Stany Zjednoczone zostawiają na razie problem Ukrainy Europie. Prezydent Barack Obama wyraźnie mówi europejskim politykom: to kraj na waszym kontynencie i czekamy na waszą reakcję – uważa Bartosz Węglarczyk, zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”, były korespondent w USA.
Wbrew temu, co słychać w mediach i w opiniach części publicystów, reakcja Stanów Zjednoczonych na sytuację na Krymie jest znacznie ostrzejsza niż reakcja europejskich polityków. Kiedy John Kerry, sekretarz stanu USA, zagroził Rosji ograniczeniami wizowymi, na starym kontynencie wciąż wyraża się jedynie „niepokój wobec działań Rosji”.
Czy będą kolejne kroki USA? Jestem przekonany, że tak. Jest ważny powód: kampania prezydencka. Obama nie może pozwolić na to, aby obywatele USA poczuli, że ich prezydent jest słaby. Zanim ktokolwiek pomyśli, że Ameryka się boi, Barack Obama musi zareagować zdecydowanie mocniej. Ale póki co pierwszeństwo głosu oddaje Europie. Wyraźnie mówi europejskim politykom: Ukraina to kraj na waszym kontynencie i czekamy na waszą reakcję! My pójdziemy za wami.
Ci, którzy oczekują od Obamy mocniejszych słów, zapominają o ważnej sprawie – sytuacji na Bliskim Wschodzie. Stany Zjednoczone nie chcą, by Rosja okazała się bardziej wroga wobec ich działań w Iranie, Syrii i Palestynie. A taki skutek mogłyby dziś przynieść nieostrożne słowa krytyki pod adresem Putina.
komentarze