Jeszcze kilka lat temu zastanawialiśmy się, czy flota wojenna w Polsce w ogóle przetrwa. Czy dzisiaj możemy mieć nadzieję, że coś się zmieniło? Chyba tak. Nowe plany, rozpoczęte programy, konsultacje techniczne w sprawach zakupów modernizacyjnych Marynarki Wojennej dają nadzieję na lepszą przyszłość – pisze kmdr Janusz Walczak, dyrektor Departamentu Prasowo-Informacyjnego MON.
Jestem marynarzem, dlatego należę do tej grupy ludzi, którzy nie mają, bo nie mogą mieć, obiektywnego podejścia do spraw związanych z Marynarką Wojenną. „Marynarka Wojenna to ciągłość, cierpliwość, tradycja…” – to hasło przyświeca nam wszystkim od 1935 roku. Stanowi ono paliwo na każdy dzień trudnej służby. I naprawdę nie ma w tym żadnej przesady. Jeśli koledzy ze Zmechu twierdzą z całym przekonaniem, że dla nich to nie szkoła, a styl życia, zrozumiałe stają się marynarskie emocje związane z morzem i Marynarką Wojenną.
Jeszcze kilka lat temu zastanawialiśmy się, czy flota wojenna w Polsce w ogóle przetrwa. Czy dzisiaj możemy mieć nadzieję, że coś się zmieniło? Chyba tak. Nowe plany, rozpoczęte programy, konsultacje techniczne w sprawach zakupów modernizacyjnych Marynarki Wojennej dają nadzieję na lepszą przyszłość. Najważniejszy jest w tym wszystkim jednak to, że zmieniło się nastawienie społeczeństwa i polityków do spraw bezpieczeństwa na morzu i znaczenia gospodarki morskiej w rozwoju kraju.
Polska Marynarka Wojenna zyskuje na znaczeniu także dlatego, że łączy się z planami ewentualnościowymi NATO. Przewidują one, że w razie kryzysu pomoc wojskowa dotrze właśnie drogą morską. Transportem powietrznym można przerzucić żołnierzy i lżejszy sprzęt, ale cięższy i całe wsparcie, zapasy i logistyka wymaga wykorzystania transportu morskiego. W ten sposób każdy kraj NATO, również ten, który nie ma dostępu do morza, dostanie w razie potrzeby sojusznicze wsparcie. Nawet nazwa – Sojusz Północnoatlantycki – kładzie akcent właśnie na ten morski element bezpieczeństwa. Geograficzny środek NATO jest przecież gdzieś na wzburzonym Atlantyku.
Dzisiaj w garnizonach Sił Morskich marynarze obchodzą swoje święto. Nie wszyscy jednak świętują. W Szczecinie kilkudziesięciu z nich wydobywa z Odry ponad pół tonową bombę lotniczą. Ewakuowano tysiąc pięciuset mieszkańców, gdyż, jak ocenili specjaliści, zagrożenie jest realne. W dyżurach ratowniczych i bojowych oraz na stanowiskach dowodzenia czuwa kolejnych kilkaset osób. To jest misja społeczna polskiej floty. Ratownictwo morskie, ratowanie życia, gospodarka morska, ekologia są codziennymi zadaniami, które realizują wyspecjalizowane służby i załogi każdego okrętu, który wychodzi w morze.
I jeszcze o naszej solidarności – solidarności w szeregach marynarzy. W swoim środowisku nie zawsze pięknie się różnimy w poglądach, ocenach czy decyzjach. Jednak, gdy dwóch marynarzy, nie zawsze na co dzień zgodnych, spotka się w obcym środowisku, gdzieś daleko od swoich baz, sztabów, okrętów, to będą się wspierać. Powód? Mają wspólne idee, poglądy, tradycje, odebrali spójne i tradycyjne morskie wychowanie. Można ich poznać z daleka. I nie dotyczy to jedynie polskich marynarzy, na tę „chorobę zawodową” zapadli wszyscy, którzy zetknęli się z morzem. Jednak nigdy nie powinniśmy się z niej leczyć.
komentarze