22 kwietnia 1945 roku na rynku w Bolonii dowódca 15 Grupy Armii, gen. Mark Clark odebrał defiladę oddziałów armii amerykańskiej, brytyjskiej i polskiej, czyli 2 Korpusu Polskiego, które wyzwoliły lub przyczyniły się do wyzwolenia tego miasta. Bitwa o Bolonię była jednocześnie ostatnią operacją 2 KP w tej wojnie. Podczas tej defilady gen. Clark odbierał honory od polskich żołnierzy, których zdradził jego rząd – pisze ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, znawca i miłośnik historii.
Jeśli przyjmiemy tezę Clausewitza, że „wojna to kontynuacja polityki innymi środkami”, to uznamy, iż wojnę prowadzi się „o coś”, a nie „przeciwko czemuś”. Celem polityki II RP było utrzymanie niepodległości oraz integralności terytorialnej kraju. Od 1 września 1939 roku Polska prowadziła wojnę, najpierw w celu obrony swojej niepodległości i integralności, a następnie, po przegranej wojnie 1939 roku, w celu odzyskania niepodległego bytu. Do lutego 1945 roku był to cel wysiłku wojennego polskiego rządu, Polskich Sił Zbrojnych oraz Armii Krajowej. Wysiłku, znaczonego kolejnymi cmentarzami wojennymi oraz żołnierskimi mogiłami. Każda strata wojenna, każda ofiara była ponoszona w tym celu i miała sens.
W lutym 1945 roku podczas konferencji jałtańskiej, w wyniku zdrady sojuszników, uzgodniono, że po zakończeniu wojny Związkowi Sowieckiemu w ramach podziału łupów miało przypaść zwierzchnictwo nad 1/3 terytorium Niemiec oraz m.in. nad Polską. Tym samym zlikwidowano Polakom dotychczasowy cel wojny. Jak później twierdził Churchill, „Polska była w rzeczywistości najbardziej pilną przyczyną zwołania konferencji jałtańskiej i stała się pierwszym z wielkich powodów, które doprowadziły do rozpadu Wielkiej Koalicji".
Jałta – wytrąca nam oręż z ręki
Od konferencji jałtańskiej żołnierze 1 Dywizji Pancernej, 2 Korpusu Polskiego, lotnicy i marynarze walczyli już tylko wyłącznie przeciwko siłom zbrojnym III Rzeszy (oraz sprzymierzonej z nimi Republiki Salo Mussoliniego). Swoją drogą, sojusznicy spodziewali się, że po Jałcie Polacy zaprzestaną walki z dotychczasowym wrogiem i wyjdą z wojny.
W szeregach wojska starano się zrozumieć nową sytuację. Por. Bohdan Tymieniecki, dowódca plutonu w Pułku 6 Pancernym pisał: „Nagle jak piorun z jasnego nieba spadła na nas Jałta. Umilkły śmiechy w mesie oficerskiej. Skończyły się żarty, jak uciął nożem wszystkie nieporozumienia, kwasy, ambicje osobiste, zadrażnienia. Na to nie było już miejsca. Ci młodzi chłopcy patrzyli na nas wyczekująco, żądając wyjaśnień, chcieli mieć pełny obraz narastającej rzeczywistości. Jak im to wytłumaczyć? Jak im to uczciwie wyjaśnić? Jak sami sobie nie mogliśmy wyobrazić zaistniałej sytuacji. Nam starszym, już o tej odrobinie życiowego doświadczenia, rosło coraz bardziej przed oczami potworne widmo „konia na wzgórzu”.
Dowodzący korpusem gen. Anders z podobnymi uczuciami pisał do swojego przełożonego, dowódcy 8 Armii: „Przeżywamy najcięższe chwile w naszym życiu. Ostatnia decyzja konferencji trzech, oddająca faktycznie naszą ojczyznę i nasz naród na łup bolszewikom, wytrąca nam oręż z ręki... Pozostawiliśmy na naszym szlaku, który uważaliśmy za szlak bojowy do Polski, tysiące mogił naszych towarzyszy broni. Dlatego też żołnierz 2 Korpusu odczuł ostatnią decyzję konferencji trzech jako najwyższą niesprawiedliwość, będącą w sprzeczności z jego żołnierskim poczuciem honoru... Żołnierz pyta mnie, jaki ma być cel jego walki. Nie umiem dzisiaj odpowiedzieć na to pytanie. Stała się rzecz straszna, znaleźliśmy się w położeniu, z którego „jak dotąd” nie widzę wyjścia... Widzę konieczność natychmiastowego zluzowania z odcinka bojowego oddziałów 2 Korpusu Polskiego: 1) wobec scharakteryzowanego przed chwilą nastroju żołnierzy; 2) wobec faktu, że ani ja, ani podwładni mi dowódcy nie mogliby dzisiaj znaleźć w sumieniu swym uzasadnienia dla żądania od żołnierzy 2 Korpusu Polskiego nowych ofiar”...
Postanowienia Jałty były klęską polityczną polskiego rządu, a ciężar sprawy polskiej siłą rzeczy przesunął się na wojsko i dalszy jego udział w walkach. Gen. Anders, mianowany p.o. Naczelnego Wodza (Naczelny Wódz, gen. Bór-Komorowski przebywał w oflagu) w rozkazie do wojska pisał: „Żołnierze, marynarze, lotnicy! [...] Polskie Siły Zbrojne pozostają w dalszym ciągu wyrazem suwerenności Rzeczypospolitej [...] Aby siła nie rządziła nad prawem, pierwsi chwyciliśmy za broń 1 września 1939. Ze sztandarami okrytymi chwałą stajemy dziś w obliczu największej tragedii naszego narodu. Oczy wszystkich Polaków rozrzuconych po świecie, a przede wszystkim umęczonego Kraju, patrzą na nas z uczuciem nadziei. Wiedzą oni, że nasz ciężki marsz żołnierski kontynuować będziemy zgodnie z naszą przysięgą, z rozkazami Pana Prezydenta, prawowitego przedstawiciela majestatu Rzeczypospolitej Polskiej, oraz z postanowieniami legalnego rządu. Pamiętać musimy, że w wyniku tej wojny zatryumfować ma uczciwość i sprawiedliwość. Uczciwy i sprawiedliwy świat nie może być bez Polski wielkiej, silnej i niepodległej. Zgodnie z honorem, do Polski takiej wrócić chcemy z bronią w ręku. A jeżeli obcy ludzie, lub bojaźliwi, pytać was będą, o co walczycie, odpowiadajcie, że żołnierz polski bije się dziś o to samo, o co poszedł w bój pięć lat temu: aby w naszym Kraju i w świecie nigdy siła nie mogła rządzić nad prawem".
Polacy w operacji wyzwolenia Bolonii
Od 9 kwietnia 1945 roku 2 Korpus brał udział w operacji „Buckland” zakończonej wyzwoleniem Bolonii. Teren przyszłej walki stanowiła równina, poprzecinana rzekami i kanałami biegnącymi poprzecznie do kierunku natarcia. Brzegi rzek i kanałów były obramowane wałami ziemnymi kilkumetrowej wysokości. Gęsta, murowana zabudowa, liczne miejscowości i pojedyncze zagrody stanowiły dogodne oparcie dla skutecznej obrony. Do 20 kwietnia jednostki Korpusu sforsowały rzeki Senio, Santemo, Sillaro, Gaiana i Quaderaa bijąc po kolei, twardo się broniące, doborowe 1 dywizję strzelców spadochronowych, 4 dywizję spadochronową oraz 26 dywizję pancerną (jedyną, jaką Niemcy mieli wówczas we Włoszech). 20 kwietnia wieczorem pododdziały grup „Rak” i „Rud” zatrzymały się przed Bolonią.
Por. Tymieniecki, dowodzący czołowym plutonem Pułku 6 Pancernego pisał: „Na co nam ta cała Bolonia, gdy mamy czerwone flagi nad Warszawą. Idzie już wieczór. Niedługo zacznie się ściemniać. Droga jakoby wolna, ale może tylko dla jednego Stuarta [...] Tam wystarczy jedna panthera w opóźnianiu i zrobi nam ze szwadronu masakrę”. Jak zwykle, drobiazgowo opracowany przez sztabowców, plan operacji rozmijał sie z rzeczywistością. Dowodzący, przydzielonym do osłony czołgów, plutonem komandosów por. Henryk Jedwab oficjalnie pojechał rozpoznać rzekę Idice, a faktycznie rozpoznał Bolonię. Po powrocie zaprosił Tymienieckiego na „dinner” w restauracji „Papagallo” w Bolonii: „Niemcy wyszli przed wieczorem. Na mieście tłumy, że trudno się wyrwać. No co, jedziemy?”. Niestety, oficerowie nie otrzymali zgody od dowódcy pułku, płk. Motyki: „Nic z tego. Kategorycznie zabronił. Pułk w pełnej gotowości. Rozkaz na dzień jutrzejszy dla grupy: Bolonia za wszelką cenę. [...] To był doskonały kawał „za wszelką cenę”. [...] Zrobiło się wesoło.”
Do miasta, walcząc z ariergardami, jako pierwszy wkroczył 9 batalion Strzelców Karpackich (nazwany później Bolońskim). Został owacyjnie przywitany przez ludność. Ogółem, wyzwalając północne Włochy w ramach operacji „Buckland”, poległo 234 żołnierzy, 1228 zostało rannych, a 7 uznano za zaginionych.
Ostatnia bitwa 2 Korpusu
Wkrótce miało dojść do zetknięcia się oddziałów sprzymierzonych wyzwalających Włochy z wojskami sowieckimi wyzwalającymi Jugosławię. W obawie przed nieprzewidywalnym (bądź przewidywalnym) zachowaniem się oddziałów 2 Korpusu wobec Armii Czerwonej, Korpus wycofano z frontu. Po wojnie część żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych zdecydowała się na powrót do kraju. Na emigracji pozostało m.in. około 90 proc. żołnierzy 2 Korpusu. Na ich decyzję wpłynął również fakt, iż zdążyli wcześniej, na terenie ZSRS, poznać zalety nowego ustroju. Ci, którzy postanowili pozostać na emigracji, uważali, że cel ich walki nie został jeszcze osiągnięty.
Zwycięskie armie się demobilizowały. W odróżnieniu od innych rządów, emigracyjna Rada Ministrów w dniu 3 września 1946 roku jedynie urlopowała bezterminowo żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Taki był ich status. Cały czas byli w służbie czynnej. Dopiero 22 października 1990 roku, uznając, że cel rozpoczętej 1 września 1939 roku wojny, tj. niepodległa Polska, został osiągnięty, emigracyjna Rada Ministrów przeniosła „urlopowanych bezterminowo żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych”, tj. oficerów i podoficerów służby stałej „w stan spoczynku, a oficerów rezerwy, podoficerów rezerwy i szeregowców” do pospolitego ruszenia.
22 grudnia 1990 roku, podczas uroczystości na Zamku Królewskim w Warszawie, były żołnierz 2 Korpusu Polskiego i uczestnik bitwy o Bolonię, prezydent Ryszard Kaczorowski przekazał insygnia prezydenckie dla wybranego w wyborach powszechnych prezydenta Lecha Wałęsy. Podczas uroczystości stwierdził, że „wszystkie instytucje pozostające pod moim zwierzchnictwem uznają zwierzchnictwo Prezydenta Lecha Wałęsy”. Był to koniec długiego marszu.
komentarze