyści i celebryci byli pod wrażeniem bohaterskiego cichociemnego. Z kolei kończący misję w Polsce ambasador USA Stephen Mull, który również był obecny na meczu, nie krył podziwu dla Marcina Gortata. Niedawno uhonorował go zresztą nagrodą imienia Jana Nowaka-Jeziorańskiego, przyznawaną przez Ambasadę Stanów Zjednoczonych w Polsce. Gortat dostał też złoty Medal Senatu w podziękowaniu za wszystko, co robi dla popularyzacji wojska i zarażania dzieciaków sportową pasją.
Mecz, który bardzo nagłośniły media, po raz trzeci zakończył się zwycięstwem drużyny gwiazd. Podpułkownik rezerwy Dariusz Bartela, który po raz pierwszy jako trener poprowadził zespół Wojska Polskiego, przyznał, że już będzie wiedział, jak przygotować wojskowych do kolejnego pojedynku. W tym wszystkim nie wynik jest jednak najważniejszy. W tym meczu przede wszystkim chodzi o propagowanie koszykówki i wojska. To jest najważniejsze. Jak słusznie zauważył oficer: wszyscy, którzy pojawili się na parkiecie, osiągnęli cel.
komentarze