Był najstarszym synem gen. Kazimierza Sosnkowskiego i chrześniakiem marszałka Józefa Piłsudskiego. Aleksander Sosnkowski w czasie II wojny światowej nie mógł narzekać na brak wyzwań. Walczył w obronie Wilna, służył na OORP „Burza” i „Błyskawica”, a pod koniec wojny wstąpił do armii Stanów Zjednoczonych i jako mechanik latał bombowcami nad Japonię.
Aleksander Sosnkowski we wrześniu 1944 zaciągnął się do armii Stanów Zjednoczonych i od tej pory używał imienia Alex. Po przeszkoleniu na mechanika pokładowego (flight engineer) superfor tecy B-29 służył w 20th AF (Twentieth Air Force) na wyspie Guam na Pacyfiku i zdążył przed końcem wojny wziąć udział w trzech operacjach bojowych przeciw Japonii. Fotografia z 1945 r. Zbiory prywatne
Zdarzali się polscy żołnierze, którzy w 1939 roku bili się z Niemcami i Sowietami, a później w Wojsku Polskim we Francji czy w Polskich Siłach Zbrojnych pod dowództwem brytyjskim walczyli z Niemcami, a nawet z Włochami. Przykładowo kilku (może kilkunastu?) z Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, którzy w kampanii 1939 roku bronili się przed Armią Czerwoną, później w Afryce zmagali się z Włochami i Niemcami, a we Włoszech z Niemcami.
Ale nie było wśród nich takiego, który po tym wszystkim walczyłby jeszcze z Japończykami. Z kolei z tymi ostatnimi walczyli lotnicy – słynny Witold Urbanowicz i raczej zapomniany Jerzy Bregman, którzy wcześniej bili się też z Niemcami, nie walczyli już z Sowietami czy Włochami. Stąd absolutna wyjątkowość przypadku Aleksandra Sosnkowskiego.
Tytułem wstępu
„Dnia 19 kwietnia 1935 r., około południa, Józef Piłsudski brał po raz ostatni w życiu pióro do ręki... – wspominał adiutant Marszałka kapitan Mieczysław Lepecki – [...] Moje wieczne pióro maczał bez potrzeby w atramencie i kładł Swe nazwisko drżącą ręką. Ale już po kilku podpisach zmęczył się. Powiedziałem wtedy: – Może Pan Marszałek podpisze jeszcze tę jedną fotografię dla syna generała Sosnkowskiego, i to już wystarczy.
Marszałek ożywił się. – Dla syna generała Sosnkowskiego, mówicie. Dla którego? On ma ich przecież kopę i mendel. – Dla tego z Korpusu Kadetów, panie Marszałku. Przez dłuższą chwilę Marszałek patrzył w okno, po czym zaczął mówić, jakby do siebie samego: – Ot, dziecko. Zaczyna iść po schodach życia. Tupoczą nóżki po swojej drodze... Coraz wyżej, coraz dalej, coraz bliżej wreszcie. A potem... koniec.
Marszałek zapomniał o fotografiach, a może i o mojej obecności. Mówił dalej: – Dziecko Sosnkowskiego... Mojego szefa... Co też z niego będzie? I jakby samemu sobie odpowiadając, dodał: – Powinno by wyrosnąć coś dobrego. Marszałek nachylił się i położył Swój ostatni w życiu podpis”1. Niestety, fotografia przepadła gdzieś w zawierusze wojennej. Może uległa niszczeniu, a może czeka jeszcze na swego odkrywcę gdzieś w jakiejś zakurzonej książce? W końcu habent sua fata libelli…
Był to rzeczywiście ostatni w życiu podpis Józefa Piłsudskiego. Jego symbolika wzrasta także z powodu tego, że dotyczył pierworodnego syna wieloletniego najbliższego współpracownika Komendanta – Kazimierza Sosnkowskiego. Przepowiednia Piłsudskiego się sprawdziła. Chłopiec wyrósł na dzielnego i mądrego człowieka, choć niestety swoich talentów i pracy, tak jak jego czterej młodsi bracia, nie spożytkował dla Polski. Nie z własnej winy. O tym zadecydował tragiczny dla Polski wynik II wojny światowej.
Generalski syn, krewniak i chrześniak marszałka Piłsudskiego
W sobotę 30 kwietnia 1921 roku w warszawskiej archikatedrze św. Jana odbył się uroczysty ślub ministra spraw wojskowych generała Kazimierza Sosnkowskiego z panną Jadwigą Żukowską. Ślubu udzielił arcybiskup metropolita warszawski kardynał Aleksander Kakowski. Pannę młodą, w zastępstwie nieżyjącego jej ojca, prowadził do ołtarza marszałek Józef Piłsudski. Był on spokrewniony z panną Żukowską, która mówiła doń wujku. I to właśnie on skojarzył młodą parę. Na przyjęciu weselnym Marszałek oświadczył, że pragnie zostać ojcem chrzestnym pierwszego dziecka Sosnkowskich.
Plan został zrealizowany, ale nie szybko. Wprawdzie pierworodny syn generała Sosnkowskiego urodził się już niecały rok później, w dniu imienin ojca – 4 marca 1922 roku w Poznaniu, ale chrzest odbył się dekadę później, 22 maja 1932 roku. Złożyło się na to wiele powodów. Początkowo nawał pracy wykluczał realizację planu, później po przewrocie majowym 1926 roku nowe otoczenie Marszałka podjęło próby, aby odseparować Komendanta od szefa, co częściowo się powiodło. Ostatecznie na skutek osobistej interwencji generałowej Sosnkowskiej u Marszałka, pamiętamy – jego kuzynki, postanowienie sprzed lat zostało zrealizowane. Miało to też dobrą stronę, bowiem dziesięcioletni Aleksander doskonale zapamiętał skromne przyjęcie, które po chrzcie w archikatedrze św. Jana, odbyło się w mieszkaniu Sosnkowskich.
Po latach Aleksander tak je opisał: „Po chrzcie Ojciec i Matka zaprosili Pana Marszałka na specjalny obiad. Przy tym obiedzie musiałem cicho siedzieć cały czas. W końcu dano mi pozwolenie, by przemówić – prosto do Marszałka. [...] zapytałem się, czy on [Piłsudski] się zgadza z moją oceną, że Hannibal dowódca kartagiński przemyślał i przygotował bitwę pod Kannami w sposób genialny [...]. Marszałek powiedział, że Hannibal był geniuszem wojskowym, że każdy główny dowódca wojska winien studiować przebieg tej bitwy. Powiedziałem, że Polska pomiędzy mocą Niemiec i Rosji powinna mieć własnego Hannibala, by móc się im przeciwstawić, gdyby przyszło do wojny w przyszłości. [...] Marszałek chrząknął i powiedział ojcu – »Chłopak ma rację i dobrze myśli w młodym wieku«. Miałem wtedy akuratnie lat 10. Marszałek bardzo się cieszył, że mógł tę sławną bitwę zanalizować krótko dla nas wszystkich. [...] Był to jedyny raz w moim życiu, kiedy widziałem Marszałka z bliska i rozmawiałem z nim”2. Trudno zatem się dziwić, że trzy lata później, już niemal na łożu śmierci, Piłsudski będzie dopatrywał się w nim wartościowego człowieka w dorosłym życiu.
Aleksander, zwany w domu Lesiem, początkowe nauki pobierał w domu. Od dziecka niemal uczestniczył też w polowaniach w lasach rodzinnego majątku w Bukowcu w Wielkopolsce. Strzelał doskonale, tak że już od około 1936 roku, w wieku raptem 14 lat, posiadał prestiżową złotą Odznakę Strzelecką I kl. Od 1934 roku kształcił się w 3 kompanii Korpusu Kadetów nr 1 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego we Lwowie. Była to elitarna skoszarowana szkoła średnia dla chłopców. Jej ukończenie gwarantowało pierwszeństwo w przyjęciu do szkół podchorążych, przy czym – z uwagi na prowadzone w Korpusie zajęcia wojskowe, w podchorążówkach zaliczano im pierwszy rok nauki. Dlatego też oficerami mogli zostać już po dwóch, a nie jak absolwenci zwykłych szkół średnich po trzech latach.
Dla młodego Sosnkowskiego służba i nauka w korpusie nie były proste. Nie miał żadnej taryfy ulgowej. Wręcz odwrotnie, musiał świecić przykładem, był przecież synem jednego z najsławniejszych i najbardziej zasłużonych polskich generałów! Szczęśliwie był niezwykle uzdolniony i nauka nie nastręczała mu większych kłopotów. Dzięki wrodzonym talentom, podobnie jak ojciec, chłonął obce języki, literaturę i nauki ścisłe. Próbował też z powodzeniem swoich sił w publicystyce, m.in. na łamach czasopisma młodzieży Korpusu Kadetów nr 1 we Lwowie ogłosił artykuł pod tytułem „Z zagadnień przyrodniczych. Sen astronoma” („Orlęta”, nr 40, 1937), dziś klasyfikowany do gatunku science fiction. W czasie nauki we Lwowie wraz z kilkunastoma innymi kadetami zamierzającymi wstąpić po maturze do Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej uczestniczył w rejsach szkunera „Zawisza Czarny”, w tym w latach 1938 i 1939 do Szwecji.
W maju 1939 roku zdał maturę. Po wakacjach zamierzał kontynuować naukę w Szkole Podchorążych Marynarki Wojennej, do której jako absolwent Korpusu Kadetów i zapalony żeglarz miał większe szanse przyjęcia. Przy czym w ówczesnych młodzieńczych marzeniach – jak wyznał mi po latach – służbę oficera marynarki wojennej zamierzał przerwać po 10 latach, by później przejść do służby dyplomatycznej, najlepiej gdzieś na odległych krańcach świata. Wybuch wojny pokrzyżował te plany, choć marzenia o podróżach do egotycznych miejsc ziścił przy okazji swych niewiarygodnych wręcz późniejszych przeżyć.
Od 16 sierpnia 1939 roku służył w I plutonie 17 Batalionu Pracy Junackich Hufców Pracy (JHP), dowodzonym przez majora dyplomowanego w stanie spoczynku Juliana Kulikowskiego, noszącego tytuł oboźnego. Dowódcy kompanii byli oficerami rezerwy z tytułem przewodnika. Junackie Hufce Pracy stanowiły formację przeznaczoną dla poborowych z cenzusem, którzy w okresie wakacyjnym, przed przystąpieniem do studiów akademickich, byli zobowiązani do służby pomocniczej, najczęściej przy pracach fortyfikacyjnych.
Łącznie istniało 20 batalionów JHP. Batalion JHP był oddziałem typowo roboczym, którego główne wyposażenie stanowiły łopaty i kilofy, natomiast uzbrojenie to jedynie 30 karabinków będących etatową bronią junaków zawodowych. Obóz 17 Batalionu JHP został rozlokowany nad Jeziorem Białym w Augustowie. Jeden z junaków wspominał, że wśród przybyłej do batalionu w Augustowie kilkunastoosobowej grupki kadeckiej ze Lwowa (batalion liczył przeszło 600 maturzystów z całej Polski) był „generalski syn Aleksander Sosnkowski – wysoki, bardzo szczupły chłopak o inteligentnej i zamyślonej twarzy. Wsławił się później celnym powiedzeniem, które obiegło batalion i często było powtarzane: »Na obozie JHP człek nabiera niechęci do rządu i chęci do nierządu«”3. To bodaj pierwszy sygnał pokazujący Aleksandra Sosnkowskiego jako trochę niesfornego, pełnego życia i chodzącego własnymi ścieżkami młodzieńca. Nie był on raczej obdarzony naturą stworzoną do dyscypliny wojskowej.
Początek wojennego szlaku
Junacy tymczasem pracowali przy budowie umocnień, także po wybuchu wojny. 9 września 1939 roku, wobec zbliżania się Niemców w rejon Augustowa, batalion odszedł na wschód do Grodna. Tam 12 września nastąpiło oficjalne zakończenie turnusu JHP połączone z wręczeniem legitymacji i odznak. Następnie oddział odmaszerował do miejsca koncentracji batalionów JHP w Lidzie, gdzie, jak odczytano im w rozkazie, junacy mieli zostać wcieleni do szkół podchorążych rezerwy.
Aleksander Sosnkowski (w środku) na pokładzie RP „Burza”; między 1940 a 1941. Zbiory prywatne
Do Lidy dotarli 17 września. Tu zastała ich informacja o wkroczeniu Sowietów do Polski i opuszczeniu kraju przez rząd i Naczelnego Wodza. Wówczas dowódca batalionu major dyplomowany Kulikowski rozwiązał oddział, mówiąc przy tym: „Kto chce, niech się przedziera do Warszawy, kto chce, niech idzie ze mną do Wilna”4. Aleksander Sosnkowski zdecydował się dołączyć do swego dowódcy. W tym czasie w Wilnie przebywało około 14 tys. żołnierzy z różnych ośrodków zapasowych, z czego uzbrojonych i wyekwipowanych było około połowy z nich. Dysponowano też nieliczną artylerią. Mimo szczupłości sił i środków możliwość obrony przed Armią Czerwoną w oparciu o fortyfikacje Obszaru Warownego „Wilno” oceniano od kilku do kilkunastu dni.
Niestety, wojskiem tym dowodził (z racji starszeństwa stopnia) nieudolny i defetystycznie nastawiony pułkownik dyplomowany Jarosław Okulicz-Kozaryn. 18 września wydał on rozkaz wyprowadzenia wojska w kierunku granicy litewskiej. Skomentował to inny, pełen woli walki oficer, jednakże bez prawa rozkazodawstwa – pułkownik Kazimierz Rybicki; z goryczą, ale nie bez racji, relacjonował: „Zmylone – oszukane miasto, świecznik polskiej kultury na północy został porzucony, wydany na łup moskiewskiej dziczy”5.
Honor obrony miasta przypadł więc nie wojsku, lecz w głównej mierze niedozbrojonej młodzieży szkolnej, harcerzom i ochotnikom Przysposobienia Wojskowego, którzy utarczki z bolszewikami toczyli jeszcze 19 września. Był wśród nich junak Sosnkowski, który swój chrzest bojowy przeszedł właśnie w Wilnie w starciach z Sowietami. Nie dysponujemy żadnymi szczegółami tej jego walki, która siłą rzeczy musiała być epizodyczna. Zważywszy jednak na jego umiejętności strzeleckie, mogła być całkiem skuteczna.
W końcu września przeszedł na Litwę, gdzie został internowany w okolicy Birsztan. Po dwóch miesiącach uciekł z obozu i ukrył się u polskiej rodziny w Kownie. Z pomocą konsulatu brytyjskiego wydostał się z Litwy i przez Łotwę, Estonię i Finlandię dostał się do Szwecji, skąd samolotem z początkiem grudnia 1939 roku odleciał do Paryża. Tam spotkał się z ojcem, wówczas już komendantem Związku Walki Zbrojnej i ministrem w rządzie generała Władysława Sikorskiego. Niemal od razu też, bo już po kilku dniach (5 grudnia 1939 roku) wstąpił na ochotnika do oddziału Polskiej Marynarki Wojennej w Paryżu.
Na morzach i oceanach
Został odesłany do Wielkiej Brytanii, skąd operowały w składzie Royal Navy polskie okręty ewakuowane w 1939 roku z Bałtyku. Początkowo służył na przemianowanym ze statku PMH „Kościuszko” okręcie-bazie PMW ORP „Gdynia” zacumowanym na beczkach w miejscowości Devonport. Z tym okresem wiąże się jego następująca charakterystyka: „[...] po prawej śmigała w górę wiotka postać wyższego ode mnie marynarza-ochotnika Sosnkowskiego. Gdy wpisujący jego dane do ewidencji podoficer zapytał o zawód ojca, Sosnkowski bąknął: – Żołnierz i dopiero zapytany o stopień ojca -żołnierza odpowiedział jakby z zażenowaniem: – generał”6.
W owym czasie relacje między oficerami marynarki wojennej i handlowej a marynarzami nie układały się najlepiej, na co zwrócił uwagę – już w Anglii – podchorąży PMW Jerzy Mieszkowski w rozmowie ze starszym bratem podporucznikiem piechoty Józefem Mieszkowskim: „Czy uwierzysz – mówił Jerzy – że my, absolwenci szkoły, nie chcemy promocji i oficerskich stopni? Oficerskiego stopnia zrzekł się nawet syn generała Sosnkowskiego i poszedł w stopniu mata na okręt”7. Gwoli ścisłości należy sprostować, że Aleksander Sosnkowski nie był wówczas podchorążym i nigdy też nie awansował do stopnia mata (kaprala). Na marginesie można dodać, że najstarszym ze wspomnianych braci Mieszkowskich był przebywający wówczas w niemieckiej niewoli kapitan marynarki Stanisław Mieszkowski, zamordowany po wojnie przez komunistów w PRL. Natomiast w całej tej historii musiało być coś na rzeczy, zważywszy na późniejsze relacje Sosnkowskiego z oficerami, o czym będzie jeszcze mowa.
Tymczasem od 4 marca 1940 roku służył jako prosty marynarz na ORP „Burza”. Na okręcie tym wziął udział w kampanii norweskiej, m.in. pod Narwikiem, a w dniach 24–26 maja pod Calais, gdzie szczególnie się odznaczył. Za tę akcję dowódca kontrtorpedowca ORP „Burza” komandor podporucznik Wojciech Francki przedstawił go do odznaczenia Krzyżem Walecznych. „W czasie ciężkiego bombardowania okrętu, mając przydział przy dziale rufowym, które zostało unieruchomione, samorzutnie obsadził CKM i otworzył ogień na pikujące samoloty” – pisał we wniosku8. Warto zaznaczyć, że pod Calais „Burza” strąciła dwa nieprzyjacielskie samoloty (inne dane podają jeden strącony na pewno, a drugi uszkodzony). Co ważne, w czasie walki zacięła się główna artyleria przeciwlotnicza okrętu – dwa działa 40 mm (artyleria gówna – cztery działa 130 mm nie były przystosowane do strzelań przeciwlotniczych) i do obrony przed samolotami pozostały jedynie dwa poczwórne karabiny maszynowe. I to właśnie ich ogień uratował okręt i zadał straty nieprzyjacielowi.
W czasie 15-minutowego nalotu, prowadzonego przez 15 samolotów, Niemcy zrzucili 60 bomb, z których dwie ostatnie trafiły w dziób „Burzy”, ciężko ją uszkadzając. Szczęśliwie Niemcom zabrakło już bomb na dobicie unieruchomionego okrętu, który następnego dnia na holu wrócił do bazy. Wiadomo, że w czasie tej walki jeden niemiecki samolot strącił duet marynarzy obsługujących jeden z poczwórnych karabinów maszynowych, a czy drugi zniszczony (uszkodzony?) został przez drugą z tych broni obsługiwaną właśnie przez marynarza Sosnkowskiego, tego źródła nie podają. Pod Calais Sosnkowski dostąpił zaszczytu walki już z drugim, chronologicznie pierwszym, najeźdźcą i wrogiem Polski. Jego wniosek odznaczeniowy zatwierdził własnoręcznym podpisem szef Kierownictwa Marynarki Wojennej kontradmirał Jerzy Świrski i zarządzeniem Naczelnego Wodza generała Sikorskiego z 20 listopada 1940 roku marynarz Sosnkowski został odznaczony Krzyżem Walecznych po raz pierwszy, co zostało ogłoszone 1 lutego 1941 roku9.
W następnych miesiącach Sosnkowski uczestniczył w dalszych działaniach ORP „Burza”, głównie na wodach brytyjskich i w eskorcie konwojów; 1 grudnia 1940 roku została mu nadana specjalność maszynisty. Z dniem 1 lipca 1941 roku awansował na starszego marynarza, a 24 stycznia 1942 roku został przeokrętowany na niszczyciel ORP „Błyskawica”10. Na jej pokładzie kontynuował pracę bojową, m.in. w akcji konwojowej na Atlantyku i Morzu Irlandzkim.
W drugiej połowie października tego roku „Błyskawica” wyruszyła do Gibraltaru, rozpoczynając tym samym swoją przeszło półroczną kampanię na Morzu Śródziemnym. Między innymi 8 listopada 1942 roku okręt uczestniczył w osłonie lądowania aliantów w rejonie Algieru. W czasie działań na Morzu Śródziemnym „Błyskawica” toczyła ciężkie walki z niemieckim i włoskim lotnictwem, atakowała też okręty podwodne. Starszy marynarz Sosnkowski pełnił wówczas szczególnie ciężką i niebezpieczną służbę w maszynowni pod pokładem, ponieważ w razie zatopienia obsługa maszynowni najczęściej dzieliła los okrętu. Brak informacji, czy wówczas osobiście strzelał do nieprzyjaciół, ale nie można tego wykluczyć, zważywszy na wypadki z 1940 roku pod Calais, kiedy to mimo przydziału do maszynowni miewał wachty przy artylerii. Niewątpliwie jednak przez sam fakt uczestnictwa w działaniach bojowych okrętu symbolicznie brał udział w walkach z drugim z kolei państwem Osi – z Włochami.
W maju 1943 roku „Błyskawica” wróciła do Wielkiej Brytanii. W tym czasie Sosnkowski nabawił się ciężkiej żółtaczki i musiał poddać się kilkumiesięcznej kuracji, po której nie wrócił już do marynarki wojennej. Od listopada służył w Polskiej Marynarce Handlowej, a w grudnia 1943 roku został czwartym oficerem mechanikiem na s/s „Bałtyk”.
Wkrótce s/s „Bałtyk” wyruszył z Wielkiej Brytanii w podróż, która dla statku i części załogi okazała się wyprawą dookoła świata, o czym z chwilą wypłynięcia z portu nie wiedziano. Ale nie dla Sosnkowskiego. Wypłynęli 8 stycznia 1944 roku z konwojem do Stanów Zjednoczonych. Po drodze statek zmagał się z ciężkim sztormem i siłą wiatru ponad 10 w skali Beauforta, ale szczęśliwie dotarł do Nowego Jorku. Z kolejnym ładunkiem materiałów wojennych „Bałtyk” został wysłany w konwoju nad Kanał Panamski, a po jego przekroczeniu wyruszył już samotnie przez Ocean Spokojny do Brisbane w Australii.
Alex Sosnkowski na górskiej wspinaczce w kaskadach Monte Cristo w okolicach Seattle; USA, wrzesień 1951. Fot. Biblioteka Zakładu Narodowego im. Ossolińskich
To niezbyt bezpieczna podróż, zważywszy, że był to teren operacyjny japońskich okrętów podwodnych. Tym bardziej że „Bałtyk”, paląc węglem, tak dymił, że przy dobrej pogodzie był widoczny z 40 mil. Szczęśliwie nie doszło do spotkania z flotą cesarską. Z dziennika kapitana statku Jana Stankiewicza możemy poznać wiele szczegółów tej egzotycznej podróży. Na przykład dnia 26 marca 1944 roku kapitan zapisał: „Dziś przekroczyliśmy 180 południk. Zdaje się, że to pierwszy polski statek w historii, który przekracza ten południk”11.
Do Brisbane dotarli 5 kwietnia. Następnie „Bałtyk” zawijał, zabierając drobnicę, do Sydney, Port Kembla i Fremantle na zachodzie Australii. Wtedy też ujawniły się z całą okazałością symptomy swoistej niesubordynacji wojskowej Sosnkowskiego. Zwracał na to uwagę kapitan s/s „Bałtyk” Jan Stankiewicz w liście do kuratora Towarzystwa Gdynia-Ameryka Linie Żeglugowe S.A.: „3 czerwca [1944 roku] prawie cała załoga maszynowa upiła się na lądzie we Fremantle [...] w związku z tym statek musiał opóźnić swój wyjazd w morze o 9 godzin [...] 4-ty mechanik Sosnkowski przebywał tego wieczora w towarzystwie pijanych palaczy w ich pomieszczeniu i pił z nimi [...] 4-ty mechanik Sosnkowski jako jedyny z oficerów na statku odmówił podpisu deklaracji inwazyjnej [tzw. deklaracja „V”, wyrażająca gotowość pracy na statkach mających wziąć udział w inwazji kontynentu – przyp. J.K.]; pomimo koleżeńskich napomnień stale prawie przebywa w pomieszczeniu załogi, przeważnie jada tylko z załogą [...]. Podając powyższe fakty do wiadomości Pana Kuratora, ze swej strony oświadczam, że Pan Sosnkowski pod żadnym względem nie nadaje się na stanowisko oficerskie [...]. Stanowczo nie chcę brać na siebie przykrego obowiązku »wykańczania« Pana Sosnkowskiego, bo zbyt mnie boleć będzie, że będę mógł zrobić tem przykrość Osobie dla której czuję wielką cześć [czyli generałowi Sosnkowskiemu – przyp. J.K.], lecz z drugiej strony istniejąca obecnie sytuacja długo trwać nie będzie mogła”12.
Trudno powiedzieć, czy wysunięte aż tak ostre zarzuty wobec Aleksandra Sosnkowskiego były do końca uzasadnione i czy istotnie na oficera się nie nadawał. Coś na rzeczy jednak musiało być i wkrótce Sosnkowski pożegnał się z Polską Marynarką Handlową i to w sposób naganny. We wrześniu 1944 roku, gdy s/s „Bałtyk” w dalszej podróży przez Ocean Indyjski stał w Kolombo na Cejlonie, Aleksander Sosnkowski wraz z kilkoma innymi zbuntowanymi marynarzami nie wrócił na pokład.
Alex Sosnkowski na Alasce, gdzie mieszkał w latach 1958–1966; fot. z 1962. Fot. Biblioteka Zakładu Narodowego im. Ossolińskich
Dwa miesiące wcześniej jego ojciec jako Naczelny Wódz odbywał rejs bojowy na ORP „Błyskawica”, połączony z zejściem na przyczółek inwazyjny w Normandii. Generał Sosnkowski był dumny z syna, co wybrzmiało w wywiadzie udzielonym korespondentowi wojennemu na pokładzie niszczyciela. Generał mówił wtedy: „Od dawna wybierałem się na »Błyskawicę«. [...] Istnieją dwa powody, dla których cieszę się, że jestem na pokładzie »Błyskawicy«: po pierwsze – jest to okręt, który przetrwał całą wojnę i pochodzi z Polski, gdzie w swoim czasie był oczkiem w głowie, jako jeden z najbardziej nowoczesnych na Bałtyku, po drugie zaś na »Błyskawicy« odbywał służbę mój syn, który tu był przez długi czas marynarzem, a potem zaś starszym marynarzem”13.
W Siłach Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych
Tymczasem Aleksander Sosnkowski zgłosił się do bazy amerykańskiej na Cejlonie, deklarując chęć wstąpienia do armii Stanów Zjednoczonych. Jak powiedział mi podczas rozmowy telefonicznej w 2013 roku, decyzja ta była motywowana jego przeświadczenie, że do wolnej Polski nie będzie mógł już wrócić. Także z powodu nagonki prowadzonej na ojca będącego Naczelnym Wodzem za jego bezkompromisowość wobec Sowietów. Nie można jednak wykluczyć, że pewną rolę odegrały jego konflikty w Marynarce Handlowej. W każdym razie opuszczenie statku w czasie wojny było raczej aktem dezercji.
Alex Sosnkowski (od momentu zaciągnięcia się do armii amerykańskiej używał tego imienia) po przeszkoleniu na mechanika pokładowego (flight engineer) superfortecy B-29 otrzymał przydział do Twentieth Air Force (20 AF) stacjonującego na wyspie Guam na Marianach, położonych około 1500 mil od Tokio. Jednostka ta uczestniczyła w strategicznym bombardowaniu Japonii. W jej składzie Sosnkowski latem 1945 roku wziął udział w trzech lotach bojowych przeciwko Japonii przed jej kapitulacją.
Przez udział w tych kilku operacjach w swojej wojennej odysei zaliczył walkę z trzecim państwem Osi Rzym – Berlin – Tokio. Tym samym, zważywszy, że wojnę zaczynał od walk z Sowietami, w sposób symboliczny stał się bodaj jedynym Polakiem, który podczas minionej wojny zmierzył się zbrojnie – choć w skromnym wymiarze – z oboma naszymi wrogami – Niemcami i Rosją, oraz z nieprzyjaciółmi naszych sojuszników – Włochami i Japonią. Następnie wraz z 20 AF został przebazowany na Okinawę, gdzie pozostawał na okupacji Japonii do 1947 roku. W tym czasie uczestniczył w lotach rozpoznawczych nad Koreą, Chinami i Japonią. Jako weteran armii amerykańskiej w 1946 roku otrzymał obywatelstwo Stanów Zjednoczonych.
Amerykanin polskiego pochodzenia
Od 1947 roku mieszkał w Stanach Zjednoczonych, gdzie rozpoczął studia inżynierskie na University of Washington Seattle. W 1950 roku został ponownie zmobilizowany na wojnę w Korei, wkrótce jednak go zdemobilizowano, zapewne z uwagi na wykonywaną pracę w przemyśle lotniczym. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych kontynuował studia na University of Washington w Seattle i jednocześnie pracę w fabryce samolotów Boeinga, m.in. jako mechanik podczas lotów testowych strategicznych bombowców dalekiego zasięgu B-52.
Od 1958 roku pracował w Juneau na Alasce jako inżynier mechanik dla jednej z tamtejszych małych linii lotniczych, później jako mierniczy. Życie na Alasce, choć nie było łatwe, zawsze mile wspominał, po latach tak pisał: „Zawsze lubiłem wspinaczki wysokogórskie, rybołówstwo, narciarstwo, yachtowanie etc., takie wycieczki w dzicz. Alaska miała wspaniałą przyrodę i malownicze góry, lodowce i zupełnie dziką naturę. [...] Nie mogę się uskarżać, że nie miałem interesującego czy też awanturniczego życia”14.
Po ośmiu latach, w 1966 roku, już z żoną i dwuletnim synkiem, przeniósł się do Kalifornii, gdzie przez dwa lata studiował w Northrop Institute of Technology w Los Angeles i uzyskał dyplom inżyniera mechanika lotnictwa. Następnie pracował w przemyśle lotniczym, aż do przejścia na emeryturę w 1987 roku. Na emeryturze dzielił czas między Fullerton koło Los Angeles i Quincy w stanie Illinois, gdzie znajdował się dom jego żony. Często też podróżował do Europy, od 1989 roku parokrotnie również do Polski.
Obelisk upamiętniający Aleksandra Sosnkowskiego na terenie dworu Sosnkowskich w Porażynie, odsłonięty w rocznicę jego 100. urodzin w 2022 staraniem Oddziału IPN w Poznaniu. Fot. J. Kirszak, 2024.
Był zapalonym narciarzem, alpinistą i podróżnikiem, hobbistycznie zajmował się historią i astrologią, władał kilkoma językami – różnorodnością zainteresowań przypominał ojca. W 1958 roku ożenił się z Anne Middendorf, z którą miał syna Michaela (ur. 1964).
Aleksander Sosnkowski, najstarszy syn generała, spokrewniony z Józefem Piłsudskim i jego chrześniak, zmarł 30 marca 2015 roku w Quincy w stanie Illinois jako ostatni marynarz ORP „Błyskawica”. Pogrzeb z amerykańskimi honorami wojskowymi odbył się 10 kwietnia na cmentarzu Woodland w Quincy. Z Polski nie było nikogo.
Przypisy:
1 M. Lepecki, Pamiętnik adiutanta Marszałka Piłsudskiego, Warszawa 1989, s. 310-311.
2 List A. Sosnkowskiego do S. Babińskiego, Fullerton, 8 V 1989 r. (w moich zbiorach); relacja ustna Aleksandra Sosnkowskiego przekazana mi podczas rozmowy telefonicznej w 2013 roku.
3 T.M. Czerkawski, Sztafeta wolności. Byłem żołnierzem generała Andersa, Warszawa 2012, s. 9.
4 Tamże, s. 15.
5 Cyt. za: R. Szawłowski, Wojna polsko-sowiecka 1939, t. 1, Warszawa 1997, s. 81.
6 Z wojennych wspomnień kpt. ż.w. Józefa Miłobędzkiego, cz. 2, Na ORP „Gdynia”, „Morze”, nr 6, 1986, s. 28.
7 J. Mieszkowski, Ze wspomnień podporucznika rezerwy (1939–1941), Warszawa 1966, s. 246.
8 IPMS, A.XII.85.24.205, Wniosek na odznaczenie mar. Sosnkowskiego Aleksandra Krzyżem Walecznych.
9 IPMS, R.85.1.16, „Dziennik Personalny Naczelnego Wodza i Ministra Spraw Wojskowych”, nr 1, Londyn, 1 II 1941 r., s. 13; Polska Marynarka Wojenna. Od pierwszej do ostatniej salwy w drugiej wojnie światowej. Album pamiątkowy, oprac. W. Kosianowski, Londyn 1947 [Lista odznaczonych, s. II].
10 IPMS, A.XII.27.67, Arkusz ewidencyjny, Aleksander Sosnkowski.
11 L. Potykanowicz-Suda, M. Westphal, Śladami ludzi morza. Jan Stankiewicz – kapitan żeglugi wielkiej, Gdańsk 2008, s. 300.
12 Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Dział Rękopisów, Papiery Kazimierza Sosnkowskiego, rkps 16573, k. 107.
13 Cyt. za: J. Kirszak, Pierwszy żołnierz PSZ na plaży Normandii. Rejs Naczelnego Wodza gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego na ORP „Błyskawica” ku brzegom Francji w czerwcu 1944 roku, „Mars”, t. 14, 2003.
14 List A. Sosnkowskiego do S. Babińskiego, Fullerton, 31 I 1989 r. (w moich zbiorach).
autor zdjęć: Biblioteka Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, zbiory prywatne, J. Kirszak

komentarze