Szybki przerzut sił, ostrzał pozycji nieprzyjaciela, a potem zakrojony na szeroką skalę desant spadochroniarzy – taki jest scenariusz pierwszej odsłony manewrów „Defender Europe ‘21”. Ćwiczenia „Swift Response” rozpoczęły się właśnie w Estonii, gdzie ogień otworzyły m.in. wyrzutnie rakietowe M270 MLRS.
25-tonowy kolos zajmuje pozycję na skrawku otwartej przestrzeni, obraca prowadnice, a już po chwili półmrok przecinają smugi ognia z lecących w niebo rakiet. Tak strzela M270 MLRS z 41 Brygady Artylerii Polowej US Army. Opancerzony pojazd w ciągu niespełna minuty jest w stanie wyrzucić 12 pocisków o zasięgu ponad 80 km. Żołnierze obsługujący wyrzutnie działają właśnie na poligonie Tapa w Estonii. Okazją stało się przedsięwzięcie o nazwie „Fires Shock”. Stanowi ono element ćwiczeń „Swift Response”, które z kolei są jedną z odsłon zakrojonych na szeroką skalę manewrów „Defender Europe ‘21”.
– „Fires Shock” to doskonała okazja, by pokazać rezultaty modernizacji i zwiększenia zdolności naszej artylerii do wsparcia sojuszników z NATO – mówi gen. bryg. Christopher R. Norrie z Dowództwa Wojsk Lądowych USA w Europie i Afryce. – Jednym z priorytetów modernizacji naszej armii jest właśnie precyzyjna artyleria dalekiego zasięgu – dodaje. 41 Brygada Artylerii Polowej, która ćwiczy w Estonii, została reaktywowana w 2018 roku. W wyposażeniu oprócz MLRS-ów ma wyrzutnie rakiet HIMARS. To jedyna amerykańska brygada artylerii rakietowej, która obecnie stacjonuje w Europie, a ściślej w niemieckim Grafenwoehr. – We wrześniu ubiegłego roku przeprowadziliśmy pierwsze manewry poza macierzystą bazą. Działaliśmy wówczas właśnie w Tapie, m.in. z estońskimi sojusznikami – przypomina płk Daniel Miller, dowódca 41 Brygady. Potem amerykańscy artylerzyści ćwiczyli nad Morzem Czarnym. Wraz ze sprzętem zostali drogą lotniczą przerzuceni do Rumunii, gdzie otworzyli ogień i jeszcze tego samego dnia wrócili do Niemiec. – Jeszcze w tym miesiącu nasze możliwości zaprezentujemy również podczas „Saber Guardian” w Bułgarii, a w czerwcu będziemy obecni na ćwiczeniach „African Lion” w Maroku – zapowiada płk Miller. Obydwa przedsięwzięcia mają ścisły związek z „Defenderem”.
Tymczasem strzelania w Estonii stanowią wstęp do pierwszej z trzech zakrojonych na szeroką skalę operacji desantowych. Już w piątek, pod osłoną nocy, w Tapie mają wylądować spadochroniarze z 82 Dywizji Powietrznodesantowej US Army. Zostaną oni przerzuceni samolotami wprost z Północnej Karoliny. Będą im towarzyszyć spadochroniarze z Wielkiej Brytanii. Pierwotnie skoczkowie mieli dotrzeć do Estonii w nocy z czwartku na piątek. Na przeszkodzie jednak stanęła kiepska pogoda. Niebawem kolejne operacje desantowe odbędą się w Bułgarii oraz na rumuńskim poligonie Boboc, gdzie w poniedziałek wylądować powinno prawie 500 żołnierzy z 6 Brygady Powietrznodesantowej w Krakowie. Łącznie w „Swift Response” weźmie udział 7 tys. spadochroniarzy z 11 krajów.
Na tym oczywiście nie koniec. Niebawem rozpoczną się kolejne ćwiczenia związane z „Defenderem”. Podczas „Saber Guardian” i „Immediate Response” żołnierze będą prowadzić m.in. strzelania artyleryjskie i rakietowe oraz przećwiczą ewakuację medyczną. Sprzęt, który zostanie wykorzystany podczas ćwiczeń dociera właśnie do portów w Grecji czy Chorwacji. W Albanii amerykańskie pododdziały logistyczne przeprowadziły kilka dni temu operację JLOTS, która polega na rozładunku statków i okrętów z pominięciem stałych portów.
W sumie w tegorocznej edycji „Defendera” weźmie udział 30 tys. żołnierzy z 27 państw. Przedsięwzięcie ma potwierdzić zdolność US Army do szybkiego przerzutu sił ze Stanów Zjednoczonych do Europy, a następnie do współdziałania z sojusznikami. W ubiegłym roku manewry odbyły się w północnej części kontynentu. W tym żołnierze będą ćwiczyć przede wszystkim na południu.
autor zdjęć: Jarkko Martin Pukki / EDF
komentarze