Zatrzymać natarcie przeciwnika, następnie wyprowadzić skuteczny kontratak – takie zadanie spoczywa na międzynarodowej dywizji podczas ćwiczeń „Saber Junction '23” w Hohenfels. W jej skład wchodzą brygady z USA, Wielkiej Brytanii i Rumunii. Dowodzą nią Polacy z 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej.
W tych ćwiczeniach niezwykła jest już sama jego otoczka. Na poligonie w Hohenfels w Niemczech stanęły miasteczka, w których na czas „Saber Junction” zamieszkali wynajęci aktorzy. Lokalna społeczność ma swoje władze, telewizję, która codziennie wypuszcza newsy, intensywnie korzystają też z mediów społecznościowych. Sytuacja z każdym dniem staje się coraz bardziej napięta. Wybuch wojny sprawił, że w regionie pojawili się uchodźcy, ale też dywersanci. W domach zagościły strach i niepewność. Mieszkańcy organizują wiece i mityngi. – Z tym wszystkim muszą poradzić sobie operujący w tej okolicy żołnierze. Powinni uspokoić nastroje, nawiązać współpracę z władzami, zjednać sobie mieszkańców. A jednocześnie zwalczać wszelkie zagrożenia asymetryczne, związane choćby z dywersją – wyjaśnia mjr Artur Pinkowski, rzecznik 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. Najważniejsza jest jednak walka z wojskami przeciwnika, które usiłują zająć ten skrawek Europy. Broni go międzynarodowa dywizja, którą dowodzą oficerowie z Żagania.
– W sztabie współpracujemy z Amerykanami, a pod naszymi rozkazami pozostają trzy ogólnowojskowe brygady: z USA, Wielkiej Brytanii i Rumunii – wyjaśnia mjr Dawid Semerjak z dowództwa 11 LDKPanc. Do tego dochodzi lotnictwo – zarówno śmigłowce wojsk lądowych, jak i bojowe samoloty sił powietrznych oraz liczne pododdziały wsparcia. – Nasze zadanie polega na skutecznej obronie, zatrzymaniu natarcia przeciwnika i przeprowadzeniu zwrotu zaczepnego – wylicza oficer. Niektóre działania prowadzone są w świecie wirtualnym. – Korzystamy z licznych symulatorów. Do dyspozycji mamy na przykład wyrzutnie rakiet MLRS, haubice Paladin, samoloty F-16, śmigłowce Apache, a do tego całą gamę bezzałogowych statków powietrznych. Wszystko to umożliwia nam udzielanie walczącym oddziałom kompleksowego wsparcia ogniowego – wyjaśnia płk Robert Matysek, który w lubuskiej dywizji jest szefem wojsk rakietowych i artylerii. Dla polskich żołnierzy zasoby, którymi dysponuje dywizja walcząca w Hohenfels, są ważne także z innych powodów. – Część uzbrojenia jest tożsama ze sprzętem, który właśnie wchodzi do wyposażenia polskiej armii, bądź niebawem zostanie jej dostarczony. Dotyczy to choćby Apache'ów czy MLRS-ów, które są przecież niemal identyczne jak wyrzutnie HIMARS. Podczas „Saber Junction” możemy potrenować korzystanie z nich w warunkach bojowych. To cenne doświadczenie, zwłaszcza że w sztabie mamy także kolegów z jednostek, które będą z takiego sprzętu korzystać – podkreśla płk Matysek.
Przedłużeniem wirtualnego pola walki jest rzeczywisty poligon – tak zwany box. Tam ćwiczą głównie Amerykanie z Pancernej Brygadowej Grupy Bojowej, która na co dzień stacjonuje na wschodniej flance NATO. Do dyspozycji mają między innymi wozy opancerzone Stryker. Piechota może też liczyć na wsparcie brygady śmigłowców bojowych, która w razie potrzeby posyła do boju Black Hawki i Apache’e. Nad poligonem latają też wielozadaniowe dwuwirnikowe śmigłowce Chinook. Amerykańskie pododdziały walczą z „realnym” przeciwnikiem. W rolę sił OPFOR (ang. Opposite Forces) wcielili się żołnierze z 34 Brygady Kawalerii Pancernej w Żaganiu oraz 2 Brygady Zmechanizowanej w Złocieńcu. Do dyspozycji mają między innymi czołgi T-72. – Aby podnieść realizm zmagań, walczący korzystają z laserowych symulatorów MILES – informuje mjr Semerjak. Zestawy składają się z laserowych nakładek na broń, które są instalowane na pistoletach maszynowych, karabinach czy wozach opancerzonych, a także czujników reagujących na trafienie. Jeśli wiązka dosięgnie celu, czujnik sygnalizuje ten fakt, a trafiony żołnierz (czy pojazd) jest eliminowany z walki. Walka na niemieckim poligonie, co podkreślają sami żołnierze, nie jest jednak prosta. To teren wyżynny, poprzecinany pagórkami, za którymi trudno dosięgnąć przeciwnika ogniem artyleryjskim, pełen lasów i cieków wodnych. Do tego dochodzą wspomniane miejscowości. Skuteczne działania w takim środowisku wymagają zatem sporych umiejętności.
Wojskowi z 11 LDKPanc działali w Hohenfels już wcześniej. Trzy lata temu podczas „Combined Resolve” lubuscy sztabowcy dowodzili międzynarodową brygadą. – Teraz na ćwiczenia przyjechało jednak sporo nowych żołnierzy – przyznaje mjr Semerjak. – Dla nas wszystkich to okazja do zdobycia różnorodnych doświadczeń. A przy okazji szansa, by potwierdzić, że jesteśmy gotowi do realizacji przedsięwzięć w międzynarodowym gronie, nawet na najwyższym szczeblu. To szczególnie ważne, bo przecież interoperacyjność jest jednym z filarów NATO – podsumowuje.
W ćwiczeniach „Saber Junction '23” łącznie bierze udział blisko cztery tysiące żołnierzy. Wśród nich jest 200 Polaków. Manewry potrwają do końca tygodnia.
autor zdjęć: 11 LDKPanc, U.S. Army Europe and Africa
komentarze