Na tegorocznej „Anakondzie” marynarce przypadła jedna z kluczowych ról. Organizatorzy ćwiczenia dużą wagę przykładają do ochrony portów i morskich szlaków komunikacyjnych – podkreśla wiceadmirał Krzysztof Jaworski, dowódca Centrum Operacji Morskich-Dowództwa Komponentu Morskiego w Gdyni.
Zanim jeszcze ruch zapanował na lądowych poligonach, na morze wyszły okręty. Wczoraj rano kilkanaście jednostek opuściło porty w Gdyni i Świnoujściu. Czy to znak, że podczas tegorocznej „Anakondy” marynarka wojenna odegra wyjątkową rolę?
wiceadmirał Krzysztof Jaworski: Rzeczywiście, siły morskie są w tym roku jednym z głównych ćwiczących. Nawet dowództwo ćwiczenia ulokowane zostało na poligonie w Ustce.
Czyli według scenariusza, nieprzyjaciel uderzy przede wszystkim od strony morza?
Niekoniecznie. Już samo usytuowanie Polski wskazuje, że ewentualna wojna w tej części Europy będzie się rozgrywała głównie na lądzie. Ale to w żadnym razie nie umniejsza roli marynarki. Musi ona osłaniać zarówno porty, jak i morskie szlaki komunikacyjne, bo właśnie tą drogą może zostać do nas skierowana sojusznicza pomoc – zarówno ta wojskowa, jak i gospodarcza. Trzeba też pamiętać, że Polska ma długą linię brzegową. W wielu miejscach nieprzyjaciel może wysadzić desant. Rolą marynarki jest do tego nie dopuścić. I to właśnie będziemy ćwiczyć. Oczywiście zadania sił morskich nie różnią się jakoś znacząco od tego, co działo się podczas poprzednich edycji. Okręty różnych klas mają konkretne przeznaczenie, poza które nie sposób wyjść. Planując kolejne edycje „Anakondy” staramy się jednak zmieniać rozkład akcentów, tak by ćwiczący byli przygotowani na różne warianty kryzysu czy konfliktu.
Przechodząc do szczegółów: jakie zadania będą realizować okręty?
Na Bałtyk wyszło kilkanaście jednostek różnych typów i klas: od trałowców, poprzez okręty rakietowe aż po fregatę. Pamiętać jednak trzeba, że marynarka wojenna to nie tylko okręty. W ćwiczenia zaangażowane zostaną również jednostki brzegowe, na przykład bataliony saperów czy dywizjony przeciwlotnicze. Z załogami okrętów będą współpracowały samoloty i śmigłowce z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej oraz baterie Morskiej Jednostki Rakietowej. Kulminacja działań na morzu nastąpi jutro, podczas tzw. Navy Day, kiedy to marynarka pokaże niemalże wszystkie swoje możliwości. W planach mamy więc strzelania artyleryjskie zarówno do celów powietrznych, jak i nawodnych, operację poszukiwania okrętu podwodnego przy udziale fregaty i śmigłowców, poszukiwanie i likwidację min, czy też działania z zakresu Sarex, czyli ratownictwa na morzu. Do tego Morska Jednostka Rakietowa przeprowadzi symulowane uderzenie na zbliżające się do polskiego wybrzeża okręty. Tych epizodów będzie naprawdę sporo. Główne zostaną zrealizowane mniej więcej na wysokości Ustki.
Czy okręty będą współdziałały z wojskami lądowymi?
Taka współpraca oczywiście należy do zadań marynarki. Wystarczy wspomnieć nasze okręty transportowo-minowe, które zostały przystosowane do przewozu techniki wojskowej, choćby ciężarówek, transporterów opancerzonych, czy bojowych wozów piechoty, a także wysadzenia desantu na nieuzbrojonym brzegu. Procedury towarzyszące tego typu działaniom również zostaną przećwiczone, tym razem jednak bez udziału pododdziałów lądowych. Zakres ćwiczenia niestety trzeba było ograniczyć ze względu na epidemię koronawirusa.
A jaka w tym wszystkim jest rola COM-DKM?
COM-DKM wchodzi w skład Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Odpowiadamy za przebieg morskiej części „Anakondy”. Kierujemy poczynaniami grup okrętów i lotnictwa morskiego, które zostały wydzielone do udziału w ćwiczeniu. Dowodzenie nimi przejąłem jeszcze w weekend. Teraz na bieżąco monitorujemy ich działania, będziemy im wyznaczać kolejne zadania, korygować ewentualne błędy. W praktyce odbywa się to tak, że rozkazy z poziomu COM-DKM spływają do dowódców poszczególnych grup zadaniowych, a oni już bezpośrednio są w kontakcie ze „swoimi” okrętami. Dowódcy na każdym szczeblu muszą oczywiście wywiązać się ze swoich zadań, ale mają sporo swobody. Chodzi o to, by wykazali się pomysłowością i inicjatywą. Na polu walki to rzecz niezwykle ważna.
„Anakonda” to najważniejszy sprawdzian polskiej armii...
Przygotowywaliśmy się do niego od miesięcy. I choć ze względu na zagrożenie epidemiczne musieliśmy zrezygnować z części zamierzeń – w „Anakondzie” na przykład nie biorą udział nasi zagraniczni sojusznicy – to staramy się nie tracić z oczu najważniejszej rzeczy. Ćwiczenia mają sprawdzić działanie sił zbrojnych jako całości, dlatego mimo wszystko mocno akcentowana jest współpraca pomiędzy poszczególnymi rodzajami sił zbrojnych.
Wracając jednak do marynarki wojennej: jak długo okręty pozostaną na morzu?
Mniej więcej przez półtora tygodnia. Kulminacja ich działań nastąpi co prawda jutro, ale grupy okrętów będą aktywne również przez kolejne dni.
autor zdjęć: mł. chor. mar. Karol Sztonder, MW
komentarze